sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 6- "We’re all right where we should be"

Bad Meets Evil- Lighters ft. Bruno Mars

 Wydaje mi się, że mam jakieś "deja vu". Ten sam dworzec co tydzień temu, ten sam pociąg, nawet spotkałam tego samego gościa w kasie po kupno biletu... Chociaż w sumie to nie wszystko jest takie same. Ostatnio przyjechałam tu na wesele kuzyna i miałam pracę. A teraz staram się zmienić swoje życie o 180 stopni. Podjęłam decyzję powrócenia do Zakopanego z nastawieniem na poznanie czegoś nowego, innego. Nie znaczy to, że będę teraz oscypki na Krupówkach sprzedawać. Po prostu chcę poznać nowych ludzi i cieszyć się z życia. Nigdy nie słyszałam, żeby mój kuzyn był taki szczęśliwy. Początkowo wściekł się, że tak potraktowali mnie w pracy, a gdy powiedziałam mu o swoich planach, by wrócić do Zakopanego piszczał do słuchawki i cieszył się niezmiernie. Zapukałam w stare drzwi i po chwili otworzyła mi mama. Ona była drugą osobą, która wiedziała o moim powrocie. Chciałam zrobić skoczkom niespodziankę, o ile kuzyn ich jeszcze nie powiadomił. Przytuliła mnie i kazała zjeść obiad, który specjalnie przyszykowała. 
- Masz już jakiś pomysł co robić? - zapytała siadając obok, przy stole.
- Szczerze, to nie wiem. Na razie mam pieniądze z pracy, no i sprzedałam mieszkanie znajomej. Poszukam tu czegoś przytulnego, a pracę może w międzyczasie znajdę. - powiedziałam zupełnie spokojnym tonem. 
- A kiedy idziesz do Stefana?
- Mówił, żebym przyszła wieczorem, nie określił szczegółowo.- wzruszyłam ramionami.- Dziękuję za obiad mamo, pójdę się rozpakować. Ruszyłam na górę i powoli wyciągałam ciuchy z dużej walizki. Reszta rzeczy ma przyjechać dopiero, gdy znajdę sobie tutaj jakieś lokum. Usiadłam po "turecku" na miękkim dywanie i otworzyłam klapę laptopa. Za dużo mieszkań nie ma, pomyślałam i odłożyłam urządzenie na łóżko. Odkręciłam kurek z wodą i wzięłam odprężający prysznic. Po wyjściu otuliłam się w puchaty ręcznik i prawie pisnęłam, gdy zobaczyłam Stefana siedzącego na łóżku z komputerem na kolanach.
- Ubieraj się, zaraz idziemy na imprezę. - powiedział nawet na mnie nie patrząc. Podeszłam do niego i z hukiem zamknęłam klapę laptopa przycinając przy tym końcówki Stefanowych paluszków. 
- Mama nie nauczyła, żeby cudzych rzeczy nie ruszać?- zapytałam podnosząc jedną brew do góry.
- Chciałem tylko pomóc w szukaniu mieszkania.- wyszczerzył się- Kamil ostatnio przeprowadził się i ma wolne mieszkanie na Krupówkach.
- Pogadam z nim.-stwierdziłam - A teraz wynocha, bo muszę się przebrać. 
Chłopak wyszedł, a ja z grymasem zajrzałam do szafy. 
    Szliśmy z Marceliną i Stefanem do mieszkania Stocha, bo jak się dowiedziałam ma dziś "parapetówkę".
- Naprawdę głupio mi się tak wpraszać.- jęczałam przez całą drogę.
- Przestań! Gdyby wiedział, że jesteś to na pewno by cię zaprosił.- odparł Stefan i pociągnął mnie za łokieć. Ustaliśmy przed drzwiami dużego drewnianego domu. Już na zewnątrz słychać było głośną muzykę. Kuzyn otworzył drzwi i jakby był u siebie, luzacko wszedł do środka. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, a ten tylko wzruszył ramionami. W środku panował istny harmider. Było pełno ludzi, których nigdy nie widziałam. Wśród wielu osób zauważyłam Piotrka i Dawida stojących przy stoliku z napojami. Podeszłam do niech i zakryłam blondynowi oczy dłońmi. Piotrek szybko się odwrócił, a gdy mnie zobaczył krzyknął: HURA! i mnie przytulił. Potem dołączył się też Dawid, Kuba, Kamil, a nawet Maciek podszedł i szeroko uśmiechnął się w moją stronę. Zdezorientowana spojrzałam na boki, bo może to nie do mnie kierował ten gest?
- Nie mówiłaś, że przyjeżdżasz!- oburzył się Piotrek. 
- Sama tego nie planowałam.- odparłam. 
- Dobrze, że jesteś.- Kamil przyjacielsko mnie objął i wrócił  w tłum ludzi.Żyła i Kubacki zaczęli czarować przy alkoholach i po chwili wręczyli mi szklankę z konsystencją o limonkowym kolorze. Upiłam łyk i lekko skrzywiłam usta. 
- Mocny?- spytał Dawid.
Przytaknęłam. Dolał coś i znowu dał do spróbowania. Teraz był wręcz idealny. 
- Do usług.- ukłonił się, a ja podziękowałam i odeszłam. Wyszłam na ogród i usiadłam na hamaku.
- Można? -zapytał brunet o ciemnych oczach.
- Jasne.- uśmiechnęłam się lekko.
- Fabian- wyciągnął rękę w moją stronę.
- Kornelia. 
Bujaliśmy się na hamaku i rozmawialiśmy na wiele tematów. Fabian jest kucharzem w jednej z najlepszych restauracji w Zakopanym. 
- Jak się poznaliście z Kamilem?- spytałam.
- Był moim sąsiadem przez parę lat, ale poznaliśmy się dopiero, gdy rzuciła mnie dziewczyna i zapomniałem kluczy do domu z restauracji. Siedziałem oparty o drzwi a wtedy on przyszedł i od tego czasu jesteśmy przyjaciółmi.- zaśmiał się.- A ty? Jak go poznałaś?
- Jestem kuzynką Stefana. I on nam sobie przedstawił. 
- Kornela! Chodź tutaj!- zawołał Kuba stojący w drzwiach. 
- Lecę, do zobaczenia.- podbiegłam do Kota, który wyprowadził mnie na środek salonu, robiącego za parkiet i zaczęliśmy wesoło tańczyć.
- Odbijamy!- krzyknął Kamil i chwycił mnie za dłonie. - Jak podoba ci się dom?-powiedział na tyle głośno, że bezproblemowo usłyszałam. 
- Naprawdę robi wrażenie. - zaśmiałam się.
- Nie wiedziałem, że przyjedziesz. - obrócił mnie, bym znowu wpadła w jego objęcia.
- O dziwo też tego nie planowałam, ale będę was wszystkich teraz miała blisko.- uroczo się uśmiechnął na te słowa i podziękował za taniec. 
 Moje nogi powoli stawały się miękkie i wyszłam na taras. Podświadomie chciałam chyba znaleźć Fabiana. Udało się, stał oparty o drewniane barierki.
- Znowu się spotykamy!- zaśmiał się brunet. 
- Najwyraźniej.- westchnęłam. 
Staliśmy w ciszy opierając się o barierki. 
- Masz ochotę się stąd wyrwać? - zapytał po chwili. 
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Spokojnie nie jestem gwałcicielem. To co? - wyciągnął ku mnie rękę. Po chwili zastanowienia chwyciłam ją i razem wyszliśmy z domu Kamila. Szliśmy przez śpiące Zakopane. Księżyc świecił wysoko i migały miliony gwiazd. Pomiędzy naszą rozmową i częstym śmiechem słychać było stukot obcasów o nierówny chodnik na przedmieściach. Doszliśmy do restauracji w samym centrum Krupówek. Zegar wskazywał 2 w nocy. Nawet na jakże gwarnej ulicy nie zauważyliśmy żywego ducha. Fabian wyciągnął pętko kluczy i jednym zgrabnym ruchem otworzył drzwi wpuszczając mnie pierwszą. Zaprowadził mnie do kuchni i usadził na ladzie. 
- Co masz ochotę zjeść? - klasną w dłonie. Zamyśliłam się i w końcu powiedziałam: 
- Może jakaś sałatka? Cesara?
- Moja specjalność. - podwinął rękawy koszuli i włożył fartuch. Nie pozwolił mi sobie pomóc, więc patrzyłam jak zręcznie radzi sobie z nożem i zwinnie porusza smukłymi palcami. Zaczęłam kręcić się po kuchni i zauważyłam czapkę kucharską leżącą na półce. Włożyłam ją i pokazałam się chłopakowi. 
- No, no, no. - zaśmiał się. 
- Mam czapkę, także mogę ci pomóc.- tupnęłam nogą. 
Kucharz pokręcił głową, ale zmiękł, gdy zrobiłam minę a' la szczeniaczek. 
- Możesz pokroić oliwki. 
Zabrałam się za krojenie, ale Fabian ciągle podjadał przez co rzuciłam w niego jedną. Ten nie był mi dłużny i po chwili byłam cała w mące. Nie wytrzymałam i rzuciłam w chłopaka pomidorem, który rozbryzgł się na jego twarzy i włosach.
Pękałam ze śmiechu, a brunet zmywał z twarzy części po warzywie. Zaprzestaliśmy walki, bo Fabian stwierdził, że nie chce szorować potem całej kuchni i ostatecznie wygrałam. Chłopak zapalił świeczki, postawił wino na stole, a także przygotowane dania. Wyszłam z łazienki, gdzie przemyłam twarz i otrzepałam ciuchy z mąki. 
- Zapraszam.- chwycił moją dłoń i odsunął krzesło, po czym usiadł naprzeciw mnie. Zjedliśmy w bardzo miłej atmosferze. 
- Zostajesz na stałe? - spytał, gdy kroczyliśmy ulicami, prowadzącymi do mojego domu. 
- Na to wygląda.- westchnęłam. 
- Masz już jakieś plany? 
- Szczerze? Teraz szukam jedynie mieszkania, a z pracą to nie mam pojęcia. - ustaliśmy przed furtką prowadzącą na posesję moich rodziców.
- Dziękuję za mile spędzony wieczór.- pocałował wierzch mojej dłoni. 
- To ja dziękuję.- uśmiechnęłam się przyjaźnie. 
- Może dasz mi swój numer, to się jeszcze spotkamy?- zaproponował, a ja wręczyłam mu wizytówkę jeszcze z pracy. 
- W takim razie czekam na telefon.- pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę drzwi. 

                                                            ~/~
Witam Aniołki :) Liczę na Wasze opinie i komentarze, które naprawdę dają dużego motywującego kopa :) Nie trudno było zgadnąć, że Kornelia wróci na stare śmieci. Pojawił się nowy bohater, który będzie tu częstym bywalcem. A ja mam do Was pytanie, za kim jesteście? TEAM FABIAN czy TEAM KAMIL? Piszcie ;) 
Pozdrawiam cieplutko i do napisania! 




















niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 5 "Everything has changed"

Taylor Swift- "Everything has changed"

       Przyszedł czas rozstania się z rodziną. Po długich uściskach z rodzicami i Kingą w kolejce ustawił się Stefan, a że musiałam się pożegnać z nim na poprawinach, bo mam jutro ważne spotkanie, wszyscy nam się przyglądali. Przytuliłam się do kuzyna i staliśmy tak szepcząc sobie różne rzeczy.
- Przyjedź wkrótce.- powiedział, gdy już trochę się odsunęłam i wycierałam łzy z policzków.
- Mam pracę, ale postaram się przyjechać na wakacje.- uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Zadzwoń jak dojedziesz, pa malutka.- dodał, podczas ostatniego uścisku. Pokiwałam głową i podeszłam do skoczków stojących obok.
- Za wami też będę tęsknić, wariaty wy moje!- zrobiliśmy grupowego przytulasa i bujaliśmy się na boki.
- Nie zapomnij o nas.- mruknął Żyła, gdy wzięłam walizkę i miałam odchodzić.
- Nigdy.- zaprzeczyłam- Wy o mnie też nie zapomnijcie, i nie smućcie się tak, przyjadę na wakacje.- pogłaskałam po ramieniu najbliżej stojącego Dawida, a ten smutno uśmiechnął się w moją stronę. To tylko kilkaset kilometrów, a przeżywamy to jakbym jechała na drugi koniec świata! Czy można zżyć się z ludźmi przez jeden wieczór, tak, że nie jesteś w stanie ich opuścić? Tak. Ci chłopcy  zaledwie przez wieczór i pół dzisiejszego dnia zdobyli moje zaufanie i zdecydowanie mogę ich nazwać swoimi przyjaciółmi. Może jeszcze kiedyś tego pożałuję, ale teraz na pewno nie.
     Spojrzałam w stronę szatyna, który również patrzył na mnie. Miał zatroskaną twarz i smutne oczy. Uśmiechnęłam się lekko, by dodać mu otuchy, po czym odwróciłam głowę w stronę płaczącej Blanki.
- No jeszcze brakowało tego żebyś ty płakała!- zaśmiałam się i wzięłam małą na ręce.- Nie płacz, niedługo się zobaczymy.- zaczęłam szepczeć i głaskać ją po główce, a ona się uspokoiła i wtuliła bardziej we mnie. Kinga przekręciła głowę i przyglądała się jak rozmawiam z Blanką, a ona z szeroko otwartymi oczami mi się przygląda. Coraz odwracałam wzrok, by na nią spojrzeć i w pewnym momencie na jej twarzy pojawił się grymas, a siostra przyłożyła dłoń do czoła i z torebki wyjęła małe pudełeczko z tabletkami. Wysypała dwie pastylki i zapiła je wodą. Usłyszeliśmy klakson taksówki i wiedziałam, że muszę iść. Oddałam malutką dla Kingi i na pożegnanie pomachałam ręką rodzinie i skoczkom. Stefan jeszcze przybiegł i gdy miałam wsiadać do pojazdu przytulił mnie bardzo mocno.
- Proszę, nie zapomnij o mnie, jak wtedy.- widać było, że też już nie walczył z łzami i pozwolił im płynąć po policzkach.
- Na pewno.- pocałowałam go w policzek i lekko od siebie odsunęłam.- spóźnię się na pociąg. Nie rób głupstw i dbaj o nie. Zadzwonię jak tylko dojadę. Pa.
- Pa.- powiedział ledwo słyszalnie. Wsiadłam do auta i wyciągnęła rękę przez otwartą szybę, by po raz ostatni im pomachać. Oparłam głowę o zagłówek i westchnęłam ciężko.
- Gdzie jedziemy?- zapytał melodyjnym głosem kierowca.
- Dworzec. - mruknęłam.
    Zapłaciłam kierowcy i opornie skierowałam się w stronę peronu II, gdzie czeka pociąg Zakopane-Warszawa Centralna. Zajęłam miejsce w przedziale i schowałam walizkę pod siedzenie. Usiadłam wygodnie i wlepiłam wzrok w szybę. Oparłam się o szybę i delikatnie muskałam ją opuszkami palców. Myślałam o wspaniałych chwilach spędzonych ze skoczkami i rodziną. Nie wiem kiedy ich teraz zobaczę, bo prezes i tak nie chętnie udzielił mi urlopu na dwa dni. Starałam je wykorzystać jak najlepiej, ale nigdy nie jest tak jak chcemy dokładnie, a w moim przypadku nie ma zmian. Jest praca, nic poza nią. Pociąg powoli zaczął wyjeżdżać z dworca. Uśmiechnęłam się na myśl, że z nikim nie będę musiała dzielić przedziału i nogi położyłam na fotelu naprzeciw. Przemyśleń ciąg dalszy. Poznałam naprawdę wspaniałych ludzi. Piotrek i Dawid potrafią mnie rozbawić jak nikt inny. Czuję, że na Kubie mogę polegać tak samo jak na Stefanie, nie mogę do końca rozgryźć jego brata, który cały wieczór spędził w towarzystwie Leny. Jest jeszcze szatyn o błyszczących oczach. Kamil jest zupełnie inny od reszty. Zamiast powiedzieć czasem coś więcej on woli to przemilczeć i tylko lekko uśmiechnąć, a nie jak reszta tych kochanych wariatów, którzy potrafią zamęczyć człowieka pytaniami. On z Kubą są podobni do siebie z charakteru, spokojne dusze ukojone swoim towarzystwem. Są jak zauważyłam przyjaciółmi, bo całe wesele klepali się przyjacielsko po plecach i często rozmawiali. Stefan zdecydowanie woli towarzystwo Żyły i blondyna, jednak z nimi też " trzyma". Odizolowany wydaję się być jedynie Maciek. Ostatni raz spojrzałam na szczyty gór powoli znikających na horyzoncie i zamknęłam oczy, by pogrążyć się w śnie.                   Otworzyłam oczy, gdy wjechaliśmy na dworzec centralny. Taksówką dojechałam do mieszkania i rzucając wcześniej bagaż w kąt położyłam się na miękkiej kanapie. Z kieszeni spodni wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer mamy, obiecałam przecież, że jak tylko dojadę to się zamelduję. Odłożyłam telefon, patrząc wcześniej na godzinę. Dochodziła ósma, więc po krótkim prysznicu i lekkiej kolacji, rzuciłam się zmęczona na łóżko.
      Budzik o 6:00 zaczął dzwonić tuż nad moim uchem. Poruszyłam delikatnie palcami, które ogrzewały promienie słoneczne. W końcu nadeszła wiosna! Z uśmiechem na twarzy wykonałam cały proces poranny i po godzinie stałam gotowa do wyjścia do pracy. Narzuciłam jedynie cienki płaszczyk i wyszłam z domu. Wchodząc do firmy momentalnie spoważniałam i nie byłam już tym "lepszym" odbiciem Kornelii. Usłyszałam charakterystyczne szepty moich pracowników i klasnęłam w dłonie, by przywrócić spokój.
- Proszę o ciszę, to redakcja, nie targowisko!- odwróciłam się w stronę recepcjonistki. - masz coś dla mnie? 
- Prezes panią prosił u siebie, przyjechał cały zarząd.- szepnęła. 
-Ajć!- przełknęłam ślinę, jednak starałam nie panikować i od razu ruszyłam w stronę sali konferencyjnej.  Zapukałam w drewniane drzwi i lekko je uchyliłam. 
- Można? - zapytałam nieśmiało. Prezes Nowakowski, starszy facet o siwych włosach i jasnej karnacji zaprosił mnie do środka i usiadłam w szczycie stołu. Panowała dziwna atmosfera. 
- Pani Kornelio nie chcemy już pani trzymać w niepewności. Zrobiła pani dla naszej redakcji naprawdę dużo i oczywiście doceniamy to,  ale musimy zakończyć naszą współpracę. - powiedział Nowakowski. 
Słowa odbijały się ode mnie echem i mimo, że je rozumiałam nie wiedziałam co to znaczy. 
- Ale jak to? Tak, po prostu mnie wyrzucacie? - oburzyłam się. Opowiedziała mi cisza. Szukałam odpowiedzi w oczach pracodawców, ale oni jak na złość uciekali wzrokiem po pomieszczeniu. 
- Ostatnia zaliczka zostanie przelana na pani konto jutro. 
- W takim razie. - odsunęłam z piskiem krzesło i szybkim krokiem podeszłam do drzwi. - pójdę po swoje rzeczy. - trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam i poszłam do swojego biura. Z hukiem usiadłam na fotelu.  Spojrzałam na panoramę Warszawy, która dopiero budziła się do życia. Odwróciłam się w stronę szklanej ściany, dzielącej mnie od pracowników. Wszyscy mnie tu nienawidzą, ale przecież sama jestem sobie winna. Osoba, która wchodziła akurat do redakcji przykuła moją uwagę. To dziewczyna, którą parę tygodni temu wyrzuciłam z pracy. Na twarzy miała chytry uśmiech i dumnie kroczyła w stronę biura prezesa. 
- Co się stało?! - do pomieszczenia wpadła Maja, a za nią Robert. 
- W sumie to, nic. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam pakować do kartonu swoje rzeczy. 
- Jak to nic? Przecież cała redakcja mówi o tym, że cię wywalili! - oburzyła się Kotowska. 
- Byliście najlepszymi pracownikami, jakich tylko mogłam sobie wymarzyć, dziękuje.  A teraz proszę, żebyście zostawili mnie samą. - powiedziałam przymykając oczy. 
Wyszli bez słowa lekko zatrzaskując drzwi za sobą. Skończyłam zbierać rzeczy i z załadowanym kartonem ruszyłam w stronę wyjścia. Ostatni raz spojrzałam na ekipę i przeklęłam ich w myślach, bo nikt nie zwracał na mnie uwagi, nawet recepcjonistka. Z biura  prezesa wyszła była pracownica i Nowakowski, który właśnie ogłosił, że to ona jest nową naczelną, a dziewczyna pocałowała go prosto w usta, co wywołało jeszcze większe brawa pracowników. Otworzyłam usta ze zdziwienia, ale nic nie mogłam powiedzieć. Czułam nieprzyjemną gulę w gardle. Jedyny czyn, na który było mnie stać to z całej siły spoliczkować nadętego bufona o nazwisku Nowakowski. Mężczyzna złapał się momentalnie za policzek, a dziewczyna pisnęła z przerażenia. 
- Szczęścia życzę. - syknęłam uśmiechając się z odrazą i na pięcie odwróciłam się w stronę windy i z dumnie podniesioną głową i wypiętą piersią kroczyłam przez Warszawę. Weszłam do mieszkania rzucając rzeczy w kąt. Podeszłam do podświetlonego barku i wyciągnęłam butelkę czerwonego wina i lampkę. Po wypiciu dwóch butelek i oglądania jakiegoś durnego programu  przyrodniczego  o życiu małp, podczas którego wszystko komentowałam i śmiałam się sama z siebie. Zostałam bez pracy, która była całym moim życiem, to jej poświęciłam wszelką uwagę i teraz nie zrobię niczego. Zapewne we redakcjach głównym tematem do plotek jest pozbycie się jędzy bez uczuć. 
- "Największą rzeczą, których boją się małpy to zmiana swojego życia. Są typem osadników, którzy przyzwyczajają się do swojego zamieszkania w jednym miejscu i tylko natura czasem zmusza je do przeniesienia się na inne tereny..." - mówił lektor. Czyli jestem też małpą, która przeprowadziła się do Warszawy z powodów naturalnych. Może właśnie teraz też mam takie problemy? Na te pytanie może odpowiedzieć tylko jedno: ryzyko. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam po długiej nieobecności! Wypadł mim nieplanowany wyjazd i nie miałam czasu, by dodać rozdział :) Przepraszam z góry za błędy i liczę na Waszą opinię ;)/ Julka

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 4- "We'll be counting stars"

OneRepublic- Counting Stars

   Piękne słońce, lazurowe niebo i ponad 20 stopni na zewnątrz, czy może być coś piękniejszego? Kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry. Miałam wiele powodów do radości. Pierwszy: wczoraj poznałam Marcelinę i Kornelię, szybko znalazłyśmy wspólny język, a ja żeby dogryźć troszkę Stefanowi opowiadałam jej różne, nie koniecznie miłe dla niego historie z dzieciństwa. Moja imienniczka jest najsłodszym dzieckiem, które znam. A gdy opowiedziała wierszyk "O misiu" myślałam, że padnę. Jej gestykulacja i koniec "nie ce łapy podać? A to toda!" (czyt. Nie chce łapy podać? A to szkoda.) Druga rzecz: mój kuzyn jest naprawdę szczęśliwy i cieszę się jego szczęściem. Przy najmniej jedno z nas znalazło drugą połówkę.  No i do tego dzis bierze ślub! Uwielbiam chodzić na śluby innych, bo własnego się pewnie nie doczekam. Zeszłam na dół po starych, skrzypiących schodach i skierowałam się do kuchni. W niej krzątała się mama i nuciła muzykę lecącą w radiu. Na palcach podeszłam do niej i "dźgnęłam" palcami w boki. Mama podskoczyła, a ja się roześmiałam. 
- Wystraszyłaś mnie!- powiedziała oburzona, a ja jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać. 
- Przepraszam.- zachichotałam i pocałowałam ją w policzek. 
- A co ty masz taki dobry humor? - zapytała z brwią podniesioną do góry. Zawsze to robiła, gdy chciała coś ze mnie wyciągnąć. 
- Mój kuzyn się żeni! - odparłam.
- Mhm, a nie poznałaś nikogo wczoraj?- dopytywała się.
- Jeśli chcesz zapytać, czy spotkałam chłopaka i mi się, któryś spodobał to mówię, że nie. 
Mama przewróciła oczami i zaczęła kroić jabłka na jabłecznik w cienkie plasterki. 
- A naszego mistrza poznałaś?
- Małysza nie było.- mruknęłam.
- Ale się zapuściłaś! Przecież kiedyś oglądałaś wszystkie zawody. O Kamilu mówię, Kamilu Stochu. Przystojny, prawda?
Trochę mnie zdziwiła ta informacja, Kamil wydaje się być takim spokojnym i przede wszystkim skromnym chłopakiem. Nigdy bym nie powiedziała, że jest mistrzem świata.
- Możemy zmienić temat?- przewróciłam oczami.
Mama spojrzała się na mnie, a potem znowu zaczęła kroić jabłka. 
- Wiesz, że Marcin przyjechał na ślub?- zapytała, a ja wyplułam wodę, którą piłam do szklanki.
- Że co?!- oburzyłam się.
Marcin to mój były chłopak. Byliśmy parą jeszcze za czasów licealnych. Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły, był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Potem okazało się, że jego ojciec dostał pracę w Krakowie i wyjechał. Zniknął. Nie pisał, nie dzwonił, a ja głupia każdego wieczoru czekałam z telefonem pod ręką, że może Marcin zadzwoni. Naprawdę go kochałam, tyle, że jego rodzice mnie nie lubili, i to było też dużą przeszkodą dla naszego związku.
- Spotkałam jego mamę, oni wrócili już dawno do Zakopanego, bo i tak są na emeryturze, a Marcin pracuje w jakiejś korporacji, zarabia całkiem niezłe pieniądze. - ciągnęła, a ja jej nie słuchałam, tylko wyszłam z domu. Zabije Stefana, to jego sprawka!
   Z zaciśniętymi pięściami szłam ulicami miasta, by jak najszybciej znaleźć się w domu kuzyna. Kopnęłam furtkę, ta bez problemów się otworzyła i z podniesioną pięścią szłam do drzwi, by zapukać, gdy tuż przed nosem drzwi się otworzyły i stanął w nich uśmiechnęty Marcin. Poczułam jak adrenalina bierze górę, a usta wykrzywiły mi się w grymas. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i momentalnie z twarzy chłopaka znikł uśmiech.
- Hej- zaczął niepewnie. 
- Przyszłam do Stefana.- wyminęłam go w drzwiach, a on złapał mnie za rękę. Mimowolnie odwróciłam głowę, i szarpnęłam łokciem, ale uścisk był za mocny.
- Czego chcesz?!- syknęłam . 
- Chcę porozmawiać.- powiedział tym samym spokojnym głosem, którym przemawiał, by mnie uspokoić. Zawsze działał na mnie kojąco, teraz nie chciałam nawet dopuścić do spojrzenia mu w oczy.
- A ja nie, puszczaj, bo zacznę krzyczeć. 
Bez słowa puścił moją rękę i wyszedł trzaskając drzwiami. W korytarzu pojawił się zdziwiony Stefan. Podeszłam do niego i zaczęłam mu przed nosem wymachiwać rękoma, krzycząc przy tym różne obelgi na jego osobę. Złapał mnie lekko za nadgarstki i pociągnął do salonu.
- Usiądź i powiedz spokojnie o co chodzi.
- Co tu robi Marcin?! Przecież wiesz, jak było między nami!
Stefan się zaśmiał i pokręcił głową.
- A nie przyszło ci do głowy, że to może Marcelina go zaprosiła? To jest jej kuzyn.- widząc moją minę przysiadł się obok i pogłaskał mój policzek.
- Naprawdę nie chciałem żeby tu był.- przytulił mnie
- Jestem twarda, dam radę.- powiedziałam stanowczo. - A czemu ty jeszcze nie ubrany? - zapytałam po chwili.
- No właśnie miałem się ubierać, ale ty przyszłaś.- puścił mi oczko. 
- Pomóc ci?
Pokręcił głową.
- Trochę się stresuję. - opadł na oparcie kanapy.
- Wszystko będzie dobrze! Marcelina to wspaniała kobieta, jak ty tego nie schrzanisz to będziecie żyli naprawdę dobrze. A Kornela jest przesłodka. - uśmiechnęłam się pokrzepiające w jego stronę. 
- Zaraz Kamil powinien tu być.- westchnął.- Jest świadkiem.- wytłumaczył widząc moje zmieszanie.
- Mhm... To ja będę już iść, pa.- pocałowałam jego policzek i wyszłam z mieszkania. 
Wychodząc prawie wpadłam na Kamila. 
- O Kornelia, cześć. 
Spojrzałam na niego i zrobiłam chyba jedną z najgłupszych rzecz, która przyszła mi na myśl.
- Eee cześć... a ty to... hmm Kamil?- wyjąkałam choć bardzo dobrze pamiętałam jego imię. 
Chłopak zaśmiał się i przytaknął. Lekko go wyminęłam i na odchodne mruknęłam coś o załatwieniu spraw, nawet nie mówiąc słowa pożegnania. Ale ze mnie idiotka!, pomyślałam, znowu zaczynam się zachowywać jak kretynka. W sumie to zawsze byłam taka w stosunku do mężczyzn, a raczej od związku z Marcinem. Szybkim krokiem doszłam do domu, a w ogrodzie za domem siedział ojciec. Zatrzymałam się i usta zacisnęłam w wąską linię. Iść, albo nie iść, oto jest pytanie. Wybrałam pierwszą opcję, po cichu i bardzo opornie podeszłam do taty. Usiadłam obok na hamaku i oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął. 
- Tęskniłem, wiesz?
- Wiem.
- Już nie odejdziesz?
- Nigdy.
Bujaliśmy się i rozmawialiśmy o wszystkim. W końcu nadszedł czas szykowania na ślub. 
  Po prawie godzinie usiadłam na łóżku i przejechałam opuszkami palców po delikatnym materiale blado niebieskiej sukienki sięgającej do kolana, która idealnie kontrastowała z moją ciemną karnacją.Włosy zostawiłam rozpuszczone, bo zrobić coś z moimi czarnymi lokami naprawdę trzeba dużo czasu. 
- Ojej!- usłyszałam pisk i spojrzałam na kochanego rudzielca. - Kornixon!!!- lekko się uśmiechnęłam i przytuliłam siostrę.
- Jak dawno cię nie widziałam. - powiedziałam z lekką chrypką w głosie. 
- Ja ciebie też, jejku jak ty ślicznie wyglądasz w tej sukience!- Kinga zawsze była pełna energii i optymizmu. Wszyscy mówili, że nie jesteśmy do siebie podobne z wyglądu, a z charakteru to już nie ma co gadać. 
- A gdzie twoje córki?- zapytałam.
- Są na dole, chodź.- pociągnęła mnie za rękę. 
- To jest Lena- wskazała na prawie, że jej odzwierciedlenie, te same rysy twarzy i rude włosy, która stała oparta o ścianę z grymasem na twarzy. Ciemne oczy przelotnie na mnie spojrzały, a potem znowu wlepiła wzrok z podłogę.
- Lena, przywitaj się z ciocią Kornelią.- naciskała Kinga. Ta jedynie wyminęła nas i poszła na górę. Siostra westchnęła odprowadzając ją wzrokiem. 
- A ta mała kruszynka to Blanka. - uśmiechnęła się i przykucnęła przy nosidełku. Zaczęła szepczeć coś do małej i powoli ją wyjęła. Dziewczynka miała zamknięte oczka, które najwyraźniej oślepiały promienie słoneczne. Jak boga kocham, nigdy nie widziałam, żeby dziecko miało tyle włosów! Czarna czupryna zdobiła jej główkę. 
- Potrzymaj, a ja pójdę po rzeczy z samochodu.- powiedziała i nie patrząc na mnie, podała mi małą. Zupełnie nie wiedziałam jak obchodzić się z dziećmi, ale mała nie płakała, więc chyba nieźle mi szło. Powoli otworzyła niebieskie oczka i na mnie spojrzała. Wiem dobrze, że takie miesięczne dzieci jeszcze nic nie widzą, ale zdawało mi się, że mała uśmiechnęła się na moment, po czym znowu zamknęła oczy. Kąciki moich ust lekko się podniosły. 
- Jak słodko!- pisnęła Kinga, a mała zaczęła płakać. 
- No i co żeś zrobiła?- powiedziała mama, którą dopiero teraz zobaczyłam. - Chodź do babci moja najukochańsza królewna.- zaczęła mówić charakterystycznym głosem. Wzięła Blankę, która momentalnie się uspokoiła i poszła z nią do ogrodu. 
- Dobra, ja pójdę się ubrać, bo mamy mało czasu.- powiedziała Kinga i poszła na górę. 
Usiadłam na blacie w kuchni i patrzyłam w okno, gdzie mama chodziła z Blanką na rękach i pokazywała jej kwiaty, góry, domy, a mała tylko coraz otwierała oczy, by za chwilę znowu je zamknąć. Usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. W kuchni pojawiła się Lena, ubrana w kremową, koronkową sukienkę. Znając życie Kinga kazała jej ją włożyć, bo była zupełnie w jej stylu. Choć nie zupełnie pasowała do "buntowniczki". 
- Mama kazała ci ją włożyć?- zaczęłam. 
Dziewczyna spojrzała na mnie i przytaknęła. 
- Zawsze lubiła wszystkimi rządzić. Dlatego, gdy ja miałam 10 lat, a ona 20 często mnie ubierała w te swoje różowe sukieneczki, których nienawidziłam.
Pokręciła głową ze zrozumieniem i uśmiechnęła się lekko. 
- Możesz mi przypomnieć ile masz lat?- zapytałam.
- Skończyłam szesnaście w lutym.
- Mhm.
- Tadam!- do pomieszczenia wpadła Kinga w pudrowej sukience.
Muszę, przyznać, że wyglądała ładnie.
- Hohoho, siostra szalejesz.- zaśmiałam się. 
- No ba! Muszę ubrać Blankę.- podrapała się w głowę.
- Już to zrobiłam.- powiedziała mama stojąca w drzwiach i trzymała małą, ubraną w żółtą sukienkę z tiulem i z czarnymi lakierkami. Wyglądała chyba najlepiej z nas wszystkich. 
W końcu przyjechał tata ze świeżo umytym samochodem. Chociaż i tak musieliśmy jechać dwoma. Pod kościołem nie chciałam rzucać się w oczy, ale i tak to zrobiłam i wszystkie ciotki "rzuciły" się na mnie i zaczęły całować, a ja starałam się zachowywać przyzwoicie, co mi chyba wyszło, bo ciotki mnie zachwalały i ledwo im uciekłam. Pod kościół podjechali państwo młodzi oraz świadkowie. Wśród tłumu ludzi dostrzegłam Kingę i razem poszłyśmy do kościoła. 
 Gdy wzruszająca ceremonia się skończyła, wszyscy skoczkowie wyszli i przed kościołem ustawili się krzyżując narty, tworząc przy tym świetne wyjście z budynku. W końcu przyszedł czas na wesele. Wszyscy pojechali wcześniej, by zająć miejsca.  Oczywiście Stefan przeniósł  Marcelę przez próg sali. Po wyśmienitej kolacji przyszedł czas na pierwszy taniec. Goście ustawili się w duży okrąg, a w środku tańczyła para młoda i ich córka. Potem zaczęły się tańce do białego rana, jak to w mają w zwyczaju górale. Po tańcu z tatą i dwoma wujkami, których imienia nawet nie pamiętam ,wyszłam na taras, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Jak na złość o barierkę stał oparty Marcin. Muszę przyznać, że wyglądał świetnie w dopasowanym smokingu i białej koszuli. Chciałam się wycofać, ale chłopak mnie zobaczył i nie było mowy o ucieczce. 
- Chodź nie gryzę.- wyciągnął rękę, w moją stronę, którą wyminęłam i ustałam jakieś dwa metry dalej od niego. Chłopak zaśmiał się i pokręcił głową.
- Możesz przestać się tak zachowywać? 
- Jak?- odparłam szybko i spojrzałam na niego zdziwiona.
- Jak rozkapryszona królewna.-powiedział bez namysłu. 
Zacisnęłam usta w wąską linię i odwróciłam głowę w drugą stronę. 
- Ja chcę tylko porozmawiać.- podszedł bliżej i położył rękę na moim ramieniu. Momentalnie się odwróciłam i zepchnęłam jego dłoń.
- Proszę. - nalegał i swoimi niebieskimi ślepiami prawie wywiercił dziurę w moim brzuchu. 
- Kochanie? - usłyszeliśmy głos i zwróciłam głowę w stronę Kamila, który można powiedzieć, że uratował mnie od Marcina.
- Jakiś problem?- zapytał podchodząc bliżej i obejmując mnie w pasie. 
- Nie.- szepnęłam i uśmiechnęłam się w jego stronę. 
Marcin chyba nie wiedział jak ma się zachować i po prostu odszedł. 
- Dziękuje, to mój były i ciągle nalega żebyśmy porozmawiali.- usiadłam na ławce, która stała obok i podniosłam głowę. Na niebie były miliony gwiazd. Kamil delikatnie usiadł obok i westchnął. 
- Piękna noc.- szepnął 
- Tak. Kamil?
Spojrzał na mnie.
- Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie dzisiaj z rana. Byłam po prostu zła i tak wyszło...
- Nie ma problemu. - odpowiedział tym samym wesołym tonem jak dziś rano. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i przez dłuższy moment wpatrywaliśmy się w swoje oczy. 
Zmieszaliśmy się, gdy usłyszeliśmy kroki niedaleko. 
- Zatańczymy? - zapytał.
- Tutaj?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Czemu nie? Przecież doskonale słychać muzykę.- wstał, ukłonił się i wyciągnął rękę. 
Zachichotałam i chwyciłam jego dłoń. Kołysaliśmy się powoli w rytm piosenki. Coraz tylko wykonywałam obrót po czym znowu wpadałam w jego objęcia. Na koniec chłopak mnie pochylił, tak, że nasze czoła się stykały. I znowu ten nieprzyjemny moment, gdy patrzymy sobie w oczy i nic się nie dzieję. W końcu wróciliśmy do poprzedniej pozycji i Kamil pocałował wierzch mojej dłoni, a ja dygnęłam. Wróciliśmy na salę, gdzie trwał akurat konkurs salsy. Stefan mnie dopadł i pociągnął na środek sali. 
- Pamiętasz jak byliśmy dziećmi i tańczyliśmy? 
Przytaknęłam.
- No to to samo rób tutaj.- uśmiechnął się.
Wśród innych par była reszta skoczków z partnerkami, ale i tak moją uwagę  przykuła partnerka Maćka, czyli Lena. Z głośników zaczęła lecieć piosenka, a ja momentalnie rozpoznałam melodię z dzieciństwa. W ruch poszły bioderka i przetańczyliśmy całą choreografie.  Na koniec usłyszeliśmy falę oklasków i to nasza para zwyciężyła.
- Byłeś świetny- szepnęłam mu do ucha. 
- Ty też. A Kamil dobrze tańczy? - odpowiedział z chytrym uśmiechem na twarzy. 
- Spadaj! - walnęłam go w ramię i odeszłam z udawanym fochem, chociaż zaśmiałam się.
Opadłam na krzesło obok mamy i obserwowałam Lenę i Maćka, którzy świetnie się bawili w swoim towarzystwie. 
- Ładnie razem wyglądają, nie?- zapytała Kinga, która się tu nagle zjawiła.
- Słodko.- odparłam. 
- Czy można prosić?- zapytał Piotrek. Przytaknęłam i razem poszliśmy na środek parkietu. Żyła okazał się świetnym tancerzem. Straciłam rachubę czasu, gdy tańczyłam z każdym skoczkiem razy dwa. W końcu pozwolili mi odetchnąć. Usiadłam przy stoliku z ciotkami i nie spodziewałam się, że one mogą tyle wypić.  Gdy poczułam lekkie szumienie w głowie postanowiłam przystopować i do reszty wesela wypiłam tylko jednego drinka, by uniknąć jutrzejszego bólu głowy.




Hej wszystkim! Wiem, że jest późna pora, ale dopiero skończyłam pisać rozdział i nie mogłam się   powstrzymać od dodania go :) Przepraszam za błędy!
Trzymajcie się cieplutko i do napisania / Julka






sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 3- "Wake me up, when it's all over "


Avicii- Wake Me Up


      Stukot obcasów i głośny odgłos uderzających o chodnik kółek od walizki towarzyszył mi po wyjściu z pociągu. Wiatr lekko rozwiewał gęste włosy, łaskocząc tym samym szyję. Słońce ogrzewało twarz, dostarczając przy tym witaminy D. Nad miastem czuwał "Śpiący rycerz", niezmienny od wielu lat. Gwara góralska oraz rzucające się w oczy typowe stroje z haftem.  Jednym słowem: powróciłam do domu! Kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze, a w środku toczyłam wielką bitwę z emocjami, by nie uronić łez szczęścia. Wszystkie miejsca o czymś mi przypominały. Chociażby zwykła kapliczka, przy której, byłam na swojej pierwszej wycieczce rowerowej z Stefanem. Szłam przez ulice miasta i nie mogłam przestać oglądać się na boki. Wszystko na swoim miejscu, tylko trochę starsze, ale mimo upływu lat ma swój urok, a nawet i większy. W końcu stanęłam przed drewnianą furtką i domem. MOIM domem. Z ust zszedł uśmiech, a pojawił się nawet cień grymasu. Głęboko westchnęłam i lekko popchnęłam furtkę, by się otworzyła. Zacisnęłam mocniej rękę na uchwycie od walizki i powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Przed naciśnięciem na dzwonek zamknęłam oczy, chcąc uspokoić  wrzące we mnie negatywne emocje. Nacisnęłam biały guzik i usłyszałam krzątanie się w środku. Po chwili drzwi otworzyła kobieta z jakże szczerym uśmiechem, siwymi włosami spiętymi z tyłu, ubrana w fartuszek w kwiaty. Mama. Nie zmieniła się prawie, z wyjątkiem kompletnie siwych już włosów i większą ilością zmarszczek na twarzy. Duże, brązowe oczy, które po niej odziedziczyłam bacznie mi się przyglądały i nie mogłam z nich nic wyczytać. Czekałam na jej ruch. Na chociażby skinienie głowy czy uśmiech. Choć po ostatnim spotkaniu mogłaby też zamknąć drzwi przed nosem. Jej reakcja mnie zupełnie zdziwiła. Przytuliła mnie. Och, jak bardzo tęskniłam nad zwykłym uściskiem matki, które wystarczyło, by poprawić złe samopoczucie, by odgonić niepowodzenia i przywrócić radość. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za tym wszystkim. Trwałyśmy dalej w uścisku i płakałyśmy. Po prostu płakałyśmy. Były to łzy szczęścia, które nas oczyszczały. Czułam się tak bezpiecznie w jej ramionach. Gdy się odsunęłyśmy od siebie mama pociągnęła mnie za rękę, jakby bała się, że znowu odejdę. Jak to w rodzinnym domu zjadłam syty obiad, a potem rozmawiałam z mamą do późnego wieczora. Musiałyśmy nadrobić 9 lat. Podczas kolejnego wybuchu śmiechu usłyszałyśmy otwierające się drzwi. Stanął w nich mój ojciec i skierował wzrok na mnie. Westchnął jedynie, co było bardzo typowe dla niego. Gdy wchodził na górę po schodach, w moich oczach pojawiły się łzy. Wtedy zrozumiałam mój wielki błąd. Wbiegłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Jak za dawnych lat, gdy miałam gorszy dzień. Tylko wtedy Stefan siedział przy mnie i masował moje plecy, chcąc mnie uspokoić. Chciałabym teraz pójść do taty, jak za dziecięcych lat, gdy przyśnił mi się koszmar, usiąść mu na kolanach i szepnąć: "Kocham Cię ", a on  odpowiedziałby tym samym, i bujał się w przód i tył nucąc przy tym usypiającą melodię. 

- Kornix!- usłyszałam krzyki nad uchem. Mimowolnie się uśmiechnęłam na dźwięk znanego mi głosu, choć zostałam właśnie perfidnie wybudzona. 
- Odejdź potworze i daj mi spać!- mruknęłam i przewróciłam się na drugi bok.
- Oj no przywitaj się ze mną przynajmniej.- jęczał i ciągnął mnie za nogę, aż w końcu spadłam na podłogę z wielkim hukiem. Spojrzałam na niego gniewnie i masując obolałe pośladki zaczęłam go gonić. Zbiegliśmy na dół, gdzie mama przygotowywała śniadanie. Ganialiśmy po całym salonie, a potem wbiegliśmy do jadalni. 
-Wiesz co ci powiem? Wypiękniałaś!- powiedział i stanął po drugiej stronie stołu. Prychnęłam i założyłam ręce. 
- A ty za to urosłeś i nie muszę patrzeć na ciebie z góry.- pokazałam mu język, a on się zaśmiał.
- Oj, a wy nigdy nie dorośniecie. - mama pokręciła głową i postawiła kanapki na stole, a ja pocałowałam jej policzek. 
- Ja dawno dorosłam! Ale on?- spojrzałam na niego z udawanym grymasem. Stefan ustał na środku pokoju i udawał, że płacze. Zaśmiałam się i przytuliłam go.
- Nic się nie zmieniłeś.- szepnęłam
- Za to ty ciągle się na to nabierasz.- odparł i zaczął mnie łaskotać. Mój śmiech słychać zapewne było w całych Tatrach. Gdy się nade mną zlitował zjedliśmy śniadanie i żwawo gawędziliśmy. 
- Ej co się dzieje?- zapytał i pstryknął mnie w nos. Stefan jak nikt inny potrafił po jednym rzucie oka rozpoznać mój nastrój. Uśmiechnęłam się smutno i przelotnie spojrzałam w kierunku mamy, a on wiedział, że pogadamy sami, bez towarzystwa osób trzecich. 
- Strasznie się cieszę, że przyjechałaś. Może przyjdziesz dziś na mój trening?- spytał z iskierkami w oczach. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się.
- Może. 
- Ej no weź! Poznasz moich kolegów. A jeśli jesteś sama, to powiem, że są tam też przystojniacy.- wyszczerzył się, a ja uderzyłam go w ramie.
- Tak jestem sama, ale nie szukam faceta.
- No bo źle szukasz! Ja ci pomogę, zobaczysz.- dumnie wypiął pierś.
- Pamiętaj, że wyjeżdżam w poniedziałek.
- Szczegół- machnął ręką i pocałował mnie w policzek.- Ja lecę, muszę załatwić parę spraw. Przyjdź o 17 na Krokiew. 
- Jasne, pa. 
Posprzątałam po posiłku i postanowiłam pójść na spacer. Wróć, na początku trzeba się umyć i ubrać. 
Kocham chodzić na spacery, a raczej kochałam, bo dawno już na typowym spacerze nie byłam. Beztroskie łażenie po uliczkach i patrzenie na turystów, którzy są tu pierwszy raz i zachwycają się każdą chatą. Kiedyś sama potrafiłam się wpatrywać dziesięć minut w jeden krajobraz, ale teraz, choć są równie piękne potrafię przejść obok nich obojętnie. Co się ze mną stało? 
- Ej laleczko!- usłyszałam krzyki, odwróciłam głowę i zobaczyłam dwóch mężczyzn, opartych o płot, stojący przy jednym z łąk. Jeden brunet z ciemną karnacją i brązowymi oczami. Drugi szatyn z miłym uśmiechem i błyszczącymi, ciemnoniebieskimi oczami. W sumie oczy to on ma ładne. 
- Słucham?
- Taka ładna i samotna, nie szukasz jakiś przystojniaków?- zapytał brunet.
- No wiesz szukam, ale nigdzie nie mogę znaleźć.- odparłam z chytrym uśmiechem. Chłopak się widocznie zmieszał, a jego towarzysz zachichotał. - Wiecie co?, pójdę poszukać gdzie indziej, pa!
"Idioci", pomyślałam, gdy minęłam ich i poszłam w kierunku jeziora w lesie. Ku mojemu zaskoczeniu dokładnie pamiętałam całą drogę, prowadzącą do niewielkiego szałasu. Objęłam się rękoma i patrzyłam na spokojną taflę wody. Szum drzew i ledwo słyszalny śpiew ptaków, który zapadł mi w pamięci dodawał temu miejscu większego uroku. Usiadłam na brzegu i wpatrywałam się w śliczny krajobraz. Pamiętam jak wiele razy przybiegałam tu z płaczem i zaszywałam w szałasie na cały dzień. Zamyśliłam się i dopiero chłodny podmuch wiatru sprawił, że otrzeźwiałam i wstałam otrzepując się z piachu. Ostatni raz spojrzałam się za siebie i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Nie ma po co iść do domu skoro zaraz będzie godzina 17, więc od razu ruszam na Wielką Krokiew. Widzę w oddali zarys skoczni, ale przed tym stoi budka z lodami i watą cukrową. Nie byłabym sobą, gdybym przeszła obojętnie, więc kupuję dużą porcję przysmaku. Przez całą drogę ostrożnie skubię małe kawałki waty, jednak ręce kleją mi się okropnie. Mam szczęście, bo gdy podeszłam pod wejście na skocznię w tym samym momencie podjechał samochód, z którego wysiadł Stefan. Popychając się i śmiejąc szliśmy do drewnianego domku, która pełniła funkcję szatni. Ja usiadłam na ławce i czekałam na kuzyna. Usłyszałam wesołe głosy niedaleko i zza ściany wyłoniły się sylwetki jak mniemam innych skoczków. Wśród nich dwójka tych, którzy zaczepili mnie dziś z rana. Gdy zobaczyli moją osobę, chciało mi ryczeć ze śmiechu. Szczególnie mina bruneta mnie rozbawiła. Można powiedzieć, że wyrażała więcej niż tysiąc słów.
- Co się tu dzieję?- zapytał mężczyzna, który przyszedł z przeciwnego kierunku.
- Jestem Kornelia Hula.- uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w jego stronę, którą szybko uścisną i przedstawił się jako Łukasz Kruczek, trener polskiej kadry skoczków. Mam sentyment do osób starszych ode mnie, więc starałam się zachowywać miło. Łukasz kazał chłopakom iść do szatni i zaczął ze mną luźną pogawędkę. Kruczek okazał się bardzo sympatyczną osobą, miło mi się z nim gawędziło, ale przerwał nam Stefan, który przechodząc obok poczochrał mi włosy i przywitał się z trenerem.
- Widzę, że poznałeś już moją kuzynkę. 
- Tak, tak, ale niestety muszę iść pogadać z waszym lekarzem, także do zobaczenia.- powiedział i odszedł. 
Przekręciłam głowę i z uśmiechem spojrzałam na Stefana.
- Tamta grupka to są ci twoi "przystojni kumple", o ktorych wspominałeś z rana?- zapytałam podnisząc brew do góry.
- O to ich też już poznałaś?- oburzył się.
- Tak jakby- zaśmiałam się i wtedy dołączyła do nas reszta skoczków. 
- Chłopaki!, poznajcie moją kuzynkę Kornelię Hulę.
- Hej- powiedziałam i starałam się uśmiechnąć, ale chyba mi nie wyszło, bo spojrzeli na mnie lekko zdziwionym wzrokiem. 
- Stefan, a powiedz, bo niby z was rodzina, ale podobienstwa nie ma, ona taka ładna a ty...- powiedział chyba najwyższy z towarzystwa z kozią brudką i zaczął się głupkowato śmiać, na co ja tylko uniosłam brwi do góry. 
- Masz rację Piotrek, a swoją drogą, to ja myślałem, że twoja córka ma 3 latka.- wtrącił kędzierzawy, na co wszyscy się zaśmiali.
Stefan z głośnym plaskiem uderzył się dłonią w twarz i odszedł. No pewnie, zostaw mnie tu samą! Nastąpiła trochę niezręczna cisza. Spuściłam wzrok i patrzyłam się w czubki butów, jednak czułam na sobie wzrok skoczków.
- W sumie, to my się jeszcze nie przedstawiliśmy- zauważył "wspaniałomyślnie" szatyn z ładnymi oczami, a ja podniosłam wzrok.
- Jestem Kamil Stoch.- uśmiechnął się przyjaźnie, co udało mi się odzwajemnić. Trochę mi było głupio, bo nasze pierwsze spotkanie nie należało do miłych, ale jemu to chyba nie przeszkadzało. 
Potem był Piotrek Żyła, ten z kozią brudką i głupkowatym uśmiechem, Dawid Kubacki, kędzierzawy blondyn, Kuba Kot, który wydawał się być bardzo przyjacielski, Krzysiek Miętus "Titus", został jeszcze brunet, ale jakoś nie kwapiło mu się do przedstawienia, więc odeszłam i poszłam w kierunku Stefana, który się właśnie rozgrzewał. 
- I jak? Poznałaś wszystkich?- zapytał
- Prawie, bo jeden wydaje się być bufonowaty i nie przedstawił się. 
Stefan na chwilę na mnie spojrzał, a potem znowu wrócił do ćwiczeń.
- Niech zgadnę, mówisz o tym brunecie w zielonej koszulce?
Przytaknęłam. 
- Nie przejmuj się. Maciek ma takie swoje humorki. Powiedziałaś mu coś? 
- No w sumie...- opowiedziałam mu o zdarzeniu z rana. A on machnął ręką i powiedział:
- Obraziłaś jego dumę.
Odpowiedziałam mu prychnięciem i usiadłam na ławce obok.
- A powiesz mi co się stało, że byłaś dziś smutna?
Przewróciłam oczami, ale po chwili powiedziałam krótko:
- Tata.
Stefcio ze zrozumieniem pokiwał głową i westchnął. 
- No cóż, zraniłaś jego uczucia, chyba nie myślałaś, że jak przyjedziesz to wszystko będzie znowu dobrze.- powiedział spokojnie.
- No właśnie idiotka ze mnie, bo po miłym przywitaniu z mamą, myślałam, że on również przywita się ze mną, a on jedynie spojrzał na mnie i poszedł na górę bez słowa. 
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.- uśmiechnął się pokrzepiająco i objął mnie ramieniem- przyjdź wieczorem, poznasz Marcelę i twoją imienniczkę. Pokiwałam głową twierdząco i odsunęłam się od kuzyna.
- Ja będę lecieć, przyjdę o siódmej, pa!- pocałowałam go w policzek i pomachałam na pożegnanie do reszty, gdy wychodziłam. 
Podczas drogi do domu, myślę o tacie. Czy jest jeszcze możliwe, że będziemy rozmawiać jak kiedyś? Zawsze byliśmy sobie bardzo bliscy i naprawdę źle mi z tym, że teraz pewna niewidzialna bariera nas dzieli. Jednak poczekam na ruch z jego strony. Nim się obejrzałam stałam przed drzwiami domu. 


------------------------------------------
Jest sobota, więc i rozdział się pojawia :) Mam nadzieję, że się podoba. Jak widzicie Kornelia przyjechała na ślub Stefcia, ale to chyba nie jest duże zaskoczenie. To chyba tyle, co chciałam przekazać. Następny rozdział pojawi się w sobotę, także do napisania i trzymajcie się cieplutko! / Julka