wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 15 "You don't know what is like, to love somebody"

- No, więc?- spytałam Maćka i usiadłam na przeciwko niego stawiając na stole filiżanki herbat owocowej.
-W sumie nie wiem od czego zacząć.- mruknął i rozglądał się na boki chcąc uniknąć mojego czujnego wzroku.
-Maciek, spokojnie. Nie jestem potworem, przynajmniej mi się tak zdaję. Powiedz mi o co chodzi, co cię trapi.- uśmiechnęłam się do niego ciepło chcąc zachęcić do rozmowy, przecież po to przyszedł, prawda?
- Dobrze.- westchnął i upił łyk herbaty.- wiesz na pewno, że niedługo jedziemy do Turcji. 
- Pojutrze.- wtrąciłam
- Właśnie. Od kiedy poznałem Lenę poczułem, że się zmieniłem. Chcę jej zaimponować na każdym kroku i sprawić, żeby się uśmiechała. Bardzo długo myślałem i mimo, że między nami są te trzy lata różnicy to czuję coś do niej, coś więcej niż przyjaźń. Kornelia, mam do ciebie ogromną prośbę.
- Jeżeli chcesz, żebym pogadała z nią o tobie nie ma sprawy, ale co do tego ma Turcja?- znowu mu przerwałam i kątem oka zauważyłam, że Kamil wchodzi do kuchni z Blanką na rękach. 
   Notabene, to jeden z najpiękniejszych widoków, które chciałabym widzieć codziennie. Posłałam mu szybki uśmiech i znów spojrzałam nam Kota.
- Bardzo pragnę i chcę, żebyś pozwoliła Lenie jechać razem z nami do Turcji.- powiedział z zamkniętymi oczami na jednym wydechu, a po chwili otworzył jedną powiekę i spojrzał na mnie.
Rozwarłam szeroko oczy i zacisnęłam mocniej palce na kubku. To chyba niedorzeczne, czy on do reszty oszalał?! 
-Poczekaj Karmelku.- poczułam jak Stoch kładzie dłoń na moim ramieniu, a przez moje ciało przechodzi delikatny dreszcz.- Zanim coś powiesz przemyśl to, Lena ma wakacje, nigdzie nie pojedziecie, więc młodej przydałby się jakiś wyjazd. Dużo przeżyła w tym roku, odpoczełaby i zmienila na chwilę otoczenie. Poza tym będzie pod opieką moją, Stefana..
- Moją!- wyrwał się Maciej, ale zgromiłam go wzrokiem i ze spuszczoną twarzą usiadł na swoim miejscu. 
-... Nudzić się nie będzie, a zawsze pozna coś nowego i będzie mogła pomóc Łukaszowi z czymś. Rozumiem twój strach, ale zastanów się.- zabrał swoją dłoń z mojego ramienia, a przez moją głowę przetoczyło się "nie, nie zabieraj jej".  Potrząsnęłam delikatnie głową, a mój wzrok napotkał skupione oczy Maćka.
-Ale cię wzięło chłopie.- pokręciłam głową.
- Ciebie również.- puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się nerwowo.
- Zastanowię się jeszcze. Ale co jak Łukasz nie będzie chciał jej wziąć? - może choć on jest po mojej stronie.
- Już pytałem, zgodził się.
Szlag by to trafił. Może Kamil ma rację? Zresztą, to nie nowość, Stoch jest wręcz doskonały. Lena też nie powinna dać się długo prosić, wystarczy, że Maciek jej o tym powie, a za piętnaście minut zleci na dół ze spakowaną walizką.
   Zaczęłam w głowie obmyślać wszystkie "za" i "przeciw" zdecydowana większość była po stronie zalet, co działało na moją nie korzyść.
-W takim razie ja się zbieram, nie mówcie Lenie, że byłem, chcę, żeby to była niespodzianka.- powiedział wstając od stołu i żegnając się z Kamilem, a nawet łapiąc Blankę za malutkie rączki.
-Odprowadzę cię.- mruknęłam i ruszyłam za nim. Między nami panowała cisza, gdy brunet wkładał buty i zapinał bluzę.
- No, to idę. Dzięki za rozmowę i czekam do jutra.- uśmiechnął się i chwycił za klamkę.
-Maciek?- odwrócił głowę- obiecuję, że się zastanowię.- zapewniłam i rownież się uśmiechnęłam.
Chłopak jedynie przytaknął i już go nie było.
   Wróciłam mozolnie do kuchni i oparłam się plecami o blat patrząc tępo w ścianę.
-Kornelia?- powiedział cichutko Kamil podchodząc do mnie.
- Nie, nie rozmawiajmy o tym.- odparłam wyprzedzając jego pytanie
-W takim razie co chcesz robić?
-Mogę cię o coś prosić? - odopowiedziałam pytaniem na pytanie. Przytaknął ruchem głowy pozwalając mi na kontynuację.- mógłbyś mnie przytulić?- wypaliłam zanim zdążyłam pomyśleć.
Jednak chłopak zrobił to. Wtuliłam się w niego ufnie przymykając na chwilę oczy i zaciągając sie wonią jego delikatnych perfum. Tę jedną chwilę chciałabym zamienić w resztę życia, tak bardzo tego pragnęłam.

~*~

-Jestem!- donośny krzyk Leny rozniósł się po całym parterze, a dziewczyna weszła do salonu z zadowoloną miną.- a wy co tacy poważni, umarł ktoś?- spytała, napotykając zażenowanie na mojej twarzy.
- Kornelia chce ci o czymś powiedzieć.- Kamil popchnął mnie delikatnie w stronę dziewczyny. Zagryzłam delikatnie dolną wargę i spojrzałam na nią z niepewnością w oczach. Cholera, czego tu się bać?!
- Rozmawiałam z Maćkiem.- zaczęłam, a dziewczyna lekko zmrużyła oczy.- był tu parę godzin wcześniej i zaproponował, żebyś jechała na obóz do Turcji, ze skoczkami.- mruknęłam.
-Iii...?
- Podziękuj Kamilowi, skutecznie mnie przekonał.- westchnęłam, a moje kąciki delikatnie uniosły się, gdy dziewczyna mocno mnie przytuliła i zaczęła dziękować.
-Muszę zadzwonić do Maćka!- pisnęła i poleciała na górę.
   Po chwili znowu zbiegła na dół i uściskała Kamila.
-Kocham was, jesteście najlepsi!!- i znowu pobiegła do pokoju.
Westchnęłam i opadłam na kanapę odchylając głowę do tyłu.
-Karmelku, nie bój się. Dopilnuję jej osobiście.- usiadł obok mnie i rozłożył ręce jakby zachęcając do tego, bym go przytuliła. Zamiast tego położyłam głowę na jego kolanach, a nogi umiejscowiłam na poduszce.
- Jestem szalona, że jej na to pozwoliłam.- stwierdziłam po paru minutach ciszy.
- Możliwe, ale przecież Lena to rozsądna dziewczyna. Nie zrobi nic głupiego.- odparł bawiąc się moimi włosami.
- To będą długie cztery tygodnie.- westchnęłam.
- Niestety. Nawet na tydzień nie chcesz do nas przylecieć? Korn, pomyśl, ty też odpoczniesz.
-Kamil, naprawdę o tym myślałam, ale będę wam tylko przeszkadzać. Macie się tam skupić i przywieźć mi medale z igrzysk, tak?- zaśmiałam się.
- Tak jest, proszę pani!- powiedział i również się zaśmiał.

                                                                   ~*~
-Nie boisz się, że ci wariaci coś jej zrobią?- spytała Marcelina z niedowierzaniem  



Spytała Marcelina z niedowierzaniem słuchając historii, która miała miejsce dzień wcześniej.
- Oczywiście, że się boję! Ale Kamil powiedział, że będzie miał na nią oko, zresztą Stefan też.
- No oczywiście, jak coś się jej stanie, to Stefan pamiętaj, kanapa czeka.- pokiwała mężowi przed nosem palcem i wróciła do krojenia jabłek.
- Dobrze, dobrze- Stefan uniósł ręce w geście przegranej i zaśmiał się.- tego naszego Mańka to i wzięło wam powiem. Ciągle z głową w chmurach chodzi i pisze tylko te SMS-y.
-A myślisz, że Lena to co? Też ciągle w skowronkach chodzi i wpada do domu żeby się przespać i coś zjeść.- przewróciłam oczami zakładając nogę na nogę.
-Chciałoby się rzec "ach ta miłość"- teatralnie westchnęła Marcela, a ja perliście się zaśmiałam. Uwielbiam tę dziewczynę!
-Znowu głowę zawracają.- mruknęłam i zaczęłam szukać w torebce dzwoniącego telefonu. Ugh, jak ma złość rzeczy najbardziej potrzebne wpadają najgłębiej torebek!- Halo?- powiedziałam zabierając ćwiartkę jabłka dla kuzyna.
- Cześć Kornelia, gdzie jesteście?- usłyszałam w słuchawce wesoły głos Leny.
- U Stefcia i Meli.- odparłam. - o wilki mowa.- zasłoniłam mikrofon i szepnęłam Marceli, która się zaśmiała.
- O to świetnie! Jesteśmy z Maćkiem na spacerze i pomyślałam, że wezmę od ciebie Blankę i się trochę nią poopiekuję.- zaproponowała.
- No pewnie, w takim razie czekamy.- powiedziałam i pożegnałam się z siostrzenicą.
-Co chciała?- spytał Stefan.
- Przyjdzie tu z Maćkiem po Blankę. Chcę się pobawić w starszą siostrę.- wzruszyłam ramionami i wygodniej usadowiłam się na fotelu.
-Zakochani, zakochani wszędzie.- westchnęła Marcelina.
-Co ty pieprzysz Hula?- zaśmiałam się.
- Też się właśnie zastanawiam.- powiedział Stefan zdziwiony zachowaniem żony.
-Lena zakochana, Maciek zakochany, ja też co prawda zakochana, Stefan też, Piotrek poza żoną świata nie widzi, Dawid też jakiś taki odmieniony, Kuba ma narzeczoną- wyliczała, gdy do ogrodu weszli Maciek z Leną.
- Cześć wszystkim!- pomachała nam dziewczyna, a Maciek szedł za nią z wesołą miną.
- Kornelia, ty też jakaś taka odmieniona jesteś.- stwierdziła Mela i zaczęła mi się przyglądać.
-Zakochana.- rzuciła Lena, co spotkało się z niesmakiem na mojej twarzy.- no co, myślisz, że kto was wczoraj przykrył kocem, jak zasnęliście na kanapie? Tak słodko wyglądaliście swoją drogą...
Poczułam jak na moje policzki wkradają się nie czerwone, a bordowe rumieńce i spuściłam głowę.
- Oj przestańcie.- mruknęłam, gdy reszta prawiła różne komentarze.

~*~

Wracałam ze spotkania z Lilą. Kobieta tętniła życiem od kiedy urodził się jej synek i zazdrościłam jej tego w jaki sposób zerkała na niego, gdy siedziałyśmy w kawiarni. Oczywiście nie ominęły mnie pytania o samopoczucie i zdrowie, jednak nie przeszkadzało mi to. Cieszyłam się, że miałam taką koleżankę, z którą mogę porozmawiać na rózne tematy.
  Nie śpieszyło mi się do pustego domu, bo Kamil pakował się na jutrzejszy wyjazd, a Lena była na spacerze z Blanką i Maćkiem. Szłam chodnikami Zakopanego, nie znając celu mojej podróży, jednak wiedziałam gdzie niosą mnie nogi, tak to dobry moment. Wstąpiłam do kwiaciarni kupując wiązankę białych róż i wzięłam głęboki oddech. Przekroczyłam bramę cmentarza i przechodząc dwie alejki usiadłam na ławeczce przed grobem Kingi. Westchnęłam przymykając oczy, by się nie rozpłakać. Nie lubiłam płakać, to pokazywało, że jestem słaba, a przecież teraz mam wokół siebie ludzi, którzy tak bardzo mnie wspierają.
-Przepraszam, że ją puściłam. Nie chcę po prostu, żeby osiadła tutaj i spędziła resztę życia, musi poznać świat. Poza tym kocha tego chłopaka. A ja wiem, że ty też będziesz się nią tam opiekować.- szeptałam. Poczułam delikatny podmuch wiatru owiewający mą twarz. To była odpowiedź.
Wstałam podchodząc bliżej grobu i delikatnie położyłam na marmurowej, czarnej płycie wiązankę róż.
-Kocham cię.- szepnęłam i powoli cofnęłam się. Szybkim krokiem wyszłam z cmentarzu ocierając oczy, w których zgromadziły się łzy.

~*~

Nieunikniona była chwila pożegnania. Kamil już wieczorem snuł się po domu nieobecny, nie chciał rozmawiać, bawił się jedynie z Blanką i od czasu do czasu posyłał mi uśmiech. Lena do późna była z Maćkiem, co zaczynało mnie troszkę irytować, ludzie, od jutra spędzą całe cztery tygodnie razem, czy nie mogą chociaż dziś dać sobie spokój? Kamil i ja najbardziej zwlekaliśmy z pójściem spać. W teorii oglądanie filmu, było po prostu wspólnie spędzonym czasem.  W tej chwili mogłabym nawet zasnąć na kanapie, byleby przyjaciel  był tuż obok. Kiedy film się  skończył Kamil wyłączył telewizor i spojrzał na mnie. Westchnęłam wstając z kanapy.
-Chodźmy już spać, ledwo żyję.- mruknęłam, a on przytaknął. Pożagnaliśmy się krótkim "dobranoc" na korytarzu. Kiedy łapałam klamkę, poczułam uścisk na nadgarstku i Kamil odwrócił mnie w swoją stronę. Serce zaczęło mi bić mocniej, a świat zawirował, gdy zaciągnęłam się jego perfumami. Stałam niczym słup soli przyglądając się chłopakowi z szeroko otwartymi oczami. Również patrzył mi w oczy, natomias jego błyszczały , następnie jego wzrok spadł na moje usta. Bardzo delikatnie musnął moje usta swoimi zostawiając na nich gorący znak.
-Przepraszam, nie mogłem dłużej udawać, że tego nie chcę.- mruknął i puścił moją rękę wchodząc do swojej sypialni. Dotknęłam opuszkami palców swoich ust i weszłam do sypialni.Od razu rzuciłam się na łóżko i krzyknęłam w poduszkę, która tumiła pisk. Tak bardzo nie chciałam jutra!

~*~

Piąta  rano, sobota a ja biagam jak popażona po całym domu. Pomagam spakować ostatnie rzeczy Lenie, w międzyczasie karmię Blankę i szykuję im kanapki na podróż.
-Lena! Chodź za dwadzieście minut wyjeżdżamy!- krzyknął Kamil, a z daleka było widoczny jego zły humor. Wsunęłam na nogi trampki i letnią kurtkę na ramiona, po czym zaczęłam ubierać Blankę, która chcąc nie chcąc musiała jechać ze mną. W międzyczasie na dół zbiegła Lena z walizkami i w ciszy zapakowaliśmy się do samochodu. Oczywiscie kierował Kamil, a samochód zostanie na parkingu przed skocznią. Dojechaliśmy w niecałe 10 minut. Już z daleka zobaczyłam złote włosy Dawida i śmieszną czapkę z uszami Maćka. Na widok tego drugiego Lena pobiegła do niego i przy wszystkich zaczęli się tulić. Przewróciłam oczami i z Balnką na rękach podzeszłam do skoczków.
-Hej wszystkim.- powiedziałam smutno. Odpowiedzieli mi równie entuzjastycznie i podjęliśmy jakąś nudą rozmowę o pogodzie (oprócz Leny i Kota, którzy całkowicie byli zajęci sobą).
-I jak ja bez was wytrzymam.- westchnęłam i oparłam głowę o ramię Piotrka, który objął mnie ramieniem.
-Dasz radę młoda! Będziemy często dzwonić i gadać na  "Skajpaju"- zaśmialiśmy się.
-Trzymam za słowo.- w moich oczach pojawiły się łzy, gdy zobaczyłam nadjeżdzający autobus, nie cierpię pożegnań! Na pierwszy ogień poszedł Wiewiór, który zwykle tryskał entuzjazmem, natomiast dziś był widocznie przygaszony. Potem kolejno uściskałam Kubackiego, Titusa i Stefana. Podeszłam do Maćka i ostatni raz ostrzegłam, że jeżeli Lenie włos z głowy spadnie nie ręcze za siebie. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się w stronę Kamila trzymającego Blankę. Nie potrzebowaliśmy zbędnych słów. Przytuliłam  go bardzo mocno, uważając jednak na naszą kruszynkę.
-Jak wrócę, musimy pogadać.- szepnął mi we włosy i niechętnie odsunął, gdy Łukasz zaczął ich wołać. Uśmiechnęłam się delikatnie i odebrałam od niego Blankę.
-Będę tęsnić.- szepnęłam.
-Ja bardziej.- pogłaskał po główce dziewczynkę, która zasypiała i posłała mu ostatnie zmęczone spojrzenie. Jego wzrok spoczął na mnie. Zastanawiał się co zrobić. Ostatecznie pocałował mnie w policzek i jako ostatni wszedł do autobusu. Drzwi się zamknęły, a z moich oczy polały się łzy. Machałam im drugą ręką i dopiero teraz przypomniało mi się, że nie pożegnałam się z Leną...
Jeszcze długo stałam tam i machałam, mimo, że autobus dawno temu zniknął mi z pola widzenia.

~*~

Witam. Nie mam za dużo czasu, więc krótko:
Wszystkim Wam, życzę spokojnych i miłych świąt Bożego Narodzenia. Do wigilijnego stołu usiądzcie pogodzone ze wszystkimi i z dużymi uśmiechami. Spędzcie czas z rodziną i  jak najlepiej wykorzystajcie te trzy dni. Na 2014 rok życzę Wam mnóstwa zdrowia i spokoju oraz uśmiechu, bo uśmiechy są najpiękniejsze <3 












piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 14 "You've got something I need"

Zakopane, 18.07.2013

  Tak naprawdę sama nie wiedziałam czego oczekuję od życia. Chciałam być szczęśliwa, a odsunęłam od siebie kompletnie Fabiana, który jak się okazało był moi chłopakiem i ponoć byliśmy szczęśliwi. Nie potrafiłam zaufać mu z dnia na dzień, gdy okazało się, że nie chciał, by odwiedzała mnie rodzina. Kto wie, może potem chciałby mnie wywieźć gdzieś daleko i wmówić, że moja rodzina mnie nie chce? Ehh, chyba moja wyobraźnia podczas pisania pamiętnika rozwinęła się za bardzo. W sumie nie wiem czemu dalej go prowadzę. Tak, już wiem wszystko. Dzięki jednej osobie, która stara się ze wszystkich sił przywrócić mi pamięć. 

Wsunęłam pamiętnik pod poduszkę i ruszyłam po schodach na dół, by przygotować śniadanie dla Leny i Blanki. Ciekawi was co zdarzyło się przez te dwa tygodnie, prawda? Otóż sama nie mogę na razie tego sobie przyswoić, ale opierając się o framugę drzwi oraz patrząc na Kamila przygotowującego poranny posiłek mogę jedynie się szeroko uśmiechnąć, a przed oczami mam wszystkie jego wizyty w szpitalu, szczególnie jedną będę pamiętać do końca życia.

Ten szpitalny poranek nie należał do szczególnie miłych. Otwierając oczy spowodowałam salwę krzyków i śmiechów. Z nie ufnością spoglądałam na wszystkie twarze, nie licząc kuzyna i Kamila. 
-Kornelia się obudziła! Mówiłem żebyście byli cicho.- uspokoił pozostałych chłopak siedzący na moich stopach z potarganymi włosami i kozią bródką. 
-Ale to ty ją obudziłeś jak usiadłeś jej na nogach, gamoniu!- pokiwał głową drugi, wydający się bardziej rozgarnięty, na co pierwszy zareagował prychnięciem i skrzyżował ręce wpatrując się w okno. Lekko mówiąc panikowałam widząc 6 mężczyzn, w tym 4 mi nie znanych!
-Idioci! Nie widzicie, że ją wystraszyliście? Korn, wszystko OK?
- Nie jestem pewna kuzynie. Czy ja dalej śnię?- zapytałam dalej onieśmielona.
- Masz rację, tylu idiotów na raz- można się załamać. Przywykniesz słońce.- zaśmiał się spychając z moich kolan kolegę.
-Ej!- oburzył się. 
-Wybacz- mruknął wzruszając ramionami i zajął miejsce obok mnie.- Jak się czujesz?- zapytał Stefan.
-Tak jakbym miała jutro stąd wychodzić!- zaśmiałam się.-Moglibyście mi się przedstawić? Niezbyt was pamiętam. 
-Pewnie!- wyrwał się blondyn z kręconymi włosami, dotąd milczący.- Ja jestem Dawid Kubacki.- uśmiechnął się ciepło w moją stronę i podał mi rękę. 
-Coś mi to mówi- zamyśliłam się wytężając swój umysł.- Czy to ty o wylałeś sobie drinka na marynarkę, na ślubie Stefana?- zapytałam z przymrużonymi oczami. 
-We własnej osobie! Miło mi, że mnie pamiętasz.- zaśmiała się, a reszta zachwycała się tym, że powoli odzyskuję pamięć. Sama byłam z siebie dumna. Z resztą chłopaków było podobnie. Może nie byłam w stanie przypomnieć sobie różnych sytuacji związanych z nimi, ale kojarzyłam ich twarze, co widocznie się im bardzo podobało, bo zostali ze mną do późnego popołudnia. Dowiedziałam się wielu ciekawych informacji! Jak ich poznałam, którego lubiłam najbardziej (myślę, że tu wykazali się brakiem swojej skromności, bo zaczęli się przekrzykiwać, kto był moim ulubieńcem, dopiero Kuba ich uciszył i powiedział, że skoro wtedy się tak przyjaźniliśmy, to teraz beż mniejszych problemów będzie tak samo i tym sposobem jest moim ulubieńcem!). Gawędzilibyśmy tak ze sobą pewnie do jutra, ale pielęgniarka wchodząc do sali skutecznie ich lekko mówiąc do tego zniechęciła. Wszyscy uścisnęli mnie na pożegnanie obiecując, że odwiedzą mnie jak tylko wrócę do domu- kochani.  
Wyszli gęsiego, machając mi, a przy łóżku został  jedynie szatyn. 
-Też muszę się zbierać.- westchął kładąc dłonie na kolana i powoli wstając.
-Jeżeli chcesz, możesz zostać.- szepnęlam łapiąc go za rękę. 
Szeroko uśmiechnął się, ale pokręcił głową.
- Nie mogę zaliczyć kolejnej nieobecności na treningu, wybacz. Wpadnę na pewno jutro.
-Dobrze.- odparłam uśmiechając się delikatnie
-Do zobaczenia, Karmelku.- pocałował mnie w policzek, a po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. Po jego wyjściu bardzo długo w uszach dzwoniło mi "Karmelku"... 
Zamykając oczy widziałam twarze skoczków, chwila gdzie oni są? Ulica, samochód, Piotrek, ja, zakupy, trening. Jeszcze coś. Stefek, Dawid, Maciek, ale czemu unika kontaktu wzrokowego? 
Westchnęłam przeciągle siadając na blacie za plecami Kamila, tamtego wieczoru przypomniałam sobie wiele wspomnień, bardzo chciałam znowu normalnie żyć bez ciągłego "Kornelia, jak się czujesz? Pamiętasz? To ja...". Naprawdę stało to się tak uciążliwe, że miałam dość, a moja mama wchodząc do szpitalnego pokoju dostała poduszką, gdy wchodząc zaczęła od słów "to ja!".
- Już wstałaś? - Kamil uśmiechnął się do mnie.
-Najwyraźniej, nie chciało mi się już spać. Pięknie tu.- odparłam oglądając się dookoła.
- Cieszę się, że podoba ci się nowy domek.- zaszczebiotał i wznowił robienie kanapek.
"Nowy domek", już tłumaczę. Kamil wręcz uparł się, żebym zamieszkała w domu, który "podarował" mi na urodziny razem z resztą skoczków. Nie opierałam się długo, pamiętałam swoje marzenie, a Kamil właśnie spełnił jedno z nich. Tak naprawdę to zakochałam się w nowym mieszkaniu już po przekroczeniu progu.
-  Śniadanie!- powiedział wesoło Stoch. Kontynnując krótko, potrzebowałam pomocy przy Blance czy innych domowych obowiązkach, więc idealnym planem było zamieszkanie chłopaka ze mną. Czy się bałam? Nie, od kiedy po przebudzeniu zauważyłam szczerość i troskę w jego oczach nic mnie od niego nie wzbraniało, wręcz przeciwnie. Z drugiej strony to mama mogła się tu wprowadzić, jednak wiedziałam, że ma swoje lata i na dłuższą metę nie pociągnęłaby z nami.
Zajęłam miejsce przy stole i obserwowałam jak szatyn bierze na ręce gaworzącą Blankę i siada wraz z nią na kolanach, obok mnie.
- Masz jakieś plany na dziś?- spytał.
- Prawdopodobnie pójdę do rodziców, a potem może wpadnę do sklepu kupić coś na obiad.- wzruszyłam ramionami i chwyciłam kolejną kanapkę leżącą na talerzyku.
-Dziś ostatni trening przed wyjazdem do Turcji.- westchnął przeciągle.
Wyjazd. Całe 4 tygodnie bez opiekuńczego Kamila, śmiechu Piotrka, ciągle wzdychającego na widok mojej siostrzenicy Maćka, przyjacielskiego Kuby czy rozgadanego Stefka.
-I co ja bez was będę robiła? Zanudzę się na śmierć.- jęknęłam.
-Ty bez nas? A ja be... MY! Bez ciebie to co?- uśmiechnął się smutno.
-A pomyśleć, że to 4 tygodnie, co zrobimy jak sezon się zacznie.
- Nawet mi o tym nie przypominaj! Chociaż zawsze możesz jechać z nami.- zamyślił się, a ja błagalnie na niego spojrzałam. Już kilkukrotnie przerabialiśmy ten temat, jednak do chłopaka chyba to nie docierało.
-Kamil...
-Tak wiem, wiem, w zimę wracasz do pracy, poza tym Blanka, Lena, rodzice, rozumiem.- mruknął. W tym samym momencie usłyszeliśmy kroki na schodach, a po chwili do kuchni wpadła Lena.
- Dobrze, że jesteś. Śniadanie na stole.- powiedziałam, jednak ona zdawała się być obojętna. Wyciągnęła szybko z lodówki jogurt, równie szybko do zjadła, po czym dała mi i Blance buziaka w policzek i wybiegła z domu krzycząc, że jest umówiona.
-Założę się, że Maciek spóźni się dziś na trening.- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- Jeżeli się nie mylę, ty też.- zaczęłam się głośniej śmiać, gdy oczy Kamila prawie wylądowały u moich stóp, a on wstał jak poparzony i wybiegł z domu krzycząc, że wróci po południu.
- I co kochanie? Znowu same!- powiedziałam, a mała zachichotała.- zbieramy się i idziemy na spacerek?- zaproponowałam, a ona tylko zaklaskała w rączki, co prawdopodobnie było znakiem zgody.

~*~

-Mamo, naprawdę nie wcisnę nic więcej!- jęknęłam po raz kolejny, gdy rodzicielka,
próbowała nałożyć na mój talerzyk czwarty kawałek świeżo upieczonej szarlotki. Korzystając z przepięknej pogody usiadłyśmy na tarasie przed domem. Blanka niedawno zasnęła, więc wózek postawiłam niedaleko nas, by w razie czego usłyszeć, gdyby kruszynka się obudziła. Chociaż nie jest wcale taką kruszyną, je za dwóch oraz rośnie tak szybko, że coraz częściej wybieramy się na zakupy, by kupić nowe ubranka.
-Kornelia, kiedy ty tak mizernie wyglądasz... - westchnęła. Nie ma to jak usłyszeć parę pokrzepiających słów od matki!
- Tak wiem, nikt mnie nie zechce...- przewróciłam oczami, a mama tylko pokręciła głową z uśmiechem.
- Wiesz kochanie, myślę, że za bardzo daleko odbiegasz, nie widząc co masz tuż pod nosem.- pogłaskała mnie po policzku, a ja odrętwiałam patrząc ślepo przed siebie.
- Będziemy się już zbierać.- ocknęłam się po chwili i uśmiechnęłam się delikatnie w stronę mamy.
-Wiesz, dawno nie byłam na weselu.- zaczęła, a ja przewróciłam oczami.
- Jeśli się nie mylę to ja straciłam pamięć, prawda? Mimo to pamiętam ślub Marceli i Stefana- zaśmiałam się.
-Faktycznie!- odparła.
- A co do wesela, podejrzewam, że prędzej doczekasz się wesela wnuczki niż córki.- uśmiechęnęłam się znacząco do matki, która zrobiła wielkie oczy.
- To ona z tym całym Tygrysem na poważnie?- zapytała, a ja wybuchłam śmiechem.
-Kotem mamo, Kotem. - powiedziałam ocierając łzy, dalej lekko chichocząc.
-Jak zwał tak zwał. Pilnuj jej tylko, bo mimo to jest różnica wieku międzi nimi.
-Oj mamo, oni chyba bardziej są przyjaciółmi. Poza tym, Lena niedługo osiemnastka, a on ma dwadzieścia jeden, nie przesadzajmy.- westchnęłam podnosząc się z miejsca.
-No dobrze, dobrze. Wiesz, zauważyłam, że częściej się uśmiechasz.- powiedziała.- może ktoś za tym stoi, hmm?- uśmiechnęła się cwaniacko.
- Mamusiu, przypominam, że ja i Kamil jesteśmy przyjaciółmi. Naprawdę już idę, muszę przygotować coś na obiad.- przypomniałam sobie i uściskałam na pożegnanie mamę.
- Dobrze, przyjdź jutro, jeżeli znajdziesz czas.- zaproponowała idąc za mną w stronę wózka.
- Wiesz, może znajdę czas między obijaniem się w domu i ogrodzie, pewnie wpadnę. Pa!- pomachałam jej po raz ostatni i pchnęłam wózek w stornę domu.
Droga do domu zajęła mi nadzwyczaj dłużej niż zwykle. Zapewne spowodowane było to spotkaniem Marceliny, a potem jeszcze Lili, która urodziła zdrowego chłopczyka i umówiłyśmy się na kawę jutro.
Zatrzymałam się na chwilę spoglądając na lewo. Nigdy nie lubiłam miejsc takich jak to. Wzbudza we mnie żal i pewien strach. A może obawę? Sama nie jestem pewna. Zauważyłam, że Blanka patrzy również w tę stornę i wyciąga paluszek wskazując na nie. Tak, masz rację, tam jest mama.
-Nie Blanuś, jeszcze nie jestem na to gotowa.- poczułam jak oczy zaczynają mnie lekko piec, więc ruszyłam dalej.

~*~

Będąc w domu nie śpieszyłam się, wiedziałam, że Kamil wróci późno, zupełnie jak Lena. Powoli przygotowałam obiad, w między czasie zmyłam naczyniea, potem uspałam Blankę i sprzątnęłam łazienkę. Niemiłosiernie mi się nudziło, więc zauważając jak za oknem robi się szarówka naciągnęłam na ramiona sweter i usiadłam na drwenianych schodach przed domem z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Obserwowałam słońce, które powoli znikało za  koronami drzew i zbliżającą się w moją stronę sylwetkę Leny, która będąc już przy mnie usiadła obok i przejęła kubek z gorącą cieczą.
-Co robiłaś?- mruknęłam.
-Byłam w mieście, potem spotkałam się z Maćkiem i byliśmy razem w wesołym miasteczku.- uśmiechnęła się.
- Mogę o coś zapytać?
-Pytanie za pytanie, OK?- odparła.
-Niech będzie, więc ty i Maciek to tak na poważnie czy bardziej... no wiesz, przyjaciele?
-Wiesz Kornelia, sama sie pogubiłam i myślę, że jestem idiotką, kiedy trzyma mnie za rękę czuję prądy przechodzące przez całe moje ciało, uwielbiam kiedy się uśmiecha lub jak patrzy na mnie tym przenikliwym wzrokiem. A widząc go od razu poprawia mi się humor. Lubię też gdy wieczorem wysyła mi SMS a'la "śpij dobrze Księżniczko" czuję się wtedy jak najważniejsza osoba na świecie! Nie mówiąc już o popularnych motylkach w brzuchu kiedy spędzam z nim czas.- mówiła szybko, żywo przy tym gestykulując.
-Czyli rozumiem, że jesteście razem?- dla jasności spytałam.
- I tu pojawia się problem.- westchnęła spuszczając głowę- ja się w nim zakochałam, a on zdaję się tego nie zauważać.
Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, a ja przysunęłam się bliżej i objęłam ją ramieniem.
-Za moich czasów...- zaczęłam i zaśmiałam się, gdy Lenka przewróciła oczami.- ... No więc nie poddawaj się maleńka, dasz radę jakoś się z nim dogadać.
- Dzięki Kornela. A skoro pytanie za pytanie to ja też mam do niego prawo.
-Mhm.- przytaknęłam spoglądając na nią.
-Nie żeby coś, tak pytam z czystej ciekawości. Lubisz Kamila?- spytała.
-No tak...- nie przeczę, że zbiła mnie z tropu
-Ale tak wiesz- powiedziała wymachując rękoma- lubisz go czy lubisz lubisz?
-Lubię lubię jak przyjaciela!- odparłam śmiejąc się z określenia, którego użyła.
- No tak, ale czy podoba ci się no!- rzuciła.
Zastanowiłam się. Bardzo lubię Kamila, jest mi bliski, pomógł w trudnych chwilach. Po prostu jest, ale czy mi się podoba? To chyba temat rzeka.
-Nie wiem...- odpowiedziałam wzdychając.
-No błagam cię Kornelia, jak to nie wiesz?- wymachiwała rękoma we wszystkie strony.
-Zwyczajnie! Lubię go, a co do tego nie jestem pewna.
-Czasem wydaje mi się, że nie rozumiem kobiet... Przecież idealnie do siebie pasujecie!
-Kochanie, pozwól, że zastanowię się nad tym i może dam ci znać czy coś wykombinowałam, a teraz chodź do środka, zaczyna się robić chłodno.
-Dobrze, poza tym jestem głodna!- podniosła się gwałtownie ciągnąc ze sobą ciotkę.
- No więc chodźmy.- westchnęłam, otulając się szczelniej swetrem.

-Kornelia, otwórz!- krzyknął Kamil wchodząc po schodach na górę.
-Już lecę , lecę!- odkrzykęłam, otrzepując ręce z okruszków ciasteczek. Co poradzę na to, że od dawna byłam wielkim łasuchem?
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi z uśmiechem. Zdziwił mnie widok chłopaka, który stał za drzwiami.
-Maciek? Leny nie ma...- zaczęłam.
-Tak, wiem. Właściwie to przyszedłem do ciebie.- powiedział chłopak patrząc na mnie brązowymi oczami z lekko niepewną miną.
-Jasne, wchodź.- przepuściłam go w drzwiach i zaprowadziłam do salonu. Coś czuję, że to nie będzie krótka rozmowa.

~*~

Witam Was wszystkie serdecznie! Widzicie, jestem tak okrutna, że prawie przez miesiąc nie dodawałam rozdziału. Sama nad tym ubolewam, jednak przed dobre dwa tygodnie nie zaglądałam na bloggera. Musicie zrozumieć- koniec semestru niebawem, a do tego zbliżające się święta.
Małe pytanka:
1) Jak sądzicie, o co może chodzić Maćkowi? Swoją drogą nie chciałam zdradzać, kim okazał się nieproszony gość, jednak zdecydowałam się zreflektować się delikatnie za długi okres bez rozdziału.
2) Jak wyobrażacie sobie koniec tego bloga?
Niestety, 3-4 rozdziały i musimy pożegnać się z tym opowiadaniem, ale- już mam zaplanowane następne kilka rozdziałów na kolejnym blogu, więc nie możecie narzekać.
Jeżeli chcecie to zdecyduję się nawet dziś dodać tam kolejny rozdział, bo naprawdę głupio mi, że zaniedbałam Was.
Nie życzę Wam jeszcze wesołych świąt, bo planuję dodać jeszcze jeden rozdział przed Wigilią :)
Jejku, jak się rozpisałam...
Kończąc- do napisania, zostawcie mi opinie, za błędy przepraszam, ale obecnie jestem na telefonie i nie mogę go sprawdzić. ~ Jula XX





















poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 13 "Give me love..."

                 
        Zakopane, 04.07.2013

Każdy w życiu miał taki moment, gdy zastanawiał się nad swoim życiem. Mówi się, że życie pisze własne scenariusze, nigdy nie zważając na bohatera. W małym stopniu, ale jednak zdarza się, że jest to bajka, gdzie księżniczka zakochuje się w księciu, ze wzajemnością, mieszkają w zamku, biorą piękny ślub, a gdy na palcu widnieje obrączka razem przechodzą przez przeciwności losu, bla, bla, bla... A czemu każda z takich historii kończy się na słowach "żyli długo i szczęśliwie"? Czemu nie ma części drugiej, gdy książę wraca późno z pracy, księżniczka nie ma już perlistego uśmiechu na ustach, między nimi pojawia się cienka nić rozłąki, a sami mają powoli dość takiego zabiegania i są już lekko tym zmęczeni? Gdyby tylko pewien bajkopisarz wpadłby na taki pomysł został by zmieszany z błotem i wygnany na Syberię, bo takie rzeczy nie dzieją się w bajkach...Ale każda bajka musi się gdzieś zacząć i skończyć. Jednak co, gdy twoja księga jest pusta, a otwierasz ją by przekartkować niezapisane strony? Tak było ze mną. 
  
    Z hukiem zamknęłam zeszyt z grubą okładką w słoneczniki, który kupił mi Fabian. Tak, tak miał na imię chłopak, którego zobaczyłam zaraz po przebudzeniu w przepełnionym bielą pomieszczeniu, jak potem się okazało to był szpital. A wracając do zeszytu, lekarz- starszy facet z siwymi włosami i wzrokiem niczym rentgen powiedział, że zapisanie moich myśli może spowodować szybszy powrót pamięci. Jak na razie marnie to pomagało, ale zgodziłam się, bo tylko wtedy mogłam przestać unikać świdrującego wzroku Fabiana, który pojawiał się dzień w dzień z zakupami i nadzieją. Nadzieją, że przypomnę sobie kim dla mnie był, jest? Był, to zdecydowanie dobre określenie, kiedy TERAZ tak naprawdę go nie znam. Jednak widząc jak się na mnie patrzy, zachowuje nie dało się nie zauważyć, że BYLIŚMY blisko. Pewnie ciekawi was jakie wydarzenie pamiętam ostatnie? Otóż za namową doktora postanowiłam chronologicznie ułożyć wszystkie wspomnienia.
       Z uśmiechem zapisywałam to co zdołałam sobie przypomnieć i kiedy znowu wytężyłam swój mózg, drzwi otworzyły się niespodziewanie, a do pokoju wszedł zdyszany chłopak z rumieńcami na polikach i włosach w nieładzie świadczących o tym, że przebiegł pewien dystans. Wpadłam w trans patrząc z lekko uchylonymi ustami wprost w jego tęczówki, które teraz miały odcień szarości. Dopiero chrząknięcie obecnego za nim ochroniarza, zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody i schowałam momentalnie twarz za zeszytem chcąc uniknąć tego, że chłopak zobaczy mnie z płonącymi policzkami. 
-Kornelia...- szepnął nadal stojąc w tym samym miejscu. 
   Świetnie! Kolejna osoba, która prawdopodobnie mnie zna, a ja za cholerę go nie pamiętam, ugh! 
-A ty to...?-  zapytałam równie cicho, wytężając mocno swój umysł. Szatyn podszedł do mnie wolnym krokiem, jednak ochroniarz złapał go za ramię chcąc wyprowadzić, na co zareagowałam szybkim "zostaw go",  usiadł  na krzesełku i otworzył usta chcąc zacząć coś mówić, jednak w ostatniej chwili spojrzał porozumiewawczo na Fabiana, który prychnął wstając od łóżka i trzasnął delikatnie drzwiami rzucając krótkie "przyjdę jutro"- jak dla mnie nie musiał.
-Jestem Kamil, to właśnie przy mnie potrącił cię ten samochód.- mruknął uciekając od tego, by spojrzeć mi w oczy. 
-Przykro mi, ale nie pamiętam nic do momentu, gdy przyjechałam na ślub mojego kuzyna, właśnie do Zakopanego, nie wiem czy tu zostałam czy nie, na razie ciągle siedzi ze mną Fabian, a on zdaję się nie mówić mi wszystkiego. Nie wiem czemu nikogo z rodziny tu nie było.- przymrużyłam oczy patrząc na zaskoczoną twarz Kamila. 
-Sam ledwo się tu dostałem...- zaczął- Fabian to mój był przyjaciel, a wchodząc do szpitala powiedziano mi, że nikt nie może cię odwiedzać, bo sobie tego nie życzysz.- mówił z przymrużonymi oczami.
- Nic takiego nie miało miejsca.- pokręciłam głową.
- W takim razie Fabian chciał mieć ciebie tylko dla siebie.- westchnął. 
- Nie rozmawiajmy o nim, dobrze? Skoro mnie znasz, to powiedz skąd.- uśmiechnęłam się delikatnie, zauważając w jego oczach figlarne iskierki.
- No więc nasz pierwsze spotkanie nie należało do przyjemniejszych.- zaśmiał się.- Pewnie nie kojarzysz Maćka Kota?- zaprzeczyłam ruchem głowy.- Właśnie więc, wybrałaś się na spacer po Zakopanem przed ślubem Stefana, spotkałaś mnie i Maciejkę, młody chciał cię zaczepić, ale odprawiłaś go z kwitkiem. Potem okazało się, że jesteś kuzynką mojego kumpla. Wyprzedzę twoje pytanie- tak, też jestem skoczkiem.- zaśmiał się.- i to chyba byłoby na tyle. No na drugi dzień oczywiście był ślub, więc spotkaliśmy się na weselu, dużo rozmawiałaś ze mną i resztą skoczków, a potem musiałaś wyjechać wcześniej bo miałaś problemy w pracy. 
- Ja i problemy w pracy? Zadziwiające, zwykle wszystko szło po mojej myśli co do zawodu, a jak znalazłam się z powrotem tutaj?- spytałam ze zmarszczonym czołem. 
- No więc, wróciłaś, bo z tego co mi wiadomo, znaczy z tego co mi powiedziałaś to cię... tak jakby wyrzucili.- jąkał się i zdecydowanie ciszej wypowiedział ostatnie słowa spuszczając przy tym głowę, a ja wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam się w punkt przed mną. Poczułam mocne kołatanie w klatce piersiowej, gdy nagle straciłam kontakt ze światem. 

-Panie doktorze, ale czemu tak w jednej chwili zemdlała? Przecież normalnie rozmawialiśmy! - Kamil był zdecydowanie poirytowany starszym lekarzem, który popijał kawę i zdawkowo odpowiadał na pytania Stocha. 
- W medycynie nie odkryliśmy jednego prostego powodu takiego zachowania, jednak...
-Jednak?!- skoczek momentalnie wstał z krzesła i oparł się rękami o blat biurka. Profesor z uniesioną brwią spojrzał na szatyna, a ten otworzył usta chcąc coś powiedzieć, lecz usiadł powoli na krześle mrucząc ciche "przepraszam".
- ... jednak podejrzewamy w takich przypadkach, że tak zwana "dziura w pamięci" wytwarzana jest przez mózg. Znaczy to, że pacjentka nie nie może sobie czegoś przypomnieć, tylko jej umysł na to zabrania.
- Jak to zabrania?- spytał masując się w skronie.
- Po prostu, nie chcę sobie czegoś przypomnieć, bo było to dla niej złe lub przykre. Przez to bardzo się denerwuje i mdleje. A teraz wybaczy pan, ale muszę się udać na obchód.
-Mhm...- odpowiedział chłopak dalej zastanawiając się nad słowami lekarza.
-Muszę się udać na obchód.- powtórzył z dużym naciskiem.
-Co? A, tak rozumiem, już mnie nie ma.- powiedział speszony i wyszedł  z gabinetu łapiąc się za głowy, jakby chcąc je wyrwać. 
    Ostatni raz podszedł pod salę Kornelii, gdzie dziewczyna powoli się wybudzała. Patrzył na jej niespokojną twarz przez szklaną szybę, na szczęście z drugiej strony była przyciemniona i Hula nie mogła zobaczyć jak się jej przygląda. Otworzyła oczy oglądając się po sali, gdy jej wzrok spoczął na oknie. 
- Może pan wejść.- skrzeczącym głosem zauważyła pielęgniarka.
- Nie.- unosząc delikatnie jeden kącik ust.- niech pani jej przekaże, że byłem tutaj przed chwilą, dobrze?
-Oczywiście.- przytaknęła i weszła do sali, gdzie Kornelia od razu na nią spojrzała. Kamil ostatni raz na nią zerknął i wyszedł z budynku. Wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni.
-Możemy się spotkać?, to ważne. - powiedział wsiadając do samochodu i czekając na odpowiedź.- w takim razie zaraz u ciebie będę. 

Ciche pukanie rozległo się w jej niewielkiej sali. Tak bardzo pochłonęła się w swoich myślach, że nawet nie zauważyła szarówki panującej za oknem.
-Proszę.- wychrypiała podnosząc się na łokciach.
Drzwi się otworzyły, a w nich stanął gość, którego było widać jedynie od pasa w dół, gdyż w dłoni trzymał pęk kolorowych balonów zasłaniających jego twarz.
-Cześć.- wśród kolorowych baloników wyłoniła się twarz uśmiechniętego od ucha do ucha kuzyna.
- No witaj.- zaśmiałam się- co tu robisz? - spojrzałam na kolorowe balony, które znalazły się w moim pokoju i wesoło unosiły się w powietrzu machając się pod wpływem podmuchów z wentylatora.- i to z tym?

- No więc musiałem odwiedzić swoją kochaną kuzyneczkę. A to jest prezent od Kornelki. Pamiętasz swoją siostrzenicę?
Pokiwałam głową i z przymrużonymi oczami jeszcze raz spojrzałam na podarunek.
- Podziękuj jej, a co to za czarne kreski na nich?
-To są obrazki! Przedstawiają ważne dla ciebie osoby. Każdy balon to inna osoba. Takie tam twórcze ćwiczenie pamięci zanim jutro skoczkowie jutro do ciebie przyjdą. 
-Czyli skoczkowie byli dla mnie bliscy?- spytałam z uniesioną brwią.
- Tak. Znaczy nie wszyscy, ale przyjaźniłaś się z nimi. Chcesz poznać swoich balonowych kumpli?
Zaśmiałam się i usiadłam na łóżku robiąc miejsce kuzynowi. 
-Zaczynajmy więc!- wyjął z kieszeni kartkę, którą od razu się zainteresowałam. 
- Tu też masz obrazki?- zerknęła znad jego ramienia.
-Nie, wybacz ale moja córka ma talent artystyczny po mnie i nie do końca sam wiem kto jest kim. Dobra zacznijmy od niebieskiego kolegi. To jest... hmm.- zerknął na kartkę.- A raczej koleżankę, no więc to moja żona jest.
Wybuchłam śmiechem, gdy Stefan wpatrywał się w balon z niesmakiem. 
- Opowiedz mi o niej- poprosiłam.- nie pamiętam jej. Do momentu, gdy jechałam na twój ślub zdaję się pamiętać wszystko, potem pustka.- wytłumaczyłam.
- Rozumiem. No więc poznaliśmy się na jednych z imprez. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, potem odprowadziłem ją do domu. Dała mi swój numer telefonu, ale zapomnieliśmy się odezwać. Po paru tygodniach spotkaliśmy się w tym samym miejscu i wtedy chyba już wiedzieliśmy, że musi to coś oznaczać. - wzruszył ramionami z malutkim uśmiechem.- Jest naprawdę wspaniała. Oprócz tego, że jest moją żoną jest przede wszystkim moją przyjaciółką. Zawsze mnie wysłucha, wesprze. Jest moją prawdziwą motywacją i powodem do uśmiechu. Nigdy nie było momentu, kiedy żałowałbym naszego spotkania. Mam przy sobie prawdziwe szczęście.- zakończył lekko zawstydzony. 
- Zazdroszczę. 
Chłopak spojrzał na mnie z uniesioną brwią i wielkim znakiem zapytania na twarzy.
-No tego, że pojawiła się w twoim życiu osoba, którą naprawdę kochasz. Też chciałabym mieć kogoś kto wyciągnie mnie na długi spacer w deszczu, wciągu niego pocałuje, odgarnie mokre włosy i powie jak pięknie mi w nich. Chcę kogoś, kto w trakcie srogiej zimy będzie się ze mną rzucać śnieżkami, a gdy zobaczy, że dygoczę z zimna zdejmie swój płaszcz i położy mi go na ramionach chuchając mi w dłonie, by je rozgrzać, a w domu zrobi mi gorącą czekoladę. Chcę kogoś kto w trakcie nocy zadzwoni do mnie i powie jak bardzo chciałby być teraz ze mną i jak bardzo za mną tęskni. Chcę spojrzeń, głębokich spojrzeń oraz tych nieśmiałych, gdy znajomi nas obserwuję. Chcę budzić się obok osoby, którą kocham witając się z nim soczystym buziakiem. Chcę widzieć jak uśmiecha się i kieruje swe piękne uśmiechy do mnie. Chcę wieczorami się przytulać z nim i długo, szczerze rozmawiać. Chcę, żeby traktował mnie jak księżniczkę, swoją księżniczkę. Chcę się zakochać...- powiedziałam z lekko zaszklonymi oczami spoglądając nieśmiało na kuzyna, który patrzył na mnie w osłupieniu z lekko otwartymi ustami. 

***
Witajcie! Przybywam do Was z rozdziałem, który naprawdę mi się podoba. Może nie dzieję się tu zbyt dużo, ale ten początek i wizyta Stefana naprawdę mi się podobają :)
Pytanko do Was: Jak myślicie, do kogo dzwonił Kamil? 
PS. Bardzo dziękuje za ponad 4000 wyświetleń! Woo Hoo! Nigdy nie sądziłam, że będzie ich AŻ tyle!
Pozdrawiam i do napisania :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 12 " She dreams of paradise"


Coldplay- Paradise

     -Kamil, ale co się tak właściwie stało?!- krzyki Marceliny były słyszalne w każdym zakątku Zakopańskiego szpitala, w którym panowało istne piekło.
-Ja nie mogłem... chciałem, ale jak już ją brałem to... nie mogłem jej pomóc...- bąkał pod nosem, chowając twarz w dłoniach oraz bujając się na boki.
-Zostaw go Marcela, sam nie wie co sie stało.- Stafan położył dłonie na barkach żony, chcąc ją wesprzeć. Wszyscy z niecierpliwością zerkali na duże drzwi, za którymi lekarze walczyli o życie Huli. Pogrążeni we własnych myślach i przytłoczeni takim obrotem sprawy siedzieli na wąskim korytarzu, coraz śiląc się na uśmiech, by wspierać jakby nieobecną Lenę. Nikt nie myślał o śnie mimo późnej pory.
-Kornelia!- na drugim końcu korytarza pojawiła się sylwetka biegnącego Fabiana. Głowy całego zgromadzenia skierowane zostały w jego stronę.
-Co jej zrobiłeś?!- momentalnie złapał za kołnież kurki Kamila powodując, że ten ustał na wyprostowanych nogach i próbował uwolnić się z silnego uścisku bruneta.
- W porównaniu do ciebie nic.- syknął Stoch.
-Panowie! Zachowajmy spokój, mimo wszystko.- od razu przy nich pojawił się Stefan i Kuba odrywając wściekłych mężczyzn od siebie.
-Jeśli coś jej się stanie to to będzie twoja wina!- powiedział przez zaciśnięte zęby Fabian trzymany przez Kubę.
-Do cholery nie możemy tak myśleć! Kornelia to silna dziewczyna, na pewno wszystko będzie dobrze!- wrzasnęła Lena- A wy przestancie zachowywać się jak jacyś gówniarze.- z przymrużonymi oczami spojrzała na Fabiana i Kamila. Podniosła się z podłogi i z zaciśniętymi pięściami poszła w stronę wyjścia ze szpitala. Oni spuścili głowy i usiedli na krzesełkach jak najdalej od siebie.
-Lena!- pani Hula podniosła się z siedzenia chcąc iść do wnuczki. Zatrzymał ją mąż kręcąc w milczeniu głową. No tak, każdy chciał być teraz sam...
      Maciek bardziej jako przyjaciel Leny chciał jak najszybciej znaleźć się w szpitalu chcąc ją wesprzeć. Może nie znał zbyt długo Kornelii, oraz jej starszej siostrzenicy, jednak chciał tam być, by pocieszyć resztę i dowiedzieć się co z dziewczyną. Zamkną samochód i skierował się w stronę wejścia. Zdawało mu się, że sylwetka, która akurat wychodziła z budynku należała do Leny. Wszedł za nią do parku i usiadł na ławce tuż przy niej tuląc drobną i zapłakaną dziewczynę do siebie.
-Maciek ja niedawno straciłam matkę, nie chcę tracić znowu kogoś bliskiego.- szlochała w jego klatkę piersiową .
-Cii...- chłopak masował jej plecy próbując uspokoić.- Karmelek to silna dziewczyna, na pewno tak łatwo się nie podda.- szeptał- Ma przecież dla kogo walczyć...
      Mijały kolejne kwadransy, a na sali operacyjnej lekarze coraz bardziej obawiali się o życie pacjentki.  Zmęczeni długą operacją ledwo stali przy stole, ale momentalnie ożywili się, gdy usłyszeli charakterystyczny ciągły dźwięk.
-Nie rób mi tego Kornelia!- powiedział młody lekarz robiąc masaż serca. Minęły dwie minuty, kiedy pozostali już spoglądali w stronę drzwi i układali smutne oświadczenie dla rodziny czekającej na cokolwiek, jedynie wiarę miał jeden lekarz który z zaciekłością walczył. Głośno wypuścił powiatrze z ust, gdy serce Huli znowu zaczęło bić.
       Kamil zmęczonymi oczami patrzył z nadzieją na drzwi. Sam siebie winił za to wszystko. Ale czy szukanie dziury w całym w obecnej chwili coś da? Może jedynie modlić się do Boga, by znów mógł zobaczyć te błyszczące oczy, ten najpiękniejszy uśmiech i słodkie dołeczki w polikach, by mógł poczuć zapach jej uzależniających perfum i usłyszeć głos, tak ciepły głos. W tym samym momencie wyszedł do nich wymordowany lekarz i po jego minie Kamil obawiał się najgorszego...
- Co z nią?- pierwszy otrząsnął się Fabian. Jednak za nim pozostali rzucili się w stronę doktora przekrzykując się na wzajem.
- Pacjentka przeszła bardzo długą i męczącą operację, żyje, ale ustała praca serca więc nie mamy pewności kiedy dokładnie się obudzi.
- Chce pan powiedzieć, że Kornelia jest w śpiączce?!- matka dziewczyny z szeroko otwartymi oczami patrzyła w stornę mężczyzny.
- Tak, ale to normalne w takich przypadkach. Proszę się już nie martwić i dziękować Bogu, bo to, że przeżyła to już cud.- zakończył i odszedł od nich. Tak naprawdę to nie wiedzieli co robić. To prawda, Kornelia żyje, ale to tak jakby jej nie było z nimi, fizycznie tak, ale duchowo jest zupełnie gdzie indziej.
        Łąka. Pełna kwiatów i zieleni. Trawa niczym miękki dywan rozciągała się pod moimi stopami, a ja beztrosko błądziłam wśród drzew chichocząc i podskakując, a pod nosem ciągle nuciłam sobie prostą piosenkę. Było mi tak dobrze, bez żadnych ograniczeń i milionów spraw na głowie. Położyłam się na trawie obracając w dłoniach kwiat i powoli obrywając każdy z płatków. Usłyszałam przerażający huk i pośpiesznie wstałam lekko potykając się o swoje nogi. Dotychczasowy świat, który mnie otaczał, zaczął wirować wprowadzając mnie w stan oszołomienia. Bicie serca momentalnie przyśpieszyło, a ból przeszywający moje ciało był coraz większy. Po chwili wszystko ustało. Równe nogi malutkimi kroczkami zbliżając się do przytwartych drzwi...
          Wszedł do sali, w której często spędzał czas od 3 tygodni. Stało to się już jego codzienną rutyną. Zazwyczaj panował tu straszny tłok, jedynie teraz był tylko On. 
- Cześć słonko. Jak się dziś masz? Wiesz chciałem przyjść z Blanką, ale twoja mama stwierdziła, że to nie miejsce dla takich maluchów bo sie jeszcze przeziębi. Mogłabyś się już obudzić, bo wszyscy za tobą tęsknią.- westchnął patrząc na jej spokojną twarz. - pójdę tylko po picie skarbie i za chwilkę wracam.- wyszedł z sali. 
         Bardzo ociężale starała się otworzyć oczy. Oślepiała ją dzienna jasność oraz idealnie białe ściany pomieszczenia, w którym akurat się znajdowała. Bardzo bolała ją głowa. Poruszyła wszystkimi częściami ciała chcąc się rozciągnąć. Rozejrzała się po sali chcąc dowiedzieć się gdzie jest. Po chwili przez szklane drzwi wszedł brunet uważnie patrząc na kubek z herbatą. Dopiero, gdy postawił napój na szafce przy jej łóżku i spojrzał na nią pisnął z przejęcia.
- O mój boże Kornelia!- krzyknął i próbował się do niej przytulić, jednak ona nieznacznie się odsunęła. 
- Gdzie jestem?- spytała z chrypką w głosie. 
- W szpitalu, miałaś wypadek.- wytłumaczył chłopak uśmiechając się do niej.- Jak się czujesz?
- Dobrze... doktorze?




     




niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 11 "I better find your love and I better find your heart"

Drake- "Find Your Love"

3 tygodnie później 
-Nie no cicho bądź! Jejku jacy słodcy. Patafianie cicho! - rozmowa, która miała być wypowiedziana szeptem zmieniała się powoli w coraz głośniejsze krzyki.
-Mnie już obudziliście, ale jak dziecko tez, to zabije.- powiedziałam zachrypniętym głosem nie otwierając oczu.
- Nie strasz!- pisnął Piter odskakując od łóżka.-
- Sorki Kornixon. - szepnął tym razem kuzyn.
- Ludzie, sobotę mamy.- mruknął Fabian przecierając uroczo oczy. Włosy miał w tzw. artystycznym nieładzie.
- To nie ludzie.- stwierdziłam chichocząc patrząc na obrażoną minę Piotrka. Uwielbiam chłopaka, ale kto normalny przechodzi przez jezdnie centralnie przed samochodem i jeszcze nadaje na kierowce, który podobno nie zna przepisów, ze piesi to dla nich skarb, którego nie mogą tknąć! Co innego byłoby, gdyby role się odwróciły i to on siedziałby za kierownicą...
- No wiesz! To my cie przyszlismy zabrać na trening, Blanka już gotowa, a ty śpisz!
- Hej, hej! Czy ja zapomnialam o tym ze mam isc na wasz trening? - zapytałam dla jasności podnosząc się na łokciach.
- Przecież  wczoraj Piotrek miał dzwonić... - Hula zaczął tłumaczyć, a zaczynając rozumieć wypowiedziane słowa wszyscy spojrzeli się na Żyłę gwiżdżącego pod nosem oraz patrzącego z przejęciem w czubki swoich butów.
-Nie żyjesz.- syknął Stefan w jego stronę, mrużąc oczy.
-AAA!- pisnął skoczek i wybiegł z pokoju, a pozostali ze zdziwionymi minami patrzyli w miejsce, gdzie przed chwila stał Piter...
-Ode mnie też go zabij.- przytaknęłam Kornelia słysząc płacz Blanki i momentalnie wstałam okrywając się szlafrokiem.
-Chodź tu słonko.- wyciągnęłam do niej ręce, które momentalnie chwyciła i z trudnościami, ale jadnek próbowała podnieść się, by stanąć na nogi. Brakowało zaledwie milimetrów, lecz malutkie zachwianie przekreśliło jej próby i upadła na pupę.
-Nie przejumuj się skarbie, było dobrze, jeszcze poćwiczymy.- wzięłam ją na ręce i uśmiechnęłam, no co zreagowała tym samym.
- To co? Przyjdziesz na trening z maluchem?- zapytał się Stefan stając obok.
- A może ty z Blanką już pójdziesz, a ja za chwilę przyjdę? Wiesz, jak  nie będę musiała jej nosić to pójdzie szybciej.- wytłumaczyłam, kiedy on odbierał ode mnie Blankę.
-Dobra, dobra trzeba było powiedzieć, że chciałaś z Fabianem zostać na chwilkę sama. - zaczął chichotać patrząc na mnie wesołym spojrzeniem.
-Spadaj!- rzuciłam w niego pluszowym misiem Blanki.
-Pa zakochańce!- krzyknął wychodząc, wywołując na mojej twarzy zażenowanie, gdy usłyszałam śmiech Fabiana za sobą.
-Kto tak rozzłościł moją Kornelkę, hmm?- wymruczał oplatając ręce wokół mojego pasa i kładąc głowę na ramieniu.
-Wszyscy.- rzuciłam krótko.
Naprawdę nie lubiłam, gdy ktoś wtrącał się do tego co łączy mnie i Fabiana. Czasem ludzie będąc ze sobą krótko wiedzą dużo, znają siebie. Tymczasem my zachowujemy się jak stare małżeństwo, mając swoje oddzielne życie. Nie kłócimy się, nawet jeśli to bardzo szybko godzimy. Dużo czasu zastanawiałam się nad sensem całego tego śmiesznego związku. Wiem jedno- nie kocham Fabiana, mimo że on wiele razy mnie o tym zapewniał i stara się z całych sił. Może nie zmieniłam się pod tym względem?
-Czym zawiniłem?- zrobił smutną minkę i zaczął całować moją szyję.
-Fabian, muszę iść na trening chłopców, wybacz.- zeskoczyłam z wysokiego krzesła i poszłam do sypialni przygotować się do wyjścia.
-Może ja ci w ogóle nie jestem potrzebny?- zapytał wchodząc tuż za mną.
-Po prostu nie mam ochoty na takie zabawy! Wiesz dobrze, że wychodzę. Idziesz ze mną?
- Zapomnij.- prychnął siadając na łóżku.- od pewnego czasu zdaje mi się, że mnie unikasz, przychodzisz z pracy, zajmujesz się Blanką i Leną, a ja czuje się jak nie potrzebny dodatek.
- Przez ostatni tydzień prawie codziennie wychodziłeś gdzieś z kolegami, nawet mnie nie zapytałeś czy możesz mi w czymś pomóc, albo nie mam planów na wieczór, poza tym, kto zajmie się Blanką jak nie ja? Pomagasz mi i bardzo to doceniam, ale to one będą zawsze na pierwszym miejscu.- powiedziałam wprost mając dość jego wyrzutów i min, które stroił pokazując jaki on jest poszkodowany.
-Staram się pokazać ci jaka jesteś dla mnie ważna, ale wciąż mnie odrzucasz, powiedz mi co mogę zrobić, żebyś przestała traktować mnie jak przyjaciela?- wstał ukazując swoją wyższość. Spojrzał na mnie pochylając się lekko. Zadarłam głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Obawiam się, że to nie możliwe.- szepnęłam spuszczając głowę. Wypuścił głośno powietrze i wyszedł z pokoju rzucając mi smutne spojrzenie. Popatrzyłam w okno, gdzie zobaczyłam mnóstwo turystów spacerujących po Krupówkach, a dalej Wielką Krokiew. Potrząsnęłam głową i skierowałam się do wyjścia.
Zaledwie parę minut zajęło mi dojście pod skocznię, gdzie wszyscy zachwycali się nad sześciomiesięczną Blanką.
-Mnie lubi najbardziej, patrzcie!- krzyknął Dawid i zaczął robić głupie miny, na co mała śmiała się wniebogłosy, zarażając tym wszystkich dookoła.
- Hej wszystkim!- pomachałam im, a na mój widok Blanka klasnęła w rączki szeroko się uśmiechając i wyciągając rączki w moją stronę. -Chodź do mnie!- przechwyciłam ją od Stefana i przytuliłam do siebie oglądając ze wszystkich stron.- Nic ci nie zrobili słonko?
- Wujek Stefan dopilnował, żeby była bezpieczna.- wypiął dumnie pierś.
-Nie wierzę w twoje dobre intencje, wybacz.- pogłaskałam go po ramieniu śmiejąc się z obrażonej miny kuzyna.
-No panienki, zapraszam na górę!- krzyknął Łukasz i ruchem ręki wskazał, żeby podążyli za nim. Stałam jeszcze chwilę zapinając brzdąca w wózku, gdy na parking wjechał samochód Stocha. Chłopak wybiegł z samochodu z torbą na ramieniu i biegł w stronę grupki pozostałych.
-Cześć Kamil!- krzyknęłam śmiejąc się z jego roztargnienia, gdy dwa razy wracał, by zamknąć drzwi samochodu.
-Kornelia? Cześć, sorki ale bardzo się śpieszę, pogadamy potem!- w biegu dał mi buziaka w policzek. Pokręciłam głową z małym uśmiechem i pchnęłam wózek w stronę trybun.
   Zajęłam miejsca najbliżej bandy i obserwowałam chłopców żartujących przy belce. Tylko biednemu Kamilowi nie było do śmiechu, gdy Kruczek zdrowo opierniczył go za spóźnienie. Po chwili wszyscy zaczęli oddawać skoki, po kolei: Maciek, Kuba, Stefan, Piotrek, Dawid, Krzysiek i w końcu Kamil. Byli jeszcze tacy, których nie zdążyłam poznać, ale wydawali się byś sympatyczni jak moi znajomi. W całym sztabie panowała miła atmosfera, gdy chłopcy spisywali się na medal i oddawali dobre skoki. Jeszcze bardziej cieszył fakt, że wszyscy byli zdrowi i nie łapali kontuzji. Jedynie Kamil zdawał się być dziś nieobecny i nie miał nawet ochoty żartować z resztą.
- Co jest dla Stocha?- zapytałam Piotrka, gdy usiadł obok mnie sapiąc ze zmęczenia.
-A wiesz, że nawet nie wiem? Zapytam...- jak to on chciał się wszystkiego dowiedzieć, jednak złapałam go za łokieć.
- Trzymaj malucha, a ja z nim pogadam.- bez najmniejszego sprzeciwu wziął ją na ręce, a ona od razu zaczęła bawić się jego goglami. Wyszłam z trybun i mijając skoczków poszłam od razu do Kamila, który stał pod szatnią wkładając buty.
-Możemy pogadać?- zapytałam wkładając dłonie do kieszeni.
-Nie mogę teraz, ale mam dla ciebie niespodziankę. Masz czas wieczorem?- zapytał z iskierkami w oczach. W sumie umawiałam się z Fabianem, ale skoro on jest na nią śmiertelnie obrażony...
-Wydaję mi się że tak, tylko wiesz, nie wiem co z Blanką.- przygryzłam wargę patrząc na niego spod spuszczonej głowy.
- Wszystko już umówione. Przyjdź dziś pod to samo miejsce co ostatnio.- puścił mi oczko i odszedł zostawiając w osłupieniu.
-Okeeey...?- powiedziałam przeciągle odwracając się na pięcie w stronę grupki zbliżającej się do mnie. Kolejne zaskoczenie tego dnia? Maciek niosący Blankę!
-Przyucza się do zawodu.- szepnął mi na ucho Kuba, a ja wybuchłam śmiechem i spojrzałam na rozbawione spojrzenie starszego Kota.
-Dziękuje wam chłopcy za miłe południe.- posłałam w ich stronę ciepły uśmiech. - A teraz wybaczcie, ale muszę lecieć.
- Leć, leć!- popędził mnie Stefan z wielkim uśmiechem. Ostatni raz pomachałam im i wyszłam z obiektu pchając wózek z gaworzącą Blanką.

      -Jestem!- krzyknęłam na progu.
- Hej!- odpowiedziała mi Lena wychodząc z pokoju. -Fabian powiedział, że jedzie na weekend do brata do Krosna i wróci w poniedziałek z rana.
-Myślę, że to świetny pomysł.- mruknęłam tępo patrząc w czubki butów.
- Pokłóciliście się?- zapytała.
- I to jak...- westchnęłam wchodząc w głąb mieszkania- ale nie mam ochoty o tym gadać. Mam do ciebie prośbę, wychodzę dziś z Kamilem...- zaczęłam, na co Lena tajemnkczo się uśmiechnęła i ruszyła w kierunku mojej szafy.

      Letni wiatr rozwiewał moje włosy, które łaskotały mnie w szyję. Siedziałam na jednej z ławek w zatłoczonych Krupówkach, gdy nagle przed moimi oczami pojawił się bukiet tulipanów.
- Zamawiała pani kwiaty?- szept nad uchem spowodował delikatne dreszcze na plecach oraz uśmiech na twarzy.
-Nie.- spojrzałam na smutną twarz Kamila- ale są tak piękne, że nie oddam ich nikomu.- momentalnie sie rozpogodził wręczając mi kwiaty oraz pomagając wstać.
- Uroczo pani wygląda.- zilustrował mnie od góry do dołu.
- Pan również.- stwierdziłam i chwyciłam jego łokieć.- Dokąd idziemy?- spytałam widząc, że zmierzamy w stronę nieznanej mi części miasta.
- Wszystko w swoim czasie.- Kamil zgrabnie uciął temat i kroczyliśmy dalej przez ulice Zakopanego.-Stój- zarządził i wyjął z kieszeni czarną opaskę, nie czekając na moją reakcję założył mi ją na oczy i chwycił za rękę. Chciałam ją ściągnąć, jednak Kamil złapał moje dłonie.
-Ufasz mi?- szepnął, a ja znowu poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach. Odpowiedziałam skinieniem głowy i dałam mu się prowadzić przez resztę drogi.
- Daleko jeszcze?- zapytałam z wyciągniętymi przed siebie rękami w celach bezpieczeństwa.
-Jesteśmy na miejscu.- odparł.
Powoli rozwiązałam opaskę, mając jeszcze na moment zamknięte oczy. Uniosłam powieki do góry i zobaczyłam piętrową, jednak wcale nie duzą chatę górską. Spojrzałam zdziwiona na Kamila, a on w odpowiedzi uśmiechnął się i pociągnął za rękę do środka. Wszystko wyglądało jak z bajki: pełno małych świeczek na podłodze, zapach świeżej kolacji, jasne meble i mnóstwo zdjęć. Moich, Blanki, Leny, Stefana oraz wszystkich skoczków. Nie wiedziałam co powiedzieć, jedynie przytuliłam się do Kamila, a do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia.
-Pamiętasz jak mówiłaś mi o domie marzeń? Wiem, że masz urodziny w zimę, kiedy będzie trwać sezon, więc postanowiłem zrobić coś, co zawsze będzie ci o mnie przypominać. To stary dom mojej babci. Całe tygodnie robiłem wszystko, by zdążyć na pół roku przed twoimi urodzinami.- powiedział z lekkim uśmiechem oraz niepewnością. -Podoba ci się?- spytał w końcu.
-Kamil, nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie!- krzyknęłam ocierając załzawione oczy i jeszcze raz przytuliłam szatyna. - Dziękuje.- szepnęłam odsuwając się od niego i patrząc wprost w jego tęczówki.
- Nie widziałaś najlepszego.- zachichotał i chwytając moją dłoń skierował się na górę. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju i przepuścił mnie pierwszą. Małe mebelki oraz pełne kosze zabaw stojące pod ścianą to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Dalej łóżeczko, półka z książkami, szafa ze szklanymi drzwiczkami oraz fotel. Bujany fotel, o którym zawsze marzyłam. Usiadłam w nim i odepchnęłam się lekko bujając się w przód i w tył. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się zastanawiając kiedy się obudzę? To przecież niemożliwe, cały ten prezent i bajkowość tego miejsca.
- Chodźmy na kolację.- Kamil pomógł mi wstać i ciągle trzymał mnie za rękę, jakby bał się, że ucieknę.
- Smacznego- powiedział, gdy zajął miejsce na przeciwko mnie. Nie spodziewałam się, że tak dobrze gotuje, jeżeli oczywiście on to wszystko przyrządził.
- Wszystko było naprawdę znakomite.- pochwaliłam go masując się po pełnym brzuchu.
- Cieszę się, że ci smakowało. Mam być szczery?
-Przy mnie zawsze. - skwitowałam biorąc lampkę wina.
-Moja mama gotowała.- zaśmiał się nie śmiało i podrapał po karku.
- W takim razie bardzo serdecznie podziękuj mamie za kolację.- zaśmiałam się z nim spojrzałam wyświetlacz telefonu.
-Czekasz na jakiś telefon?- zapytał się marszcząc brwi.
-Nie, po prostu Lena pierwszy raz została z Blanką sama i troszkę się denerwuję, przepraszam. - uśmiechnęłam się krzywo do niego.
-Rozumiem, ale myśle, że Maciek da rade.- zaśmiał się widząc moją minę.- poprosiłem Maćka, żeby pomógł Lenie, wiesz on jest ulubionym wujkiem wszystkich dzieci.
- Nie wygląda na takiego szczerze mówiąc- stwierdziłam zaciskając usta w wąską linię.
- To prawda, ale wiesz, pozory mylą...- westchnął. Czy coś zasugerował? Nie miałam zamiaru psuć takiego pięknego wieczoru, więc nie zagłębiałam się za bardzo w jego słowa.
    Siedzieliśmy dalej popijając  wino i rozmawiając na wiele tematów, czas leciał, a ja chcąc nie chcąc musiałam wracać do domu i dziewczynek.
-Kamil, naprawdę bardzo ci dziękuje za cudowny wieczór, ale muszę wracać. - powiedziałam przepraszająco się uśmiechając.
- Nie ma sprawy! Odprowadzę cię.- zaproponował. Przyjęłam jego propozycję i wcześniej gasząc wszystkie świeczki ustawione wzdłuż ścian wyszliśmy z domu.  Humor dalej nas nie opuszczał i w miłej atmosferze szliśmy przez Zakopane, które powoli szykowało się do snu i ciągnęło ze sobą mieszkańców. Tylko my, jakby inni od reszty, pełni energii kroczyliśmy znaną dobrze trasą.
-Już dalej myślę, że trafię sama.- patrząc na blok, w którym mieszkam, dzieli mnie tylko jedno przejscie dla pieszych.
- Dobranoc Karmelku.- przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. Zaczęłam iść, jeszcze kątem oka patrząc na niego.-Kornelia!- gwałtownie podniosłam głowę.
Czasem wystarczy bardzo mało, by "most" łączący dwie drogi zapadł się...


***
Proszę o litość!









wtorek, 15 października 2013

Rozdział 10 - "Chore serce otwieram, bez znieczulenia"

Ten rozdział dedykuję wszystkim moim wspaniałym czytelniczkom, które musiały się długo naczekać na kolejny rozdział :)

     Z błogim uśmiechem wstałam z łóżka i odbyłam poranną toaletę. Szczerze mówiąc nie mogłam doczekać się powrotu do pracy dziwne, prawda? Musicie się przyzwyczaić, Kornelia Hula należy do osób szalonych, dziwnych i nieobliczalnych. W pośpiechu zjadłam przygotowałam śniadanie i pobiegłam otworzyć drzwi.
-Dzięki mamo, że już przyszłaś, ja muszę lecieć,  bo się spóźnię. Lena ma dziś do szkoły na 9, więc zaraz ją obudź, a Blanka już nie śpi.- powiedziałam wkładając szpilki.
-Dobrze, leć już poradzimy sobie.- rodzicielka wręcz wypchnęła mnie za drzwi i dała kopniaka na szczęście. Uroczo...
   Poprawiłam żakiet i pewnym krokiem weszłam do redakcji kierując się do przyznanego mi biurka. "Od teraz jesteś mój"- pomyślałam i przejechałam palcami po błyszczącym blacie.
- To ty jesteś ta nowa?- zainteresowała się pewna rudowłosa z wyraźnym brzuszkiem ciążowym, patrząc na mnie swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami.
-Owszem, Kornelia Hula.- podałam jej rękę, którą szybko uścisnęła i szeroko się uśmiechnęła.- Lili jestem.- rzuciła pożerając marchewkę i wróciła do swoich zajęć. Usiadłam za biurkiem z lekko zdziwioną miną spoglądając jeszcze kątem oka na Lili. Powoli zaczynałam przeglądać materiały na nowy artykuł odnośnie rekreacji w Zakopanem, przygryzając przy tym koniec ołówka.
- Nie miałem chyba okazji poznać pięknej pani.- znad ścianki odgradzającej mnie od pracownika na przeciwko wyłoniła się postać blondyna z włosami postawionymi na "Reus'a", niebieskimi oczami i cwanym uśmieszkiem.
-Ja też nie miałam okazji jej poznać.- powiedziałam bez zastanowienia i nie patrząc na niego zapisywałam notatki w notesie.
-Pewne nieporozumienie, mówię tu o tobie. - dalej natarczywie się we mnie wpatrywał. "Dla ciebie pani, gówniarzu", przeszło mi przez myśl.
-Kornelia jestem.- przelotnie na niego spojrzałam i dalej próbowałam skupić się na tworzeniu notatek. Po paru minutach poległam i raczyłam na niego spojrzeć.
- Słucham?- powiedziałam najmilszym tonem, na jaki było mnie stać.
- Ja się nie przedstawiłem.
- Pozostań anonimowy w takim razie.- odparłam i patrząc na niego wymownie wróciłam do pracy.
-Masz rację, będzie tajemniczo i romantycznie.- poruszył brwiami, a ja zgromiłam go wzrokiem. Usłyszałam tłumiony śmiech Lili i głośne westchnięcie Michała. Skąd wiem jak się nazywa? Plakietka na koszuli zdradziła jego imię, więc nie jest ani tajemniczo, ani tym bardziej "romantycznie".
-To syn naczelnego.- zachichotała ruda.- odprawiłaś chłopaka z kwitkiem!
- Romeo od siedmiu boleści się znalazł...- przewróciłam oczami i zakończyłam rozmowę odwracając wzrok od ciężarnej.
    Pochłonęła mnie totalnie praca i nawet nie zauważyłam kiedy nadszedł zwykle długo wyczekiwany piątek. Przez cały tydzień harowałam jak tylko mogłam i starałam się zyskać w oczach naczelnego. Nadchodziła ostatnia godzina pracy, a ja i Lili siedziałyśmy plotkując o byle czym na ławce przed redakcją.
- Wiesz, ja to ze swoim Robertem świetnie się dogaduję. Można powiedzieć, że ja jestem górą w naszym związku, ale jemu to nie przeszkadza. - Mikołajczyk gadała jak najęta o swoim mężu i synku. - A ty Korn, masz kogoś?- zapytała po chwili patrząc na mnie oczami, które zawsze dostają to czego chcą.
-Nie, mam na głowie dziewczynki i skupiam się na nich.- odparłam patrząc na dno pustego kubka po kawie.- poza tym kto by mnie chciał.- przewróciłam oczami.
-Kornelia do cholery! Jesteś śliczną, młodą i mądrą dziewczyną, na pewno znajdziesz jakiegoś fajnego  faceta!- oburzyła się i spojrzała na mnie z brwiami ściągniętymi ze zdenerwowania.
- Sęk w tym, że wcale owego nie szukam. - odparłam zupełnie obojętnie, obracając naczynie.
- Weź mnie nie denerwuj kobieto, bo urodzę na tej ławce.- pogroziła mi palcem a ja się zaśmiałam i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Zbieram się do dziewczynek.- wstałam obciągając koszulę.
-Pa malutka.- westchnęła  masując brzuch, a ja w odpowiedzi ciepło się uśmiechnęłam i pomachałam na pożegnanie. Wracając do domu postanowiłam zaszaleć i samodzielnie ugotować obiad. Weszłam więc do marketu w poszukiwaniu podstawowych produktów, bo nasza lodówka powoli zaczynała świecić pustkami.
-Karmelek!- usłyszałam krzyki wychodząc z budynku i patrząc na drugą stronę jezdni zobaczyłam Pitera, Stefana i braci Kotów. Piotrek zaczął machać do nadjeżdżającego samochodu, który z piskiem opon zahamował przed nogami skoczków, a oni dziarsko przechodzili przez ulicę.
-Wariaci!- zaśmiałam się i założyłam kosmyk włosów opadających na twarz.
-No ba, hehe.- zaśmiał się charakterystycznie Żyła.
-Co będziesz robić, że potrzebujesz aż dwóch toreb zakupów?!- zdziwił się Kuba patrząc na reklamówki pełne produktów spożywczych.
-Lodówka świeciła pustkami, a poza tym postanowiłam ugotować... coś.
-HA!- parsknął Stefan- Ty gotować? Pff... prędzej bym się spodziewał, że nasz Piotrek się "inglisza" nauczy!- stwierdził, a ja i kozio brody spojrzeliśmy na niego spod byka.
-Dobra, nic.- zmieszał się, gdy zauważył, że ze mną i skoczkiem nie wygra.
-Nie chce mówić, kogo musiałam uczyć wodę na herbatę gotować!.- prychnęłam, a chłopcy (oprócz Stefana, który poczerwieniał ze wstydu na twarzy) zaczęli się głośno śmiać i wskazywać palcem na kuzyna.
- Dobra kochani, uciekam. Pa!- pomachałam na pożegnanie i dźwigając siatki z zakupami zmierzałam do bloku, który było już widać. Maciek pewnie dalej mnie się boi po ostatniej akcji...- przeszło mi przez myśl. Z trudnościami doszłam do mieszkania.
- Jestem!- krzyknęłam na progu i rzuciłam torebkę na szafkę.
- A dzień dobry, dzień dobry. - zaśmiała się mama z Blanką na rękach.
- Cześć czarnuchu! - przejechałam palca po gęstej i sterczącej czuprynie malucha. - jak tam?- spytałam wchodząc do kuchni.
- Mała trochę marudziła dziś, ale ogólnie dobrze. Ja muszę lecieć do lekarza, a Lena jest u siebie.- powiedziała moja rodzicielka, wkładając małą do kojca.
- Okej. A czemu idziesz do lekarza? -zapytałam patrząc uważnie na kobietę.
- Idę zrobić zwykłe badania kontrolne, wiesz w moim wieku jest to często zalecane. -machnęła ręką wkładając płaszczyk.
- W porządku. - przytaknęłam.
- Pa córeczko. - powiedziała i nie czekając na moją reakcję wyszła. Skierowałam się do sypialni Leny, z której dochodziła głośna muzyka.
- Hej młoda, jak tam? - zapytałam, opierając się o framugę drzwi.
- Bez szału- mruknęła, ściszając muzykę i obracając się w moją stronę na fotelu. - Mogę dziś iść na imprezę u koleżanki?- spytała.
- U jakiej koleżanki?
- Z mojej klasy, Gośka.
- Kto jeszcze będzie?- zmrużyłam oczy.
- Parę osób z klasy pewnie.- wzruszyła ramionami.
- Twój chłopak też tam będzie?
- Łukasz? Pewnie tak, znaczy nie jestem do końca pewna.- odparła spoglądając na mnie. Przez myśl przypomniał mi się obrazek szalonych imprez za czasów liceum, to były czasy... Dobrze pamiętam jak kuzyn jako, że jest starszy załatwiał napoje i z reklamówkami trunków szliśmy do Kaśki, której rodzice byli przesympatycznymi ludźmi i często jeździli w delegację, więc dziewczyna urządzała imprezy na 30 osób. Tyle społeczeństwa w niewielkim domku, na obrzeżach miasta, a miliony wspomnień...
- Ciociu?- zniecierpliwiła się dziewczyna.
- Dobra, ale o północy widzę cię w domu.- odparłam.
- Pierwsza.- zarządziła.
- Dwunasta.
- Wpół do pierwszej? - zaproponowała słodkim głosem, który doprowadzał mnie do euforii.
- Niech będzie.
- Pierwsza?- wpatrywała się we mnie oczekująco.
- Jeszcze jedno słowo, a wrócisz przed dobranocką.
- Dobra, niech będzie wpół do pierwszej.- westchnęła obracając krzesło do poprzedniej pozycji. Wyszłam z pokoju zaglądając do kojca z Blanką, z grymasem na twarzy.
- Co jest śliczna? - zapytałam, a ona wtuliła się we mnie i ciężko oddychała, przecierając oczka ze zmęczenia.- Ojej kochanie, babcia cie tak wymęczyła? Chodź, damy ulubionego króliczka, kocyk i pójdziesz lulu.- Położyłam ją w kojcu, gdzie od razu przyciągnęła swój ulubiony kocyk i wtuliła się w niego. Wpatrywałam się w nią przez jakiś czas, a gdy powieki powoli jej się zamykały wyszłam z pokoju na palcach. Wzięłam się za gotowanie. Naprawdę jestem szalona. Nigdy tego nie robiłam, a już biorę się za ugotowanie  obiadu i to sama. Z laptopem na kolanach usiadłam na ladzie, szukając jakiegoś w miarę łatwego, ale i smacznego dania. Coraz bardziej oddalałam się od tego pomysłu, gdy moim oczom ukazał się przepis na spaghetti. Mrużąc oczy spojrzałam na pełne reklamówki leżące na szafce. Wszystko wskazywało na to, że produkty mam, więc teraz się już nie wywinę od gotowania.
    Ostatnimi czasy, zwykle to Fabian przynosił nam obiadki, ale teraz jedynie mówimy sobie "cześć", gdy jedziemy windą w bloku, lub mijamy się w drzwiach. Jedno wiem, na pewno to on zawinił, więc nie widzę potrzeby przepraszania go za cokolwiek...
    Robiłam wszystko według poleceń w przepisie. W trakcie "kucharzenia" moja kruszynka zaczęła płakać, więc pobiegłam do niej, ale gdy wzięłam ją na ręce nie uspokoiła się. Wręcz przeciwnie. Jej krzyk roznosił się po całym mieszkaniu.
-Co się jej stało?!- powiedziała Lena z grymasem na twarzy wchodząc właśnie do pokoju.
- Nie mam pojęcia, zaczęła płakać jak się obudziła i teraz bez przerwy.- odparłam kołysząc mocniej dziewczynkę.
-Dasz radę? Ja już muszę iść. - zapytała po chwili, zbliżając się delikatnie.
-Jasne, leć. Kiedyś musi się zmęczyć.- odparłam przytulając ciągle płaczącą Blankę.
     Kolejne minuty były coraz gorsze, mała bezustannie płakała, po jej policzkach spływały wielkie łzy, a ja patrzyłam na nią i sama zaczęłam płakać. Nie mogłam nic zrobić, a patrząc jak ona się męczy, sama poczułam się źle! Próbowałam ją czymś zabawić, nakarmić, kładłam ją i uciskałam nóżki, bo może brzuszek ją bolał, ale bez zmian. Położyłam ją w kojcu, a sama usiadłam na łóżku i zasłaniając uszy, bujałam się w na boki. Przymknęłam oczy i schowałam głowę w kolana chcąc uspokoić myśli. Nie wiem ile to trwało, ale po paru minutach przestałam słyszeć krzyk Blanki. Zerwałam się z myślą, że z wycieńczenia zemdlała, ale zobaczyłam tylko Fabiana z dziewczynką na rękach.
-Ja, ja...- jąkałam się trzymając się za głowę, ale jedynie przytuliłam się do Fabiana, a on szeptał w moje włosy, że wszystko już dobrze, że jest tu ze mną. Po krótkiej chwili do moich nozdrzy doszedł zapach spalenizny. Odepchnęłam od siebie chłopaka i pobiegłam do kuchni, gdzie spalił się farsz do dania...
- Cholera!- krzyknęłam i zsunęłam z palnika patelnię. Otworzyłam wszystkie okna w pobliżu i machałam szmatką, by spalenizna wypłynęła na zewnątrz. Gdy sytuacja w miarę została opanowana, usiadłam na wysokim krześle kompletnie wyczerpana, a do pomieszczenia wszedł Fabian.
- Zasnęła.- szepnął kładąc mi głowę na ramieniu, a po plecach przeszedł mi dreszcz, który chłopak musiał poczuć, bo zaśmiał się lekko. Byłam kompletnie oszołomiona, a gdy wziął mnie na ręce wtuliłam tylko głowę w jego tors i zaciągnęłam się zapachem perfum. Położył mnie delikatnie na łóżku i otulił kocem, a przed wyjściem  pocałował w czubek głowy. Momentalnie odpłynęłam w objęcia Morfeusza...
      -Kornelka...- delikatny szept nad uchem spowodował, że obudziłam się, a po rozpoznaniu głosu lekko uśmiechnęłam.
-Długo spałam?- zapytałam równie cicho.
-Tak długo, żebym zdążył zrobić kolację, ale tak słodko spałaś, że nie miałam serca cię budzić.- wyszczerzył się.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jestem okropna w roli matki.- westchnęłam przymykając oczy. Ciągle czułam na sobie wzrok chłopaka, co stało się lekko krępujące.
-Może za bardzo chcesz przypominać im Kingę? Bądź sobą, jesteś fantastyczna. Na pewno dasz radę. zresztą zawsze masz mnie obok. - zaśmiał się nerwowo. - Mogę być nawet bliżej.- szepnął.
- Jestem osobą wredną, bardzo zazdrosną, robiącą kłótnie o wszystkie nawet najmniejsze rzeczy i denerwują mnie spóźnialscy, a jeśli nie będziesz ze mną szczery z życia zrobię ci piekło...- ciągnęłam.
- Nie robi to na mnie różnicy.
-W takim razie bądź...- Wtedy Kornelia Hula poczuła w swoim sercu ciepło.

***

Tylko mnie nie bić! Wiem, jestem okrutna i musiałyście bardzo długo czytać, a do tego wyszło beznadziejnie, ale mam dla Was niespodziankę ;)  Jeżeli lubicie kochanego Reus'a, zapraszam tu : klik. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie ;) Trzymajcie się cieplutko i do napisania!




























poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 9 "This is your heart, it's alive"



Z Blanką na rękach poszłam otworzyć przyjaciółce. Stała z poczochranymi włosami, podkrążonymi oczami i rozmazanym makijażem.
- Kornelia!- wydała z siebie dźwięk o bliżej nieokreślonym tonie. Jęk rozpaczy z nutką radości. Przytuliłam ją do siebie i zaprowadziłam do salonu. Małą włożyłam do bujaka, a zajęłam się przyjaciółką. Zabawne, czasem ludzie dorośli potrzebują więcej opieki niż niemowlaki. 
- Co się stało?- zapytałam czułym głosem.
- On mnie zdradził.- wyszlochała, a ja spojrzałam na nią przenikliwym wzrokiem.
- Anitka, kto?- głaskałam ją po plecach i dalej obejmowałam.
- No jak to kto? Robert! - jęknęła, a ja patrzylam na nia w oslupieniu. 
- Byliscie razem? - zapytałam spokojnie.
- To trudne-wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju- Mieliśmy romans przez 4 lata, w pracy często się kłóciliśmy, bo nie chcieliśmy żeby to wyszło na jaw. Zaraz cała redakcja by gadała, no a teraz byliśmy na wycieczce integracyjnej z pracy i przyłapałam go jak obściskiwał się z jakąś nowicjuszką!- blondynka znowu zaczęła płakać, a ja starałam poprawić jej humor, jednak byłam kompletnie bezradna. Dopiero płacz Blanki spowodował, że Anita zaprzestała łzom i z zaciekawianiem patrzyła jak biorę małą na rączki i przytulam do siebie. Jest tak drobna,że moja dłoń podtrzymuje jej całe plecki, a mała wtula się w klatkę piersiową i uspokaja oddech.
- Jestem samolubem! Gadam ci o moich bzdetach, a tymczasem ty urodziłaś dziecko!- patrzy swoimi wielkimi oczami na maluszka, a ja zaczynam się śmiać.
-Blanka to nie moje dziecko. Moja siostra zginęła w wypadku, a ja zajmuję się jej dziećmi. Poprosiła mnie o to.- mimowolnie ściszam głos i siadam obok na kanapie. Podczas opowiedzenia całej historii blondynka potakuje i coraz szerzej otwiera usta.
-A ojciec dziewczynek!?- pyta, gdy kończę historię.
- Żył z Kingą bez ślubu, gdy powiedziała mu o drugiej ciąży uciekł.- odparłam zwięźle, a Anita nie zadawała więcej pytań. Postanowiła wziąć małą na ręce i chodzi z nią po pokoju, a ja podpieram głowę o dłoń i patrze na nie z uśmiechem.
-Znalazłaś sobie jakiegoś górala?- pyta poruszając zabawnie brwiami, a ja przewracam oczami.
- Nawet dwóch.- wtrąciła Lena wchodząc do salonu. Usiadła obok a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Nie słuchaj jej, Fabian to przyjaciel, Kamil też.
- Przystojni przynajmniej ?- blondynka zwróciła się do Leny, bo wiedziała, że ode mnie nic już nie wyciągnie.
- Anita! - oburzyłam się i spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.
- Cholernie.- potakuje Lena głową z poważną miną.
- Lena!- patrzę na nią przymrużonymi oczami, na co ona wzrusza ramionami.
- A ty młoda masz jakiegoś przystojniaka?
- Kto by ją chciał.- prycham cicho i odwracam głowę w stronę okna pijąc letnią już herbatę owocową.
- Mam.- mówi dumnie, a ja krztuszę się napojem i z hukiem odstawiam filiżankę na szklany stolik.
- Mieszkasz tu zaledwie trzy tygodnie!- wymachuję w powietrzu rękoma.
- Szybka jest skubana.- Anita przybija piątkę z nastolatką, a ja bezradnie siadam na kanapie wbijam wzrok przed siebie.- Nie pomagasz.- jęczę do blondynki, która wciska Lenie Blankę i siada obok mnie.
- Ona ma szesnaście lat! Daj jej więcej swobody, pamiętasz jakie ty rzeczy robiłaś?- jej słowa trafiają do mnie, ale mimo to nie chcę dopuścić do siebie wniosku, że dowiedziałam się o chłopaku mojej siostrzenicy w takiej sytuacji!
- Ale...- próbuje znaleźć trafne argumenty, lecz żaden nie przychodzi mi do głowy- może masz racje, ale trudno mi się z tym pogodzić.
-Będzie na pewno dobrze, potrafiłaś zapanować nad bandą gamoni w Warszawie, także tu pójdzie ci na pewno równie dobrze. Ja będę lecieć, muszę jeszcze jechać do Roberta- pocałowała mnie w policzek.
- Zadzwoń jak dojedziesz.- powiedziałam i na pożegnanie ją przytuliłam.
- Pa maluszku- pogłaskała Blankę po główce i po ostatnim pokrzepiającym spojrzeniu do mnie wyszła z mieszkania.
Głośno westchnęłam i zwróciłam się do małej:
-To co? Idziemy na spacerek?- połaskotałam jej brzuszek, a ona wesoło się roześmiała i złapała mnie za ręce.
-Idziemy się ubrać i lecimy. 
Posadziłam małą w bujaku i sama zaczęłam przeglądać ubrania w szafie.
-Żółta?- zapytałam a mała nie zareagowała.
- Niebieska?- ponownie spytałam, zaczęła gaworzyć.
- Biała?- zdziwiłam się, gdy wyjęłam swoją starą, koronkową sukienkę i bardziej zapytałam siebie, lecz mała zaczęła się śmiać, a ja lekko zachichotałam. 
-Masz gust moja panno.- przytaknęłam jej i szybko się przebrałam.
-Teraz czas na ciebie. - Przeglądając jej ubrania stwierdziłam, że trzeba wybrać się na zakupy, może nasza buntowniczka też czegoś potrzebuje? 
-Lena! Potrzebujesz ciuchów?- może jeśli spędzimy razem trochę czasu i lepiej poznamy przestanie być taka samolubna?
- A co, nie masz komu oddać swoich?- mruknęła i wyszła ze swojego pokoju opierając się o framugę drzwi.
- Wolę oddać dla biednych dzieci niż dla ciebie.- uśmiechnęłam się uroczo.- chciałam tylko zapytać czy chcesz jechać jutro na zakupy, ale najwidoczniej się pomyliłam, a i masz przyprowadzić tutaj tego swojego chłopaka, my wychodzimy, pa!- powiedziałam szybko i nie czekając na jej odpowiedź wyszłam. Pchałam wózek z małą i cały czas wpatrywałam się w jej spokojną buźkę, gdy spała. Jest tak podobna do Kingi. Jak wytłumaczę jej, że mamy nie ma? Kiedy powie pierwsze słowo będzie to ciocia? Mało prawdopodobne.
-Kornelia!- usłyszałam krzyki za sobą i odwróciłam głowę za siebie.
-Kamil?- zdziwiłam się, gdy chłopak biegł do mnie.
-Cześć, ślicznie wyglądasz.- pocałował mnie w policzek i zajrzał do wózka, gdzie drzemała dziewczynka.
-Dziękuje, co tu robisz?- zapytałam ruszając dalej.
- Zaskoczę cię! Mieszkam.- zaśmiał się, a ja podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą dom skoczka. 
-Błysnęłam.- mruknęłam, a Stoch serdecznie się roześmiał.
-Cicho!- uderzyłam go w ramię. - Dziecko mi obudzisz!- wytłumaczyłam, gdy on rozmasowywał obolałe ramię. 
- A wy gdzie zmierzacie? - zapytał po krótkiej chwili.
- Do redakcji, szukają fotoreportera, a ja przecież zaczynałam jako fotoreporterka w Warszawie. 
-Na pewno cię przyjmą, chodź odprowadzę cię.- uśmiechnął się szeroko, a ja przytaknęłam i cicho podziękowałam.
- Jak nowe mieszkanko?-spytał patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
- Wyobrażałam sobie, że będę miała mały drewniany domek, wiesz taki góralski z dużym oknem w kuchni, tarasem, gdzie będę uczyła chodzić Blankę i pić gorącą czekoladę, a Lena będzie się z nami śmiać. Ale chcę mieć też w nim pełno zdjęć. Tak, żebym przypominała sobie wszystkie wspomnienia. Chcę, żeby były szczęśliwe.- stwierdziłam po krótkiej chwili, spojrzałam w jego stronę, a ten szedł zamyślony. 
-Słyszałem, że macie wskoczyć na nasz trening?- zmienił temat.
-Chyba nie zdążymy, muszę jeszcze wskoczyć do sklepu po jakieś ciuszki dla Blanki.- stwierdziłam, przepraszająco się uśmiechając.
-A o której?-zaciekawił się i zatrzymał się, bo byliśmy już pod budynkiem redakcji.
-Podejrzewam, że około 16.
-To do zobaczenia o 16 na Krupówkach.- uśmiechnął się i odszedł.
-Rozumiesz coś z tego Blaneczko? Ciocia już całkiem zgupiała- westchnęłam i weszłam do budynku.
Siedziałam na obrotowym krześle, obracając się lekko na boki i przyglądałam się zdjęciom zawieszonych na ścianach. Za szklaną ścianą zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, który pojawia się na wszystkich fotografiach oraz trochę młodszego, który krok w krok za nim chodził. "Przydupas", przeszło mi przez myśl i cwaniacko się uśmiechnęłam. 
-Witam, Krzysztof Stefański, redaktor naczelny "Zakopca"- ciepło się uśmiechnął i podał mi dłoń.
-Kornelia Hula, była redaktor naczelna "Głosu Gwiazd"- co miałam być gorsza, trzeba się czasem pochwalić osiągnięciami, wstałam i oddałam gest.
- A to ciekawe, co sprowadza do mnie byłą redaktorkę najbardziej pożądanego pisma w Polsce.- zaciekawił się Stefański.
- Różne czynniki, przede wszystkim słyszałam, że sprzedaż waszego pisma w ostatnich latach spadała, a ja wyciągnęłam z dołka nawet takie pisemko jak ten szmatławiec z Warszawki, z tym, że wasze artykuły są, tyle, że trzeba je uatrakcyjnić.- uśmiechnęłam się do mężczyzny, który zamyślił się i odwrócił głowę w stronę okna.
-Jakie ma pani pomysły?


Czekałam na Kamila, który spóźniał się już dobre dziesięć minut. 
-Widzisz, chyba wujek nie przyjdzie.- zwróciłam się do małej i ściągnęłam czapeczkę z czarnej czuprynki przeczesując palcami gęste włosy.
-Zamawiała pani róże?- usłyszałam ciepły głos chłopaka i zobaczyłam śliczną żółtą różę.
- Żółta?- zapytałam z uśmiechem.
-Oznacza troskę i przyjaźń.- wytłumaczył odwdzięczając gest.
- Ja znam jeszcze takie pojęcie jak zazdrość.- uniosłam sprawdzająco brew, a ten nerwowo się zaśmiał i podrapał po karku.
-Wymagająca jesteś.- zauważył patrząc prosto w oczy.
-Słyszałam to wiele razy.- chłopak spuścił głowę wzdychając przeciągle- Hej, ale nie od mężczyzny.-wytłumaczyłam szybko spojrzał na mnie swoimi wesołymi oczętami.
-Chodźmy.- powiedział radośnie.  
Weszliśmy do pierwszego sklepu z dziecięcymi ubrankami i od razu ruszyłam do działu dla niemowlaków.
-O jezu!- pisnęłam i zakryłam usta dłońmi, gdy zobaczyłam multum malutkich bluzeczek, spodenek, sukieneczek, spódnic, czapeczek i butów. Do tego wszystko w ciepłych kolorach, chociaż pewna część miała tylko biało-czarne kolory. Spojrzałam na Kamila, który podszedł do półki z ciuszkami o motywach skokach narciarskich. Wziął do puchową kurtkę z napisem "I LOVE SKIJUMPING".
-To kupię jej, ja.- uśmiechnął się i włożył kurtkę do koszyka. 
-Skoro chcesz.- zaśmiałam się i spojrzałam na cenę.- Uuuu, powiem ci, że bardzo dobry z ciebie wujek. - zaczęłam się śmiać, gdy Blanka wesoło zagaworzyła. 
-Teraz nie mam wyjścia.- również się zaśmiał, ale pod nosem puścił niezłą wiązankę pod kontem ceny. Nie mogłam napatrzeć się na te cudeńka. Z żalem opuszczałam te miejsce, jednak Kamil już nie dawał rady. Całe zakupy dobrze znosił moje jęki na temat kosztu i braku rozmiaru. Sam nawet podsunął mi wiele ubranek, których nie zauważyłam. Ciągle powtarzał jedną formułkę "patrz jakie to małe, ojejku", aż śmiać mi się chciało. Dla osób z boku, widok mistrza świata zachwycającego się nad małymi ciuszkami dla bobasów musiało  być przekomicznie.
-To może zgodzicie się zjeść obiado-kolację ze mną skoro już tyle wytrzymałyście w moim towarzystwie? - zapytał, gdy przechodziliśmy obok restauracji Fabiana.
-Wszystko zależy od Blanki, co ty na to kochanie?- spytałam dziewczynkę, która wydała z siebie słodki pisk i uśmiechnęła się.
- W takim razie zapraszam.- skręcił prowadzony przez siebie wózek z moją siostrzenicą i zajął miejsce w kącie restauracji. Wybraliśmy dania i prowadziliśmy miłą rozmowę wszystko się zepsuło, gdy przyszedł Fabian...
- Co tu robicie?- zapytał, jakbyśmy nie mogli przebywać w miejscu publicznym.
- Ciebie też miło widzieć.- Kamil odparł gorzko napił się wina nawet nie patrząc na przyjaciela.
- Przyszliśmy na kolację- wzruszyłam ramionami i przerzucałam wzrok to na skoczka, to na kucharza. Pokłócili się, to widać na pierwszy rzut oka, tylko problem w tym co jest powodem ich sprzeczek?
- Nic mi o tym nie mówiłaś- patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- A czy musiałam?!- oburzyłam się.
- Chodź Korn, nie będziemy tu już siedzieć.- Kamil pociągnął mnie za rękę i pchnął wózek. Unikałam jak ognia wzroku Fabiana, a usta ścisnęłam w wąską linię. 
- Powiesz mi o co chodzi?- spytałam, gdy szliśmy ze Stochem w stronę mojego domu.
- To nic takiego, małe spięcie.- wytłumaczył szybko i otworzył mi drzwi od bloku.
- Na pewno?
- Tak Karmelku.- zaśmiał się.
- Karmelku? - zdziwiłam się i perliście zaśmiałam.
- Owszem, muszę lecieć. Pa!- pocałował mnie w policzek i wyszedł z budynku. Padałam na twarz podobnie do Blanki, która zaczęła marudzić i po przebraniu w śpioszki oraz nakarmieniu zasnęła. Pocałowałam ją w czubek głowy, nakryłam kołdrą i wyszłam z pokoju zamykając delikatnie drzwi. Zajrzałam do przez lekko otwarte drzwi do Leny, która żywo z kimś dyskutowała przez telefon
-Skarbie ja wiem, ale proszę, przyjdź.- usłyszałam tylko i odeszłam nie chcąc podsłuchiwać. Zrobiłam ulubioną herbatę owocową i delektując się ciszą oraz napojem czytałam gazetę. Niestety pukanie do drzwi sprawiło, że musiałam zaprzestać. 
-Ciociu, to do mnie otwórz ja zaraz przyjdę.-krzyknęła Lena.
Otworzyłam i szykowałam się na zobaczenie jakiegoś "emosa" w kraciakach, z irokezem, kolczykami w nosie, koszulce z czaszką, a tymczasem stał tam Maciek.
-TY?!- zdziwiłam się,
-Ja?- zapytał zdezorientowany. Wypchnęłam go na klatkę i przycisnęłam do ściany.
- Posłuchaj, jak ją skrzywdzisz to cię zatłukę, masz jej do niczego nie zmuszać i wykorzystywać. Ona ma dopiero 16 lat, wstydu nie masz młokosie?!- wysyczałam.
- Ale ja tylko książkę przyniosłem.- podniósł przedmiot i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja przenosiłam wzrok to z książki na jego wystraszoną twarz.
- Czyli ty nie jesteś jej chłopakiem?- zapytałam dla jasności i lekko zmniejszyłam uścisk.
- Nie!- szybko zaprzeczył. Całkowicie go puściłam i zaśmiałam się z wyraźną ulgą, co on też zrobił, ale jego mina była dalej wystraszona.
-No to dobrze.- uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.- Ale pamiętaj, obserwuję cię.- momentalnie zmieniłam nastrój i palcem pomachałam przed oczami.
- Tak.- przełknął głośno ślinę, wcisnął mi do rąk ową książkę i zbiegł po schodach, uciekał jak "kot" z podkulonym ogonem. Wypięłam dumnie pierś i wchodząc ponownie do mieszkania wpadłam na Lenę.
- O, a Maciek gdzie?- zdziwiła się i zabrała mi książkę.
- Ktoś do niego zadzwonił i musiał iść- wytłumaczyłam i wzruszyłam ramionami.
-Dziwne.- mruknęła i odeszła, a ja mało co nie wybuchłam śmiechem przypominając sobie minę wystraszonego skoczka. 

----------------------------------------------------------------------------------
Witam! Z góry przepraszam, że nic nie dodałam w weekend, ale moje przeziębienie mi przeszkodziło, teraz jeszcze wyszło, że do czwartku posiedzę w domu, jednym sakrastycznym słowem"BOSKO". Szczerze to jakoś ten part nie przypadł mi do gustu, może oprócz naszego wystraszonego koteczka ;) Ponieważ mam teraz dużo czasu nic nie robienia, wpadł mi do głowy pomysł na wspaniałą historię opowiadającą o emocjach, miłości i przyjaźni, która wystawiona jest na ciężką próbę. Początek zapowiada się na przełomie grudnia-listopada. 


Pozdrawiam cieplutko i do napisania ;)