poniedziałek, 11 listopada 2013
Rozdział 12 " She dreams of paradise"
Coldplay- Paradise
-Kamil, ale co się tak właściwie stało?!- krzyki Marceliny były słyszalne w każdym zakątku Zakopańskiego szpitala, w którym panowało istne piekło.
-Ja nie mogłem... chciałem, ale jak już ją brałem to... nie mogłem jej pomóc...- bąkał pod nosem, chowając twarz w dłoniach oraz bujając się na boki.
-Zostaw go Marcela, sam nie wie co sie stało.- Stafan położył dłonie na barkach żony, chcąc ją wesprzeć. Wszyscy z niecierpliwością zerkali na duże drzwi, za którymi lekarze walczyli o życie Huli. Pogrążeni we własnych myślach i przytłoczeni takim obrotem sprawy siedzieli na wąskim korytarzu, coraz śiląc się na uśmiech, by wspierać jakby nieobecną Lenę. Nikt nie myślał o śnie mimo późnej pory.
-Kornelia!- na drugim końcu korytarza pojawiła się sylwetka biegnącego Fabiana. Głowy całego zgromadzenia skierowane zostały w jego stronę.
-Co jej zrobiłeś?!- momentalnie złapał za kołnież kurki Kamila powodując, że ten ustał na wyprostowanych nogach i próbował uwolnić się z silnego uścisku bruneta.
- W porównaniu do ciebie nic.- syknął Stoch.
-Panowie! Zachowajmy spokój, mimo wszystko.- od razu przy nich pojawił się Stefan i Kuba odrywając wściekłych mężczyzn od siebie.
-Jeśli coś jej się stanie to to będzie twoja wina!- powiedział przez zaciśnięte zęby Fabian trzymany przez Kubę.
-Do cholery nie możemy tak myśleć! Kornelia to silna dziewczyna, na pewno wszystko będzie dobrze!- wrzasnęła Lena- A wy przestancie zachowywać się jak jacyś gówniarze.- z przymrużonymi oczami spojrzała na Fabiana i Kamila. Podniosła się z podłogi i z zaciśniętymi pięściami poszła w stronę wyjścia ze szpitala. Oni spuścili głowy i usiedli na krzesełkach jak najdalej od siebie.
-Lena!- pani Hula podniosła się z siedzenia chcąc iść do wnuczki. Zatrzymał ją mąż kręcąc w milczeniu głową. No tak, każdy chciał być teraz sam...
Maciek bardziej jako przyjaciel Leny chciał jak najszybciej znaleźć się w szpitalu chcąc ją wesprzeć. Może nie znał zbyt długo Kornelii, oraz jej starszej siostrzenicy, jednak chciał tam być, by pocieszyć resztę i dowiedzieć się co z dziewczyną. Zamkną samochód i skierował się w stronę wejścia. Zdawało mu się, że sylwetka, która akurat wychodziła z budynku należała do Leny. Wszedł za nią do parku i usiadł na ławce tuż przy niej tuląc drobną i zapłakaną dziewczynę do siebie.
-Maciek ja niedawno straciłam matkę, nie chcę tracić znowu kogoś bliskiego.- szlochała w jego klatkę piersiową .
-Cii...- chłopak masował jej plecy próbując uspokoić.- Karmelek to silna dziewczyna, na pewno tak łatwo się nie podda.- szeptał- Ma przecież dla kogo walczyć...
Mijały kolejne kwadransy, a na sali operacyjnej lekarze coraz bardziej obawiali się o życie pacjentki. Zmęczeni długą operacją ledwo stali przy stole, ale momentalnie ożywili się, gdy usłyszeli charakterystyczny ciągły dźwięk.
-Nie rób mi tego Kornelia!- powiedział młody lekarz robiąc masaż serca. Minęły dwie minuty, kiedy pozostali już spoglądali w stronę drzwi i układali smutne oświadczenie dla rodziny czekającej na cokolwiek, jedynie wiarę miał jeden lekarz który z zaciekłością walczył. Głośno wypuścił powiatrze z ust, gdy serce Huli znowu zaczęło bić.
Kamil zmęczonymi oczami patrzył z nadzieją na drzwi. Sam siebie winił za to wszystko. Ale czy szukanie dziury w całym w obecnej chwili coś da? Może jedynie modlić się do Boga, by znów mógł zobaczyć te błyszczące oczy, ten najpiękniejszy uśmiech i słodkie dołeczki w polikach, by mógł poczuć zapach jej uzależniających perfum i usłyszeć głos, tak ciepły głos. W tym samym momencie wyszedł do nich wymordowany lekarz i po jego minie Kamil obawiał się najgorszego...
- Co z nią?- pierwszy otrząsnął się Fabian. Jednak za nim pozostali rzucili się w stronę doktora przekrzykując się na wzajem.
- Pacjentka przeszła bardzo długą i męczącą operację, żyje, ale ustała praca serca więc nie mamy pewności kiedy dokładnie się obudzi.
- Chce pan powiedzieć, że Kornelia jest w śpiączce?!- matka dziewczyny z szeroko otwartymi oczami patrzyła w stornę mężczyzny.
- Tak, ale to normalne w takich przypadkach. Proszę się już nie martwić i dziękować Bogu, bo to, że przeżyła to już cud.- zakończył i odszedł od nich. Tak naprawdę to nie wiedzieli co robić. To prawda, Kornelia żyje, ale to tak jakby jej nie było z nimi, fizycznie tak, ale duchowo jest zupełnie gdzie indziej.
Łąka. Pełna kwiatów i zieleni. Trawa niczym miękki dywan rozciągała się pod moimi stopami, a ja beztrosko błądziłam wśród drzew chichocząc i podskakując, a pod nosem ciągle nuciłam sobie prostą piosenkę. Było mi tak dobrze, bez żadnych ograniczeń i milionów spraw na głowie. Położyłam się na trawie obracając w dłoniach kwiat i powoli obrywając każdy z płatków. Usłyszałam przerażający huk i pośpiesznie wstałam lekko potykając się o swoje nogi. Dotychczasowy świat, który mnie otaczał, zaczął wirować wprowadzając mnie w stan oszołomienia. Bicie serca momentalnie przyśpieszyło, a ból przeszywający moje ciało był coraz większy. Po chwili wszystko ustało. Równe nogi malutkimi kroczkami zbliżając się do przytwartych drzwi...
Wszedł do sali, w której często spędzał czas od 3 tygodni. Stało to się już jego codzienną rutyną. Zazwyczaj panował tu straszny tłok, jedynie teraz był tylko On.
- Cześć słonko. Jak się dziś masz? Wiesz chciałem przyjść z Blanką, ale twoja mama stwierdziła, że to nie miejsce dla takich maluchów bo sie jeszcze przeziębi. Mogłabyś się już obudzić, bo wszyscy za tobą tęsknią.- westchnął patrząc na jej spokojną twarz. - pójdę tylko po picie skarbie i za chwilkę wracam.- wyszedł z sali.
Bardzo ociężale starała się otworzyć oczy. Oślepiała ją dzienna jasność oraz idealnie białe ściany pomieszczenia, w którym akurat się znajdowała. Bardzo bolała ją głowa. Poruszyła wszystkimi częściami ciała chcąc się rozciągnąć. Rozejrzała się po sali chcąc dowiedzieć się gdzie jest. Po chwili przez szklane drzwi wszedł brunet uważnie patrząc na kubek z herbatą. Dopiero, gdy postawił napój na szafce przy jej łóżku i spojrzał na nią pisnął z przejęcia.
- O mój boże Kornelia!- krzyknął i próbował się do niej przytulić, jednak ona nieznacznie się odsunęła.
- Gdzie jestem?- spytała z chrypką w głosie.
- W szpitalu, miałaś wypadek.- wytłumaczył chłopak uśmiechając się do niej.- Jak się czujesz?
- Dobrze... doktorze?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ONA STRACIŁA PAMIĘĆ? :ooo
OdpowiedzUsuńjestem w takim szoku, że nie mogę nic napisać więcej ;o
Nie, nie, nie! Karmelek ma wyzdrowieć i nie ma nawet innej opcji!
OdpowiedzUsuńA poza tym. Widać, że Kamilowi na niej zależy. Myślę, że taki przejęty nie tylko dlatego że czuje się winny, ale dlatego, że ona jest dla niego ważna.
A Maciuś szaleje! Jego naprawdę ciągnie od Leny i się Kornelii nawet nie boi.
Wykorzystał moment gdy Kornelia nie była w stanie nic mu zrobić, haha!
UsuńJa tu czytam coraz szybciej by dojść do końca i przeczytać, że Kornelia żyje i ufff udało się :)
OdpowiedzUsuńTyko co z jej pamięcią?! Chwilowa amnezja? :>
Rozdział świetny, Maciejka cudny ale serducho zdobywa Kamyk :D
Pozdrawiam i weny!
U mnie nowy rozdział na: http://dwa-swiaty-jedna-milosc.blogspot.com/
Że co? Że straciła pamięć? Ohhh, teraz pytanie jak wielka jest to utrata, taka chwilowa, czy może coś poważniejszego
OdpowiedzUsuńJulia!
OdpowiedzUsuńGnoju jeden
Chamie i egoisto
Gnomie jeden
Czy ty wiesz co ty właśnie zrobiłaś?
Co się właśnie stało?
To mogła być taka piękna miłość a ty mi tu wyskakujesz kurde
Chcę wiedzieć co bd dalej, szantażuję cię właśnie ;-o