-Nie no cicho bądź! Jejku jacy słodcy. Patafianie cicho! - rozmowa, która miała być wypowiedziana szeptem zmieniała się powoli w coraz głośniejsze krzyki.
-Mnie już obudziliście, ale jak dziecko tez, to zabije.- powiedziałam zachrypniętym głosem nie otwierając oczu.
- Nie strasz!- pisnął Piter odskakując od łóżka.-
- Sorki Kornixon. - szepnął tym razem kuzyn.
- Ludzie, sobotę mamy.- mruknął Fabian przecierając uroczo oczy. Włosy miał w tzw. artystycznym nieładzie.
- To nie ludzie.- stwierdziłam chichocząc patrząc na obrażoną minę Piotrka. Uwielbiam chłopaka, ale kto normalny przechodzi przez jezdnie centralnie przed samochodem i jeszcze nadaje na kierowce, który podobno nie zna przepisów, ze piesi to dla nich skarb, którego nie mogą tknąć! Co innego byłoby, gdyby role się odwróciły i to on siedziałby za kierownicą...
- No wiesz! To my cie przyszlismy zabrać na trening, Blanka już gotowa, a ty śpisz!
- Hej, hej! Czy ja zapomnialam o tym ze mam isc na wasz trening? - zapytałam dla jasności podnosząc się na łokciach.
- Przecież wczoraj Piotrek miał dzwonić... - Hula zaczął tłumaczyć, a zaczynając rozumieć wypowiedziane słowa wszyscy spojrzeli się na Żyłę gwiżdżącego pod nosem oraz patrzącego z przejęciem w czubki swoich butów.
-Nie żyjesz.- syknął Stefan w jego stronę, mrużąc oczy.
-AAA!- pisnął skoczek i wybiegł z pokoju, a pozostali ze zdziwionymi minami patrzyli w miejsce, gdzie przed chwila stał Piter...
-Ode mnie też go zabij.- przytaknęłam Kornelia słysząc płacz Blanki i momentalnie wstałam okrywając się szlafrokiem.
-Chodź tu słonko.- wyciągnęłam do niej ręce, które momentalnie chwyciła i z trudnościami, ale jadnek próbowała podnieść się, by stanąć na nogi. Brakowało zaledwie milimetrów, lecz malutkie zachwianie przekreśliło jej próby i upadła na pupę.
-Nie przejumuj się skarbie, było dobrze, jeszcze poćwiczymy.- wzięłam ją na ręce i uśmiechnęłam, no co zreagowała tym samym.
- To co? Przyjdziesz na trening z maluchem?- zapytał się Stefan stając obok.
- A może ty z Blanką już pójdziesz, a ja za chwilę przyjdę? Wiesz, jak nie będę musiała jej nosić to pójdzie szybciej.- wytłumaczyłam, kiedy on odbierał ode mnie Blankę.
-Dobra, dobra trzeba było powiedzieć, że chciałaś z Fabianem zostać na chwilkę sama. - zaczął chichotać patrząc na mnie wesołym spojrzeniem.
-Spadaj!- rzuciłam w niego pluszowym misiem Blanki.
-Pa zakochańce!- krzyknął wychodząc, wywołując na mojej twarzy zażenowanie, gdy usłyszałam śmiech Fabiana za sobą.
-Kto tak rozzłościł moją Kornelkę, hmm?- wymruczał oplatając ręce wokół mojego pasa i kładąc głowę na ramieniu.
-Wszyscy.- rzuciłam krótko.
Naprawdę nie lubiłam, gdy ktoś wtrącał się do tego co łączy mnie i Fabiana. Czasem ludzie będąc ze sobą krótko wiedzą dużo, znają siebie. Tymczasem my zachowujemy się jak stare małżeństwo, mając swoje oddzielne życie. Nie kłócimy się, nawet jeśli to bardzo szybko godzimy. Dużo czasu zastanawiałam się nad sensem całego tego śmiesznego związku. Wiem jedno- nie kocham Fabiana, mimo że on wiele razy mnie o tym zapewniał i stara się z całych sił. Może nie zmieniłam się pod tym względem?
-Czym zawiniłem?- zrobił smutną minkę i zaczął całować moją szyję.
-Fabian, muszę iść na trening chłopców, wybacz.- zeskoczyłam z wysokiego krzesła i poszłam do sypialni przygotować się do wyjścia.
-Może ja ci w ogóle nie jestem potrzebny?- zapytał wchodząc tuż za mną.
-Po prostu nie mam ochoty na takie zabawy! Wiesz dobrze, że wychodzę. Idziesz ze mną?
- Zapomnij.- prychnął siadając na łóżku.- od pewnego czasu zdaje mi się, że mnie unikasz, przychodzisz z pracy, zajmujesz się Blanką i Leną, a ja czuje się jak nie potrzebny dodatek.
- Przez ostatni tydzień prawie codziennie wychodziłeś gdzieś z kolegami, nawet mnie nie zapytałeś czy możesz mi w czymś pomóc, albo nie mam planów na wieczór, poza tym, kto zajmie się Blanką jak nie ja? Pomagasz mi i bardzo to doceniam, ale to one będą zawsze na pierwszym miejscu.- powiedziałam wprost mając dość jego wyrzutów i min, które stroił pokazując jaki on jest poszkodowany.
-Staram się pokazać ci jaka jesteś dla mnie ważna, ale wciąż mnie odrzucasz, powiedz mi co mogę zrobić, żebyś przestała traktować mnie jak przyjaciela?- wstał ukazując swoją wyższość. Spojrzał na mnie pochylając się lekko. Zadarłam głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Obawiam się, że to nie możliwe.- szepnęłam spuszczając głowę. Wypuścił głośno powietrze i wyszedł z pokoju rzucając mi smutne spojrzenie. Popatrzyłam w okno, gdzie zobaczyłam mnóstwo turystów spacerujących po Krupówkach, a dalej Wielką Krokiew. Potrząsnęłam głową i skierowałam się do wyjścia.
Zaledwie parę minut zajęło mi dojście pod skocznię, gdzie wszyscy zachwycali się nad sześciomiesięczną Blanką.
-Mnie lubi najbardziej, patrzcie!- krzyknął Dawid i zaczął robić głupie miny, na co mała śmiała się wniebogłosy, zarażając tym wszystkich dookoła.
- Hej wszystkim!- pomachałam im, a na mój widok Blanka klasnęła w rączki szeroko się uśmiechając i wyciągając rączki w moją stronę. -Chodź do mnie!- przechwyciłam ją od Stefana i przytuliłam do siebie oglądając ze wszystkich stron.- Nic ci nie zrobili słonko?
- Wujek Stefan dopilnował, żeby była bezpieczna.- wypiął dumnie pierś.
-Nie wierzę w twoje dobre intencje, wybacz.- pogłaskałam go po ramieniu śmiejąc się z obrażonej miny kuzyna.
-No panienki, zapraszam na górę!- krzyknął Łukasz i ruchem ręki wskazał, żeby podążyli za nim. Stałam jeszcze chwilę zapinając brzdąca w wózku, gdy na parking wjechał samochód Stocha. Chłopak wybiegł z samochodu z torbą na ramieniu i biegł w stronę grupki pozostałych.
-Cześć Kamil!- krzyknęłam śmiejąc się z jego roztargnienia, gdy dwa razy wracał, by zamknąć drzwi samochodu.
-Kornelia? Cześć, sorki ale bardzo się śpieszę, pogadamy potem!- w biegu dał mi buziaka w policzek. Pokręciłam głową z małym uśmiechem i pchnęłam wózek w stronę trybun.
Zajęłam miejsca najbliżej bandy i obserwowałam chłopców żartujących przy belce. Tylko biednemu Kamilowi nie było do śmiechu, gdy Kruczek zdrowo opierniczył go za spóźnienie. Po chwili wszyscy zaczęli oddawać skoki, po kolei: Maciek, Kuba, Stefan, Piotrek, Dawid, Krzysiek i w końcu Kamil. Byli jeszcze tacy, których nie zdążyłam poznać, ale wydawali się byś sympatyczni jak moi znajomi. W całym sztabie panowała miła atmosfera, gdy chłopcy spisywali się na medal i oddawali dobre skoki. Jeszcze bardziej cieszył fakt, że wszyscy byli zdrowi i nie łapali kontuzji. Jedynie Kamil zdawał się być dziś nieobecny i nie miał nawet ochoty żartować z resztą.
- Co jest dla Stocha?- zapytałam Piotrka, gdy usiadł obok mnie sapiąc ze zmęczenia.
-A wiesz, że nawet nie wiem? Zapytam...- jak to on chciał się wszystkiego dowiedzieć, jednak złapałam go za łokieć.
- Trzymaj malucha, a ja z nim pogadam.- bez najmniejszego sprzeciwu wziął ją na ręce, a ona od razu zaczęła bawić się jego goglami. Wyszłam z trybun i mijając skoczków poszłam od razu do Kamila, który stał pod szatnią wkładając buty.
-Możemy pogadać?- zapytałam wkładając dłonie do kieszeni.
-Nie mogę teraz, ale mam dla ciebie niespodziankę. Masz czas wieczorem?- zapytał z iskierkami w oczach. W sumie umawiałam się z Fabianem, ale skoro on jest na nią śmiertelnie obrażony...
-Wydaję mi się że tak, tylko wiesz, nie wiem co z Blanką.- przygryzłam wargę patrząc na niego spod spuszczonej głowy.
- Wszystko już umówione. Przyjdź dziś pod to samo miejsce co ostatnio.- puścił mi oczko i odszedł zostawiając w osłupieniu.
-Okeeey...?- powiedziałam przeciągle odwracając się na pięcie w stronę grupki zbliżającej się do mnie. Kolejne zaskoczenie tego dnia? Maciek niosący Blankę!
-Przyucza się do zawodu.- szepnął mi na ucho Kuba, a ja wybuchłam śmiechem i spojrzałam na rozbawione spojrzenie starszego Kota.
-Dziękuje wam chłopcy za miłe południe.- posłałam w ich stronę ciepły uśmiech. - A teraz wybaczcie, ale muszę lecieć.
- Leć, leć!- popędził mnie Stefan z wielkim uśmiechem. Ostatni raz pomachałam im i wyszłam z obiektu pchając wózek z gaworzącą Blanką.
-Jestem!- krzyknęłam na progu.
- Hej!- odpowiedziała mi Lena wychodząc z pokoju. -Fabian powiedział, że jedzie na weekend do brata do Krosna i wróci w poniedziałek z rana.
-Myślę, że to świetny pomysł.- mruknęłam tępo patrząc w czubki butów.
- Pokłóciliście się?- zapytała.
- I to jak...- westchnęłam wchodząc w głąb mieszkania- ale nie mam ochoty o tym gadać. Mam do ciebie prośbę, wychodzę dziś z Kamilem...- zaczęłam, na co Lena tajemnkczo się uśmiechnęła i ruszyła w kierunku mojej szafy.
Letni wiatr rozwiewał moje włosy, które łaskotały mnie w szyję. Siedziałam na jednej z ławek w zatłoczonych Krupówkach, gdy nagle przed moimi oczami pojawił się bukiet tulipanów.
- Zamawiała pani kwiaty?- szept nad uchem spowodował delikatne dreszcze na plecach oraz uśmiech na twarzy.
-Nie.- spojrzałam na smutną twarz Kamila- ale są tak piękne, że nie oddam ich nikomu.- momentalnie sie rozpogodził wręczając mi kwiaty oraz pomagając wstać.
- Uroczo pani wygląda.- zilustrował mnie od góry do dołu.
- Pan również.- stwierdziłam i chwyciłam jego łokieć.- Dokąd idziemy?- spytałam widząc, że zmierzamy w stronę nieznanej mi części miasta.
- Wszystko w swoim czasie.- Kamil zgrabnie uciął temat i kroczyliśmy dalej przez ulice Zakopanego.-Stój- zarządził i wyjął z kieszeni czarną opaskę, nie czekając na moją reakcję założył mi ją na oczy i chwycił za rękę. Chciałam ją ściągnąć, jednak Kamil złapał moje dłonie.
-Ufasz mi?- szepnął, a ja znowu poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach. Odpowiedziałam skinieniem głowy i dałam mu się prowadzić przez resztę drogi.
- Daleko jeszcze?- zapytałam z wyciągniętymi przed siebie rękami w celach bezpieczeństwa.
-Jesteśmy na miejscu.- odparł.
Powoli rozwiązałam opaskę, mając jeszcze na moment zamknięte oczy. Uniosłam powieki do góry i zobaczyłam piętrową, jednak wcale nie duzą chatę górską. Spojrzałam zdziwiona na Kamila, a on w odpowiedzi uśmiechnął się i pociągnął za rękę do środka. Wszystko wyglądało jak z bajki: pełno małych świeczek na podłodze, zapach świeżej kolacji, jasne meble i mnóstwo zdjęć. Moich, Blanki, Leny, Stefana oraz wszystkich skoczków. Nie wiedziałam co powiedzieć, jedynie przytuliłam się do Kamila, a do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia.
-Pamiętasz jak mówiłaś mi o domie marzeń? Wiem, że masz urodziny w zimę, kiedy będzie trwać sezon, więc postanowiłem zrobić coś, co zawsze będzie ci o mnie przypominać. To stary dom mojej babci. Całe tygodnie robiłem wszystko, by zdążyć na pół roku przed twoimi urodzinami.- powiedział z lekkim uśmiechem oraz niepewnością. -Podoba ci się?- spytał w końcu.
-Kamil, nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie!- krzyknęłam ocierając załzawione oczy i jeszcze raz przytuliłam szatyna. - Dziękuje.- szepnęłam odsuwając się od niego i patrząc wprost w jego tęczówki.
- Nie widziałaś najlepszego.- zachichotał i chwytając moją dłoń skierował się na górę. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju i przepuścił mnie pierwszą. Małe mebelki oraz pełne kosze zabaw stojące pod ścianą to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Dalej łóżeczko, półka z książkami, szafa ze szklanymi drzwiczkami oraz fotel. Bujany fotel, o którym zawsze marzyłam. Usiadłam w nim i odepchnęłam się lekko bujając się w przód i w tył. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się zastanawiając kiedy się obudzę? To przecież niemożliwe, cały ten prezent i bajkowość tego miejsca.
- Chodźmy na kolację.- Kamil pomógł mi wstać i ciągle trzymał mnie za rękę, jakby bał się, że ucieknę.
- Smacznego- powiedział, gdy zajął miejsce na przeciwko mnie. Nie spodziewałam się, że tak dobrze gotuje, jeżeli oczywiście on to wszystko przyrządził.
- Wszystko było naprawdę znakomite.- pochwaliłam go masując się po pełnym brzuchu.
- Cieszę się, że ci smakowało. Mam być szczery?
-Przy mnie zawsze. - skwitowałam biorąc lampkę wina.
-Moja mama gotowała.- zaśmiał się nie śmiało i podrapał po karku.
- W takim razie bardzo serdecznie podziękuj mamie za kolację.- zaśmiałam się z nim spojrzałam wyświetlacz telefonu.
-Czekasz na jakiś telefon?- zapytał się marszcząc brwi.
-Nie, po prostu Lena pierwszy raz została z Blanką sama i troszkę się denerwuję, przepraszam. - uśmiechnęłam się krzywo do niego.
-Rozumiem, ale myśle, że Maciek da rade.- zaśmiał się widząc moją minę.- poprosiłem Maćka, żeby pomógł Lenie, wiesz on jest ulubionym wujkiem wszystkich dzieci.
- Nie wygląda na takiego szczerze mówiąc- stwierdziłam zaciskając usta w wąską linię.
- To prawda, ale wiesz, pozory mylą...- westchnął. Czy coś zasugerował? Nie miałam zamiaru psuć takiego pięknego wieczoru, więc nie zagłębiałam się za bardzo w jego słowa.
Siedzieliśmy dalej popijając wino i rozmawiając na wiele tematów, czas leciał, a ja chcąc nie chcąc musiałam wracać do domu i dziewczynek.
-Kamil, naprawdę bardzo ci dziękuje za cudowny wieczór, ale muszę wracać. - powiedziałam przepraszająco się uśmiechając.
- Nie ma sprawy! Odprowadzę cię.- zaproponował. Przyjęłam jego propozycję i wcześniej gasząc wszystkie świeczki ustawione wzdłuż ścian wyszliśmy z domu. Humor dalej nas nie opuszczał i w miłej atmosferze szliśmy przez Zakopane, które powoli szykowało się do snu i ciągnęło ze sobą mieszkańców. Tylko my, jakby inni od reszty, pełni energii kroczyliśmy znaną dobrze trasą.
-Już dalej myślę, że trafię sama.- patrząc na blok, w którym mieszkam, dzieli mnie tylko jedno przejscie dla pieszych.
- Dobranoc Karmelku.- przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. Zaczęłam iść, jeszcze kątem oka patrząc na niego.-Kornelia!- gwałtownie podniosłam głowę.
Czasem wystarczy bardzo mało, by "most" łączący dwie drogi zapadł się...
***
Proszę o litość!
!!!!
OdpowiedzUsuńJaki cudny rozdział (udaję, że nie przeczytałam końcówki!!!). I chyba jakaś telepatia, bo użyłyśmy kilku podobnych fraz :)
Na początku chciałam zamordować. Co robił Fabian w łóżku Kornelii? Ale dalsze zdania mnie pocieszyły. Widzisz, nie kocha Cię, Fabianie!
A potem to już był sam miód. Do tej pory się śmieję, jak sobie wyobrażę wszystkich skoczków pochylonych nad jednym bobasem. Kubackiego, który uważa, że jego lubi najbardziej, a potem Macieja, który niesie Blankę.
O Kamilu, to nawet nie ma co pisać, bo sam miód.
I udaję, że nie przeczytałam końcówki.
Dobrze, udawaj że jej nie widziałaś :P Kochana, ja dopiero teraz podążam na Twój nowy rozdział!
UsuńA ja się dalej rozpływam czytając o tych wariatach i bobasie. Chociaż czytać o przechodzeniu Piotrka przez drogę również mogłabym w nieskończoność. I o Maciusiu niańce :D
UsuńJa też udaję, że nie przeczytałam końcówki. Jesteś okrutna ;-; Zresztą tak samo, jak ja :3 Moja krew *dumna* hahahahaha :3
OdpowiedzUsuńFabian niech spada! Niech nie wraca od tego braciszka!
Kamil cud, miód, malina nic więcej nie mam do powiedzenia na jego temat. Nawet nie wiesz, jak kocham takie słodkie wersje skoczków. :3
weny kochana :*
Jestem okrutna, prawda ;) chyba za bardzo Wam dziś nasłodziłam, więc końcówka nie mogła być dramatyczna.
UsuńDziękuje wena na pewno sie przyda ;)
Kamil to taki słodziak, awwwwwww :)
OdpowiedzUsuńI przyłączam się do frontu "udaję, że końcówki nie było" :D