piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 14 "You've got something I need"

Zakopane, 18.07.2013

  Tak naprawdę sama nie wiedziałam czego oczekuję od życia. Chciałam być szczęśliwa, a odsunęłam od siebie kompletnie Fabiana, który jak się okazało był moi chłopakiem i ponoć byliśmy szczęśliwi. Nie potrafiłam zaufać mu z dnia na dzień, gdy okazało się, że nie chciał, by odwiedzała mnie rodzina. Kto wie, może potem chciałby mnie wywieźć gdzieś daleko i wmówić, że moja rodzina mnie nie chce? Ehh, chyba moja wyobraźnia podczas pisania pamiętnika rozwinęła się za bardzo. W sumie nie wiem czemu dalej go prowadzę. Tak, już wiem wszystko. Dzięki jednej osobie, która stara się ze wszystkich sił przywrócić mi pamięć. 

Wsunęłam pamiętnik pod poduszkę i ruszyłam po schodach na dół, by przygotować śniadanie dla Leny i Blanki. Ciekawi was co zdarzyło się przez te dwa tygodnie, prawda? Otóż sama nie mogę na razie tego sobie przyswoić, ale opierając się o framugę drzwi oraz patrząc na Kamila przygotowującego poranny posiłek mogę jedynie się szeroko uśmiechnąć, a przed oczami mam wszystkie jego wizyty w szpitalu, szczególnie jedną będę pamiętać do końca życia.

Ten szpitalny poranek nie należał do szczególnie miłych. Otwierając oczy spowodowałam salwę krzyków i śmiechów. Z nie ufnością spoglądałam na wszystkie twarze, nie licząc kuzyna i Kamila. 
-Kornelia się obudziła! Mówiłem żebyście byli cicho.- uspokoił pozostałych chłopak siedzący na moich stopach z potarganymi włosami i kozią bródką. 
-Ale to ty ją obudziłeś jak usiadłeś jej na nogach, gamoniu!- pokiwał głową drugi, wydający się bardziej rozgarnięty, na co pierwszy zareagował prychnięciem i skrzyżował ręce wpatrując się w okno. Lekko mówiąc panikowałam widząc 6 mężczyzn, w tym 4 mi nie znanych!
-Idioci! Nie widzicie, że ją wystraszyliście? Korn, wszystko OK?
- Nie jestem pewna kuzynie. Czy ja dalej śnię?- zapytałam dalej onieśmielona.
- Masz rację, tylu idiotów na raz- można się załamać. Przywykniesz słońce.- zaśmiał się spychając z moich kolan kolegę.
-Ej!- oburzył się. 
-Wybacz- mruknął wzruszając ramionami i zajął miejsce obok mnie.- Jak się czujesz?- zapytał Stefan.
-Tak jakbym miała jutro stąd wychodzić!- zaśmiałam się.-Moglibyście mi się przedstawić? Niezbyt was pamiętam. 
-Pewnie!- wyrwał się blondyn z kręconymi włosami, dotąd milczący.- Ja jestem Dawid Kubacki.- uśmiechnął się ciepło w moją stronę i podał mi rękę. 
-Coś mi to mówi- zamyśliłam się wytężając swój umysł.- Czy to ty o wylałeś sobie drinka na marynarkę, na ślubie Stefana?- zapytałam z przymrużonymi oczami. 
-We własnej osobie! Miło mi, że mnie pamiętasz.- zaśmiała się, a reszta zachwycała się tym, że powoli odzyskuję pamięć. Sama byłam z siebie dumna. Z resztą chłopaków było podobnie. Może nie byłam w stanie przypomnieć sobie różnych sytuacji związanych z nimi, ale kojarzyłam ich twarze, co widocznie się im bardzo podobało, bo zostali ze mną do późnego popołudnia. Dowiedziałam się wielu ciekawych informacji! Jak ich poznałam, którego lubiłam najbardziej (myślę, że tu wykazali się brakiem swojej skromności, bo zaczęli się przekrzykiwać, kto był moim ulubieńcem, dopiero Kuba ich uciszył i powiedział, że skoro wtedy się tak przyjaźniliśmy, to teraz beż mniejszych problemów będzie tak samo i tym sposobem jest moim ulubieńcem!). Gawędzilibyśmy tak ze sobą pewnie do jutra, ale pielęgniarka wchodząc do sali skutecznie ich lekko mówiąc do tego zniechęciła. Wszyscy uścisnęli mnie na pożegnanie obiecując, że odwiedzą mnie jak tylko wrócę do domu- kochani.  
Wyszli gęsiego, machając mi, a przy łóżku został  jedynie szatyn. 
-Też muszę się zbierać.- westchął kładąc dłonie na kolana i powoli wstając.
-Jeżeli chcesz, możesz zostać.- szepnęlam łapiąc go za rękę. 
Szeroko uśmiechnął się, ale pokręcił głową.
- Nie mogę zaliczyć kolejnej nieobecności na treningu, wybacz. Wpadnę na pewno jutro.
-Dobrze.- odparłam uśmiechając się delikatnie
-Do zobaczenia, Karmelku.- pocałował mnie w policzek, a po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. Po jego wyjściu bardzo długo w uszach dzwoniło mi "Karmelku"... 
Zamykając oczy widziałam twarze skoczków, chwila gdzie oni są? Ulica, samochód, Piotrek, ja, zakupy, trening. Jeszcze coś. Stefek, Dawid, Maciek, ale czemu unika kontaktu wzrokowego? 
Westchnęłam przeciągle siadając na blacie za plecami Kamila, tamtego wieczoru przypomniałam sobie wiele wspomnień, bardzo chciałam znowu normalnie żyć bez ciągłego "Kornelia, jak się czujesz? Pamiętasz? To ja...". Naprawdę stało to się tak uciążliwe, że miałam dość, a moja mama wchodząc do szpitalnego pokoju dostała poduszką, gdy wchodząc zaczęła od słów "to ja!".
- Już wstałaś? - Kamil uśmiechnął się do mnie.
-Najwyraźniej, nie chciało mi się już spać. Pięknie tu.- odparłam oglądając się dookoła.
- Cieszę się, że podoba ci się nowy domek.- zaszczebiotał i wznowił robienie kanapek.
"Nowy domek", już tłumaczę. Kamil wręcz uparł się, żebym zamieszkała w domu, który "podarował" mi na urodziny razem z resztą skoczków. Nie opierałam się długo, pamiętałam swoje marzenie, a Kamil właśnie spełnił jedno z nich. Tak naprawdę to zakochałam się w nowym mieszkaniu już po przekroczeniu progu.
-  Śniadanie!- powiedział wesoło Stoch. Kontynnując krótko, potrzebowałam pomocy przy Blance czy innych domowych obowiązkach, więc idealnym planem było zamieszkanie chłopaka ze mną. Czy się bałam? Nie, od kiedy po przebudzeniu zauważyłam szczerość i troskę w jego oczach nic mnie od niego nie wzbraniało, wręcz przeciwnie. Z drugiej strony to mama mogła się tu wprowadzić, jednak wiedziałam, że ma swoje lata i na dłuższą metę nie pociągnęłaby z nami.
Zajęłam miejsce przy stole i obserwowałam jak szatyn bierze na ręce gaworzącą Blankę i siada wraz z nią na kolanach, obok mnie.
- Masz jakieś plany na dziś?- spytał.
- Prawdopodobnie pójdę do rodziców, a potem może wpadnę do sklepu kupić coś na obiad.- wzruszyłam ramionami i chwyciłam kolejną kanapkę leżącą na talerzyku.
-Dziś ostatni trening przed wyjazdem do Turcji.- westchnął przeciągle.
Wyjazd. Całe 4 tygodnie bez opiekuńczego Kamila, śmiechu Piotrka, ciągle wzdychającego na widok mojej siostrzenicy Maćka, przyjacielskiego Kuby czy rozgadanego Stefka.
-I co ja bez was będę robiła? Zanudzę się na śmierć.- jęknęłam.
-Ty bez nas? A ja be... MY! Bez ciebie to co?- uśmiechnął się smutno.
-A pomyśleć, że to 4 tygodnie, co zrobimy jak sezon się zacznie.
- Nawet mi o tym nie przypominaj! Chociaż zawsze możesz jechać z nami.- zamyślił się, a ja błagalnie na niego spojrzałam. Już kilkukrotnie przerabialiśmy ten temat, jednak do chłopaka chyba to nie docierało.
-Kamil...
-Tak wiem, wiem, w zimę wracasz do pracy, poza tym Blanka, Lena, rodzice, rozumiem.- mruknął. W tym samym momencie usłyszeliśmy kroki na schodach, a po chwili do kuchni wpadła Lena.
- Dobrze, że jesteś. Śniadanie na stole.- powiedziałam, jednak ona zdawała się być obojętna. Wyciągnęła szybko z lodówki jogurt, równie szybko do zjadła, po czym dała mi i Blance buziaka w policzek i wybiegła z domu krzycząc, że jest umówiona.
-Założę się, że Maciek spóźni się dziś na trening.- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- Jeżeli się nie mylę, ty też.- zaczęłam się głośniej śmiać, gdy oczy Kamila prawie wylądowały u moich stóp, a on wstał jak poparzony i wybiegł z domu krzycząc, że wróci po południu.
- I co kochanie? Znowu same!- powiedziałam, a mała zachichotała.- zbieramy się i idziemy na spacerek?- zaproponowałam, a ona tylko zaklaskała w rączki, co prawdopodobnie było znakiem zgody.

~*~

-Mamo, naprawdę nie wcisnę nic więcej!- jęknęłam po raz kolejny, gdy rodzicielka,
próbowała nałożyć na mój talerzyk czwarty kawałek świeżo upieczonej szarlotki. Korzystając z przepięknej pogody usiadłyśmy na tarasie przed domem. Blanka niedawno zasnęła, więc wózek postawiłam niedaleko nas, by w razie czego usłyszeć, gdyby kruszynka się obudziła. Chociaż nie jest wcale taką kruszyną, je za dwóch oraz rośnie tak szybko, że coraz częściej wybieramy się na zakupy, by kupić nowe ubranka.
-Kornelia, kiedy ty tak mizernie wyglądasz... - westchnęła. Nie ma to jak usłyszeć parę pokrzepiających słów od matki!
- Tak wiem, nikt mnie nie zechce...- przewróciłam oczami, a mama tylko pokręciła głową z uśmiechem.
- Wiesz kochanie, myślę, że za bardzo daleko odbiegasz, nie widząc co masz tuż pod nosem.- pogłaskała mnie po policzku, a ja odrętwiałam patrząc ślepo przed siebie.
- Będziemy się już zbierać.- ocknęłam się po chwili i uśmiechnęłam się delikatnie w stronę mamy.
-Wiesz, dawno nie byłam na weselu.- zaczęła, a ja przewróciłam oczami.
- Jeśli się nie mylę to ja straciłam pamięć, prawda? Mimo to pamiętam ślub Marceli i Stefana- zaśmiałam się.
-Faktycznie!- odparła.
- A co do wesela, podejrzewam, że prędzej doczekasz się wesela wnuczki niż córki.- uśmiechęnęłam się znacząco do matki, która zrobiła wielkie oczy.
- To ona z tym całym Tygrysem na poważnie?- zapytała, a ja wybuchłam śmiechem.
-Kotem mamo, Kotem. - powiedziałam ocierając łzy, dalej lekko chichocząc.
-Jak zwał tak zwał. Pilnuj jej tylko, bo mimo to jest różnica wieku międzi nimi.
-Oj mamo, oni chyba bardziej są przyjaciółmi. Poza tym, Lena niedługo osiemnastka, a on ma dwadzieścia jeden, nie przesadzajmy.- westchnęłam podnosząc się z miejsca.
-No dobrze, dobrze. Wiesz, zauważyłam, że częściej się uśmiechasz.- powiedziała.- może ktoś za tym stoi, hmm?- uśmiechnęła się cwaniacko.
- Mamusiu, przypominam, że ja i Kamil jesteśmy przyjaciółmi. Naprawdę już idę, muszę przygotować coś na obiad.- przypomniałam sobie i uściskałam na pożegnanie mamę.
- Dobrze, przyjdź jutro, jeżeli znajdziesz czas.- zaproponowała idąc za mną w stronę wózka.
- Wiesz, może znajdę czas między obijaniem się w domu i ogrodzie, pewnie wpadnę. Pa!- pomachałam jej po raz ostatni i pchnęłam wózek w stornę domu.
Droga do domu zajęła mi nadzwyczaj dłużej niż zwykle. Zapewne spowodowane było to spotkaniem Marceliny, a potem jeszcze Lili, która urodziła zdrowego chłopczyka i umówiłyśmy się na kawę jutro.
Zatrzymałam się na chwilę spoglądając na lewo. Nigdy nie lubiłam miejsc takich jak to. Wzbudza we mnie żal i pewien strach. A może obawę? Sama nie jestem pewna. Zauważyłam, że Blanka patrzy również w tę stornę i wyciąga paluszek wskazując na nie. Tak, masz rację, tam jest mama.
-Nie Blanuś, jeszcze nie jestem na to gotowa.- poczułam jak oczy zaczynają mnie lekko piec, więc ruszyłam dalej.

~*~

Będąc w domu nie śpieszyłam się, wiedziałam, że Kamil wróci późno, zupełnie jak Lena. Powoli przygotowałam obiad, w między czasie zmyłam naczyniea, potem uspałam Blankę i sprzątnęłam łazienkę. Niemiłosiernie mi się nudziło, więc zauważając jak za oknem robi się szarówka naciągnęłam na ramiona sweter i usiadłam na drwenianych schodach przed domem z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Obserwowałam słońce, które powoli znikało za  koronami drzew i zbliżającą się w moją stronę sylwetkę Leny, która będąc już przy mnie usiadła obok i przejęła kubek z gorącą cieczą.
-Co robiłaś?- mruknęłam.
-Byłam w mieście, potem spotkałam się z Maćkiem i byliśmy razem w wesołym miasteczku.- uśmiechnęła się.
- Mogę o coś zapytać?
-Pytanie za pytanie, OK?- odparła.
-Niech będzie, więc ty i Maciek to tak na poważnie czy bardziej... no wiesz, przyjaciele?
-Wiesz Kornelia, sama sie pogubiłam i myślę, że jestem idiotką, kiedy trzyma mnie za rękę czuję prądy przechodzące przez całe moje ciało, uwielbiam kiedy się uśmiecha lub jak patrzy na mnie tym przenikliwym wzrokiem. A widząc go od razu poprawia mi się humor. Lubię też gdy wieczorem wysyła mi SMS a'la "śpij dobrze Księżniczko" czuję się wtedy jak najważniejsza osoba na świecie! Nie mówiąc już o popularnych motylkach w brzuchu kiedy spędzam z nim czas.- mówiła szybko, żywo przy tym gestykulując.
-Czyli rozumiem, że jesteście razem?- dla jasności spytałam.
- I tu pojawia się problem.- westchnęła spuszczając głowę- ja się w nim zakochałam, a on zdaję się tego nie zauważać.
Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, a ja przysunęłam się bliżej i objęłam ją ramieniem.
-Za moich czasów...- zaczęłam i zaśmiałam się, gdy Lenka przewróciła oczami.- ... No więc nie poddawaj się maleńka, dasz radę jakoś się z nim dogadać.
- Dzięki Kornela. A skoro pytanie za pytanie to ja też mam do niego prawo.
-Mhm.- przytaknęłam spoglądając na nią.
-Nie żeby coś, tak pytam z czystej ciekawości. Lubisz Kamila?- spytała.
-No tak...- nie przeczę, że zbiła mnie z tropu
-Ale tak wiesz- powiedziała wymachując rękoma- lubisz go czy lubisz lubisz?
-Lubię lubię jak przyjaciela!- odparłam śmiejąc się z określenia, którego użyła.
- No tak, ale czy podoba ci się no!- rzuciła.
Zastanowiłam się. Bardzo lubię Kamila, jest mi bliski, pomógł w trudnych chwilach. Po prostu jest, ale czy mi się podoba? To chyba temat rzeka.
-Nie wiem...- odpowiedziałam wzdychając.
-No błagam cię Kornelia, jak to nie wiesz?- wymachiwała rękoma we wszystkie strony.
-Zwyczajnie! Lubię go, a co do tego nie jestem pewna.
-Czasem wydaje mi się, że nie rozumiem kobiet... Przecież idealnie do siebie pasujecie!
-Kochanie, pozwól, że zastanowię się nad tym i może dam ci znać czy coś wykombinowałam, a teraz chodź do środka, zaczyna się robić chłodno.
-Dobrze, poza tym jestem głodna!- podniosła się gwałtownie ciągnąc ze sobą ciotkę.
- No więc chodźmy.- westchnęłam, otulając się szczelniej swetrem.

-Kornelia, otwórz!- krzyknął Kamil wchodząc po schodach na górę.
-Już lecę , lecę!- odkrzykęłam, otrzepując ręce z okruszków ciasteczek. Co poradzę na to, że od dawna byłam wielkim łasuchem?
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi z uśmiechem. Zdziwił mnie widok chłopaka, który stał za drzwiami.
-Maciek? Leny nie ma...- zaczęłam.
-Tak, wiem. Właściwie to przyszedłem do ciebie.- powiedział chłopak patrząc na mnie brązowymi oczami z lekko niepewną miną.
-Jasne, wchodź.- przepuściłam go w drzwiach i zaprowadziłam do salonu. Coś czuję, że to nie będzie krótka rozmowa.

~*~

Witam Was wszystkie serdecznie! Widzicie, jestem tak okrutna, że prawie przez miesiąc nie dodawałam rozdziału. Sama nad tym ubolewam, jednak przed dobre dwa tygodnie nie zaglądałam na bloggera. Musicie zrozumieć- koniec semestru niebawem, a do tego zbliżające się święta.
Małe pytanka:
1) Jak sądzicie, o co może chodzić Maćkowi? Swoją drogą nie chciałam zdradzać, kim okazał się nieproszony gość, jednak zdecydowałam się zreflektować się delikatnie za długi okres bez rozdziału.
2) Jak wyobrażacie sobie koniec tego bloga?
Niestety, 3-4 rozdziały i musimy pożegnać się z tym opowiadaniem, ale- już mam zaplanowane następne kilka rozdziałów na kolejnym blogu, więc nie możecie narzekać.
Jeżeli chcecie to zdecyduję się nawet dziś dodać tam kolejny rozdział, bo naprawdę głupio mi, że zaniedbałam Was.
Nie życzę Wam jeszcze wesołych świąt, bo planuję dodać jeszcze jeden rozdział przed Wigilią :)
Jejku, jak się rozpisałam...
Kończąc- do napisania, zostawcie mi opinie, za błędy przepraszam, ale obecnie jestem na telefonie i nie mogę go sprawdzić. ~ Jula XX





















5 komentarzy:

  1. Maciek przyszedł prosić o zgodę! Haha!

    OdpowiedzUsuń
  2. wszystko pięknie i ładnie i wierz mi warto było czekać! :D
    I ja czuję, że Kornelia nie była do końca ze sobą szczera, czy ona lubi Kamila czy bardziej kocha :)
    Oooo Maciejka to też ciekawy materiał zagadkowy :D
    Nie każ mi czekać długo na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Maciek pewnie jakiejś sercowej rady potrzebuje, tak?

    OdpowiedzUsuń