poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 13 "Give me love..."

                 
        Zakopane, 04.07.2013

Każdy w życiu miał taki moment, gdy zastanawiał się nad swoim życiem. Mówi się, że życie pisze własne scenariusze, nigdy nie zważając na bohatera. W małym stopniu, ale jednak zdarza się, że jest to bajka, gdzie księżniczka zakochuje się w księciu, ze wzajemnością, mieszkają w zamku, biorą piękny ślub, a gdy na palcu widnieje obrączka razem przechodzą przez przeciwności losu, bla, bla, bla... A czemu każda z takich historii kończy się na słowach "żyli długo i szczęśliwie"? Czemu nie ma części drugiej, gdy książę wraca późno z pracy, księżniczka nie ma już perlistego uśmiechu na ustach, między nimi pojawia się cienka nić rozłąki, a sami mają powoli dość takiego zabiegania i są już lekko tym zmęczeni? Gdyby tylko pewien bajkopisarz wpadłby na taki pomysł został by zmieszany z błotem i wygnany na Syberię, bo takie rzeczy nie dzieją się w bajkach...Ale każda bajka musi się gdzieś zacząć i skończyć. Jednak co, gdy twoja księga jest pusta, a otwierasz ją by przekartkować niezapisane strony? Tak było ze mną. 
  
    Z hukiem zamknęłam zeszyt z grubą okładką w słoneczniki, który kupił mi Fabian. Tak, tak miał na imię chłopak, którego zobaczyłam zaraz po przebudzeniu w przepełnionym bielą pomieszczeniu, jak potem się okazało to był szpital. A wracając do zeszytu, lekarz- starszy facet z siwymi włosami i wzrokiem niczym rentgen powiedział, że zapisanie moich myśli może spowodować szybszy powrót pamięci. Jak na razie marnie to pomagało, ale zgodziłam się, bo tylko wtedy mogłam przestać unikać świdrującego wzroku Fabiana, który pojawiał się dzień w dzień z zakupami i nadzieją. Nadzieją, że przypomnę sobie kim dla mnie był, jest? Był, to zdecydowanie dobre określenie, kiedy TERAZ tak naprawdę go nie znam. Jednak widząc jak się na mnie patrzy, zachowuje nie dało się nie zauważyć, że BYLIŚMY blisko. Pewnie ciekawi was jakie wydarzenie pamiętam ostatnie? Otóż za namową doktora postanowiłam chronologicznie ułożyć wszystkie wspomnienia.
       Z uśmiechem zapisywałam to co zdołałam sobie przypomnieć i kiedy znowu wytężyłam swój mózg, drzwi otworzyły się niespodziewanie, a do pokoju wszedł zdyszany chłopak z rumieńcami na polikach i włosach w nieładzie świadczących o tym, że przebiegł pewien dystans. Wpadłam w trans patrząc z lekko uchylonymi ustami wprost w jego tęczówki, które teraz miały odcień szarości. Dopiero chrząknięcie obecnego za nim ochroniarza, zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody i schowałam momentalnie twarz za zeszytem chcąc uniknąć tego, że chłopak zobaczy mnie z płonącymi policzkami. 
-Kornelia...- szepnął nadal stojąc w tym samym miejscu. 
   Świetnie! Kolejna osoba, która prawdopodobnie mnie zna, a ja za cholerę go nie pamiętam, ugh! 
-A ty to...?-  zapytałam równie cicho, wytężając mocno swój umysł. Szatyn podszedł do mnie wolnym krokiem, jednak ochroniarz złapał go za ramię chcąc wyprowadzić, na co zareagowałam szybkim "zostaw go",  usiadł  na krzesełku i otworzył usta chcąc zacząć coś mówić, jednak w ostatniej chwili spojrzał porozumiewawczo na Fabiana, który prychnął wstając od łóżka i trzasnął delikatnie drzwiami rzucając krótkie "przyjdę jutro"- jak dla mnie nie musiał.
-Jestem Kamil, to właśnie przy mnie potrącił cię ten samochód.- mruknął uciekając od tego, by spojrzeć mi w oczy. 
-Przykro mi, ale nie pamiętam nic do momentu, gdy przyjechałam na ślub mojego kuzyna, właśnie do Zakopanego, nie wiem czy tu zostałam czy nie, na razie ciągle siedzi ze mną Fabian, a on zdaję się nie mówić mi wszystkiego. Nie wiem czemu nikogo z rodziny tu nie było.- przymrużyłam oczy patrząc na zaskoczoną twarz Kamila. 
-Sam ledwo się tu dostałem...- zaczął- Fabian to mój był przyjaciel, a wchodząc do szpitala powiedziano mi, że nikt nie może cię odwiedzać, bo sobie tego nie życzysz.- mówił z przymrużonymi oczami.
- Nic takiego nie miało miejsca.- pokręciłam głową.
- W takim razie Fabian chciał mieć ciebie tylko dla siebie.- westchnął. 
- Nie rozmawiajmy o nim, dobrze? Skoro mnie znasz, to powiedz skąd.- uśmiechnęłam się delikatnie, zauważając w jego oczach figlarne iskierki.
- No więc nasz pierwsze spotkanie nie należało do przyjemniejszych.- zaśmiał się.- Pewnie nie kojarzysz Maćka Kota?- zaprzeczyłam ruchem głowy.- Właśnie więc, wybrałaś się na spacer po Zakopanem przed ślubem Stefana, spotkałaś mnie i Maciejkę, młody chciał cię zaczepić, ale odprawiłaś go z kwitkiem. Potem okazało się, że jesteś kuzynką mojego kumpla. Wyprzedzę twoje pytanie- tak, też jestem skoczkiem.- zaśmiał się.- i to chyba byłoby na tyle. No na drugi dzień oczywiście był ślub, więc spotkaliśmy się na weselu, dużo rozmawiałaś ze mną i resztą skoczków, a potem musiałaś wyjechać wcześniej bo miałaś problemy w pracy. 
- Ja i problemy w pracy? Zadziwiające, zwykle wszystko szło po mojej myśli co do zawodu, a jak znalazłam się z powrotem tutaj?- spytałam ze zmarszczonym czołem. 
- No więc, wróciłaś, bo z tego co mi wiadomo, znaczy z tego co mi powiedziałaś to cię... tak jakby wyrzucili.- jąkał się i zdecydowanie ciszej wypowiedział ostatnie słowa spuszczając przy tym głowę, a ja wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam się w punkt przed mną. Poczułam mocne kołatanie w klatce piersiowej, gdy nagle straciłam kontakt ze światem. 

-Panie doktorze, ale czemu tak w jednej chwili zemdlała? Przecież normalnie rozmawialiśmy! - Kamil był zdecydowanie poirytowany starszym lekarzem, który popijał kawę i zdawkowo odpowiadał na pytania Stocha. 
- W medycynie nie odkryliśmy jednego prostego powodu takiego zachowania, jednak...
-Jednak?!- skoczek momentalnie wstał z krzesła i oparł się rękami o blat biurka. Profesor z uniesioną brwią spojrzał na szatyna, a ten otworzył usta chcąc coś powiedzieć, lecz usiadł powoli na krześle mrucząc ciche "przepraszam".
- ... jednak podejrzewamy w takich przypadkach, że tak zwana "dziura w pamięci" wytwarzana jest przez mózg. Znaczy to, że pacjentka nie nie może sobie czegoś przypomnieć, tylko jej umysł na to zabrania.
- Jak to zabrania?- spytał masując się w skronie.
- Po prostu, nie chcę sobie czegoś przypomnieć, bo było to dla niej złe lub przykre. Przez to bardzo się denerwuje i mdleje. A teraz wybaczy pan, ale muszę się udać na obchód.
-Mhm...- odpowiedział chłopak dalej zastanawiając się nad słowami lekarza.
-Muszę się udać na obchód.- powtórzył z dużym naciskiem.
-Co? A, tak rozumiem, już mnie nie ma.- powiedział speszony i wyszedł  z gabinetu łapiąc się za głowy, jakby chcąc je wyrwać. 
    Ostatni raz podszedł pod salę Kornelii, gdzie dziewczyna powoli się wybudzała. Patrzył na jej niespokojną twarz przez szklaną szybę, na szczęście z drugiej strony była przyciemniona i Hula nie mogła zobaczyć jak się jej przygląda. Otworzyła oczy oglądając się po sali, gdy jej wzrok spoczął na oknie. 
- Może pan wejść.- skrzeczącym głosem zauważyła pielęgniarka.
- Nie.- unosząc delikatnie jeden kącik ust.- niech pani jej przekaże, że byłem tutaj przed chwilą, dobrze?
-Oczywiście.- przytaknęła i weszła do sali, gdzie Kornelia od razu na nią spojrzała. Kamil ostatni raz na nią zerknął i wyszedł z budynku. Wyjął telefon z tylnej kieszeni spodni.
-Możemy się spotkać?, to ważne. - powiedział wsiadając do samochodu i czekając na odpowiedź.- w takim razie zaraz u ciebie będę. 

Ciche pukanie rozległo się w jej niewielkiej sali. Tak bardzo pochłonęła się w swoich myślach, że nawet nie zauważyła szarówki panującej za oknem.
-Proszę.- wychrypiała podnosząc się na łokciach.
Drzwi się otworzyły, a w nich stanął gość, którego było widać jedynie od pasa w dół, gdyż w dłoni trzymał pęk kolorowych balonów zasłaniających jego twarz.
-Cześć.- wśród kolorowych baloników wyłoniła się twarz uśmiechniętego od ucha do ucha kuzyna.
- No witaj.- zaśmiałam się- co tu robisz? - spojrzałam na kolorowe balony, które znalazły się w moim pokoju i wesoło unosiły się w powietrzu machając się pod wpływem podmuchów z wentylatora.- i to z tym?

- No więc musiałem odwiedzić swoją kochaną kuzyneczkę. A to jest prezent od Kornelki. Pamiętasz swoją siostrzenicę?
Pokiwałam głową i z przymrużonymi oczami jeszcze raz spojrzałam na podarunek.
- Podziękuj jej, a co to za czarne kreski na nich?
-To są obrazki! Przedstawiają ważne dla ciebie osoby. Każdy balon to inna osoba. Takie tam twórcze ćwiczenie pamięci zanim jutro skoczkowie jutro do ciebie przyjdą. 
-Czyli skoczkowie byli dla mnie bliscy?- spytałam z uniesioną brwią.
- Tak. Znaczy nie wszyscy, ale przyjaźniłaś się z nimi. Chcesz poznać swoich balonowych kumpli?
Zaśmiałam się i usiadłam na łóżku robiąc miejsce kuzynowi. 
-Zaczynajmy więc!- wyjął z kieszeni kartkę, którą od razu się zainteresowałam. 
- Tu też masz obrazki?- zerknęła znad jego ramienia.
-Nie, wybacz ale moja córka ma talent artystyczny po mnie i nie do końca sam wiem kto jest kim. Dobra zacznijmy od niebieskiego kolegi. To jest... hmm.- zerknął na kartkę.- A raczej koleżankę, no więc to moja żona jest.
Wybuchłam śmiechem, gdy Stefan wpatrywał się w balon z niesmakiem. 
- Opowiedz mi o niej- poprosiłam.- nie pamiętam jej. Do momentu, gdy jechałam na twój ślub zdaję się pamiętać wszystko, potem pustka.- wytłumaczyłam.
- Rozumiem. No więc poznaliśmy się na jednych z imprez. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, potem odprowadziłem ją do domu. Dała mi swój numer telefonu, ale zapomnieliśmy się odezwać. Po paru tygodniach spotkaliśmy się w tym samym miejscu i wtedy chyba już wiedzieliśmy, że musi to coś oznaczać. - wzruszył ramionami z malutkim uśmiechem.- Jest naprawdę wspaniała. Oprócz tego, że jest moją żoną jest przede wszystkim moją przyjaciółką. Zawsze mnie wysłucha, wesprze. Jest moją prawdziwą motywacją i powodem do uśmiechu. Nigdy nie było momentu, kiedy żałowałbym naszego spotkania. Mam przy sobie prawdziwe szczęście.- zakończył lekko zawstydzony. 
- Zazdroszczę. 
Chłopak spojrzał na mnie z uniesioną brwią i wielkim znakiem zapytania na twarzy.
-No tego, że pojawiła się w twoim życiu osoba, którą naprawdę kochasz. Też chciałabym mieć kogoś kto wyciągnie mnie na długi spacer w deszczu, wciągu niego pocałuje, odgarnie mokre włosy i powie jak pięknie mi w nich. Chcę kogoś, kto w trakcie srogiej zimy będzie się ze mną rzucać śnieżkami, a gdy zobaczy, że dygoczę z zimna zdejmie swój płaszcz i położy mi go na ramionach chuchając mi w dłonie, by je rozgrzać, a w domu zrobi mi gorącą czekoladę. Chcę kogoś kto w trakcie nocy zadzwoni do mnie i powie jak bardzo chciałby być teraz ze mną i jak bardzo za mną tęskni. Chcę spojrzeń, głębokich spojrzeń oraz tych nieśmiałych, gdy znajomi nas obserwuję. Chcę budzić się obok osoby, którą kocham witając się z nim soczystym buziakiem. Chcę widzieć jak uśmiecha się i kieruje swe piękne uśmiechy do mnie. Chcę wieczorami się przytulać z nim i długo, szczerze rozmawiać. Chcę, żeby traktował mnie jak księżniczkę, swoją księżniczkę. Chcę się zakochać...- powiedziałam z lekko zaszklonymi oczami spoglądając nieśmiało na kuzyna, który patrzył na mnie w osłupieniu z lekko otwartymi ustami. 

***
Witajcie! Przybywam do Was z rozdziałem, który naprawdę mi się podoba. Może nie dzieję się tu zbyt dużo, ale ten początek i wizyta Stefana naprawdę mi się podobają :)
Pytanko do Was: Jak myślicie, do kogo dzwonił Kamil? 
PS. Bardzo dziękuje za ponad 4000 wyświetleń! Woo Hoo! Nigdy nie sądziłam, że będzie ich AŻ tyle!
Pozdrawiam i do napisania :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 12 " She dreams of paradise"


Coldplay- Paradise

     -Kamil, ale co się tak właściwie stało?!- krzyki Marceliny były słyszalne w każdym zakątku Zakopańskiego szpitala, w którym panowało istne piekło.
-Ja nie mogłem... chciałem, ale jak już ją brałem to... nie mogłem jej pomóc...- bąkał pod nosem, chowając twarz w dłoniach oraz bujając się na boki.
-Zostaw go Marcela, sam nie wie co sie stało.- Stafan położył dłonie na barkach żony, chcąc ją wesprzeć. Wszyscy z niecierpliwością zerkali na duże drzwi, za którymi lekarze walczyli o życie Huli. Pogrążeni we własnych myślach i przytłoczeni takim obrotem sprawy siedzieli na wąskim korytarzu, coraz śiląc się na uśmiech, by wspierać jakby nieobecną Lenę. Nikt nie myślał o śnie mimo późnej pory.
-Kornelia!- na drugim końcu korytarza pojawiła się sylwetka biegnącego Fabiana. Głowy całego zgromadzenia skierowane zostały w jego stronę.
-Co jej zrobiłeś?!- momentalnie złapał za kołnież kurki Kamila powodując, że ten ustał na wyprostowanych nogach i próbował uwolnić się z silnego uścisku bruneta.
- W porównaniu do ciebie nic.- syknął Stoch.
-Panowie! Zachowajmy spokój, mimo wszystko.- od razu przy nich pojawił się Stefan i Kuba odrywając wściekłych mężczyzn od siebie.
-Jeśli coś jej się stanie to to będzie twoja wina!- powiedział przez zaciśnięte zęby Fabian trzymany przez Kubę.
-Do cholery nie możemy tak myśleć! Kornelia to silna dziewczyna, na pewno wszystko będzie dobrze!- wrzasnęła Lena- A wy przestancie zachowywać się jak jacyś gówniarze.- z przymrużonymi oczami spojrzała na Fabiana i Kamila. Podniosła się z podłogi i z zaciśniętymi pięściami poszła w stronę wyjścia ze szpitala. Oni spuścili głowy i usiedli na krzesełkach jak najdalej od siebie.
-Lena!- pani Hula podniosła się z siedzenia chcąc iść do wnuczki. Zatrzymał ją mąż kręcąc w milczeniu głową. No tak, każdy chciał być teraz sam...
      Maciek bardziej jako przyjaciel Leny chciał jak najszybciej znaleźć się w szpitalu chcąc ją wesprzeć. Może nie znał zbyt długo Kornelii, oraz jej starszej siostrzenicy, jednak chciał tam być, by pocieszyć resztę i dowiedzieć się co z dziewczyną. Zamkną samochód i skierował się w stronę wejścia. Zdawało mu się, że sylwetka, która akurat wychodziła z budynku należała do Leny. Wszedł za nią do parku i usiadł na ławce tuż przy niej tuląc drobną i zapłakaną dziewczynę do siebie.
-Maciek ja niedawno straciłam matkę, nie chcę tracić znowu kogoś bliskiego.- szlochała w jego klatkę piersiową .
-Cii...- chłopak masował jej plecy próbując uspokoić.- Karmelek to silna dziewczyna, na pewno tak łatwo się nie podda.- szeptał- Ma przecież dla kogo walczyć...
      Mijały kolejne kwadransy, a na sali operacyjnej lekarze coraz bardziej obawiali się o życie pacjentki.  Zmęczeni długą operacją ledwo stali przy stole, ale momentalnie ożywili się, gdy usłyszeli charakterystyczny ciągły dźwięk.
-Nie rób mi tego Kornelia!- powiedział młody lekarz robiąc masaż serca. Minęły dwie minuty, kiedy pozostali już spoglądali w stronę drzwi i układali smutne oświadczenie dla rodziny czekającej na cokolwiek, jedynie wiarę miał jeden lekarz który z zaciekłością walczył. Głośno wypuścił powiatrze z ust, gdy serce Huli znowu zaczęło bić.
       Kamil zmęczonymi oczami patrzył z nadzieją na drzwi. Sam siebie winił za to wszystko. Ale czy szukanie dziury w całym w obecnej chwili coś da? Może jedynie modlić się do Boga, by znów mógł zobaczyć te błyszczące oczy, ten najpiękniejszy uśmiech i słodkie dołeczki w polikach, by mógł poczuć zapach jej uzależniających perfum i usłyszeć głos, tak ciepły głos. W tym samym momencie wyszedł do nich wymordowany lekarz i po jego minie Kamil obawiał się najgorszego...
- Co z nią?- pierwszy otrząsnął się Fabian. Jednak za nim pozostali rzucili się w stronę doktora przekrzykując się na wzajem.
- Pacjentka przeszła bardzo długą i męczącą operację, żyje, ale ustała praca serca więc nie mamy pewności kiedy dokładnie się obudzi.
- Chce pan powiedzieć, że Kornelia jest w śpiączce?!- matka dziewczyny z szeroko otwartymi oczami patrzyła w stornę mężczyzny.
- Tak, ale to normalne w takich przypadkach. Proszę się już nie martwić i dziękować Bogu, bo to, że przeżyła to już cud.- zakończył i odszedł od nich. Tak naprawdę to nie wiedzieli co robić. To prawda, Kornelia żyje, ale to tak jakby jej nie było z nimi, fizycznie tak, ale duchowo jest zupełnie gdzie indziej.
        Łąka. Pełna kwiatów i zieleni. Trawa niczym miękki dywan rozciągała się pod moimi stopami, a ja beztrosko błądziłam wśród drzew chichocząc i podskakując, a pod nosem ciągle nuciłam sobie prostą piosenkę. Było mi tak dobrze, bez żadnych ograniczeń i milionów spraw na głowie. Położyłam się na trawie obracając w dłoniach kwiat i powoli obrywając każdy z płatków. Usłyszałam przerażający huk i pośpiesznie wstałam lekko potykając się o swoje nogi. Dotychczasowy świat, który mnie otaczał, zaczął wirować wprowadzając mnie w stan oszołomienia. Bicie serca momentalnie przyśpieszyło, a ból przeszywający moje ciało był coraz większy. Po chwili wszystko ustało. Równe nogi malutkimi kroczkami zbliżając się do przytwartych drzwi...
          Wszedł do sali, w której często spędzał czas od 3 tygodni. Stało to się już jego codzienną rutyną. Zazwyczaj panował tu straszny tłok, jedynie teraz był tylko On. 
- Cześć słonko. Jak się dziś masz? Wiesz chciałem przyjść z Blanką, ale twoja mama stwierdziła, że to nie miejsce dla takich maluchów bo sie jeszcze przeziębi. Mogłabyś się już obudzić, bo wszyscy za tobą tęsknią.- westchnął patrząc na jej spokojną twarz. - pójdę tylko po picie skarbie i za chwilkę wracam.- wyszedł z sali. 
         Bardzo ociężale starała się otworzyć oczy. Oślepiała ją dzienna jasność oraz idealnie białe ściany pomieszczenia, w którym akurat się znajdowała. Bardzo bolała ją głowa. Poruszyła wszystkimi częściami ciała chcąc się rozciągnąć. Rozejrzała się po sali chcąc dowiedzieć się gdzie jest. Po chwili przez szklane drzwi wszedł brunet uważnie patrząc na kubek z herbatą. Dopiero, gdy postawił napój na szafce przy jej łóżku i spojrzał na nią pisnął z przejęcia.
- O mój boże Kornelia!- krzyknął i próbował się do niej przytulić, jednak ona nieznacznie się odsunęła. 
- Gdzie jestem?- spytała z chrypką w głosie. 
- W szpitalu, miałaś wypadek.- wytłumaczył chłopak uśmiechając się do niej.- Jak się czujesz?
- Dobrze... doktorze?




     




niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 11 "I better find your love and I better find your heart"

Drake- "Find Your Love"

3 tygodnie później 
-Nie no cicho bądź! Jejku jacy słodcy. Patafianie cicho! - rozmowa, która miała być wypowiedziana szeptem zmieniała się powoli w coraz głośniejsze krzyki.
-Mnie już obudziliście, ale jak dziecko tez, to zabije.- powiedziałam zachrypniętym głosem nie otwierając oczu.
- Nie strasz!- pisnął Piter odskakując od łóżka.-
- Sorki Kornixon. - szepnął tym razem kuzyn.
- Ludzie, sobotę mamy.- mruknął Fabian przecierając uroczo oczy. Włosy miał w tzw. artystycznym nieładzie.
- To nie ludzie.- stwierdziłam chichocząc patrząc na obrażoną minę Piotrka. Uwielbiam chłopaka, ale kto normalny przechodzi przez jezdnie centralnie przed samochodem i jeszcze nadaje na kierowce, który podobno nie zna przepisów, ze piesi to dla nich skarb, którego nie mogą tknąć! Co innego byłoby, gdyby role się odwróciły i to on siedziałby za kierownicą...
- No wiesz! To my cie przyszlismy zabrać na trening, Blanka już gotowa, a ty śpisz!
- Hej, hej! Czy ja zapomnialam o tym ze mam isc na wasz trening? - zapytałam dla jasności podnosząc się na łokciach.
- Przecież  wczoraj Piotrek miał dzwonić... - Hula zaczął tłumaczyć, a zaczynając rozumieć wypowiedziane słowa wszyscy spojrzeli się na Żyłę gwiżdżącego pod nosem oraz patrzącego z przejęciem w czubki swoich butów.
-Nie żyjesz.- syknął Stefan w jego stronę, mrużąc oczy.
-AAA!- pisnął skoczek i wybiegł z pokoju, a pozostali ze zdziwionymi minami patrzyli w miejsce, gdzie przed chwila stał Piter...
-Ode mnie też go zabij.- przytaknęłam Kornelia słysząc płacz Blanki i momentalnie wstałam okrywając się szlafrokiem.
-Chodź tu słonko.- wyciągnęłam do niej ręce, które momentalnie chwyciła i z trudnościami, ale jadnek próbowała podnieść się, by stanąć na nogi. Brakowało zaledwie milimetrów, lecz malutkie zachwianie przekreśliło jej próby i upadła na pupę.
-Nie przejumuj się skarbie, było dobrze, jeszcze poćwiczymy.- wzięłam ją na ręce i uśmiechnęłam, no co zreagowała tym samym.
- To co? Przyjdziesz na trening z maluchem?- zapytał się Stefan stając obok.
- A może ty z Blanką już pójdziesz, a ja za chwilę przyjdę? Wiesz, jak  nie będę musiała jej nosić to pójdzie szybciej.- wytłumaczyłam, kiedy on odbierał ode mnie Blankę.
-Dobra, dobra trzeba było powiedzieć, że chciałaś z Fabianem zostać na chwilkę sama. - zaczął chichotać patrząc na mnie wesołym spojrzeniem.
-Spadaj!- rzuciłam w niego pluszowym misiem Blanki.
-Pa zakochańce!- krzyknął wychodząc, wywołując na mojej twarzy zażenowanie, gdy usłyszałam śmiech Fabiana za sobą.
-Kto tak rozzłościł moją Kornelkę, hmm?- wymruczał oplatając ręce wokół mojego pasa i kładąc głowę na ramieniu.
-Wszyscy.- rzuciłam krótko.
Naprawdę nie lubiłam, gdy ktoś wtrącał się do tego co łączy mnie i Fabiana. Czasem ludzie będąc ze sobą krótko wiedzą dużo, znają siebie. Tymczasem my zachowujemy się jak stare małżeństwo, mając swoje oddzielne życie. Nie kłócimy się, nawet jeśli to bardzo szybko godzimy. Dużo czasu zastanawiałam się nad sensem całego tego śmiesznego związku. Wiem jedno- nie kocham Fabiana, mimo że on wiele razy mnie o tym zapewniał i stara się z całych sił. Może nie zmieniłam się pod tym względem?
-Czym zawiniłem?- zrobił smutną minkę i zaczął całować moją szyję.
-Fabian, muszę iść na trening chłopców, wybacz.- zeskoczyłam z wysokiego krzesła i poszłam do sypialni przygotować się do wyjścia.
-Może ja ci w ogóle nie jestem potrzebny?- zapytał wchodząc tuż za mną.
-Po prostu nie mam ochoty na takie zabawy! Wiesz dobrze, że wychodzę. Idziesz ze mną?
- Zapomnij.- prychnął siadając na łóżku.- od pewnego czasu zdaje mi się, że mnie unikasz, przychodzisz z pracy, zajmujesz się Blanką i Leną, a ja czuje się jak nie potrzebny dodatek.
- Przez ostatni tydzień prawie codziennie wychodziłeś gdzieś z kolegami, nawet mnie nie zapytałeś czy możesz mi w czymś pomóc, albo nie mam planów na wieczór, poza tym, kto zajmie się Blanką jak nie ja? Pomagasz mi i bardzo to doceniam, ale to one będą zawsze na pierwszym miejscu.- powiedziałam wprost mając dość jego wyrzutów i min, które stroił pokazując jaki on jest poszkodowany.
-Staram się pokazać ci jaka jesteś dla mnie ważna, ale wciąż mnie odrzucasz, powiedz mi co mogę zrobić, żebyś przestała traktować mnie jak przyjaciela?- wstał ukazując swoją wyższość. Spojrzał na mnie pochylając się lekko. Zadarłam głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Obawiam się, że to nie możliwe.- szepnęłam spuszczając głowę. Wypuścił głośno powietrze i wyszedł z pokoju rzucając mi smutne spojrzenie. Popatrzyłam w okno, gdzie zobaczyłam mnóstwo turystów spacerujących po Krupówkach, a dalej Wielką Krokiew. Potrząsnęłam głową i skierowałam się do wyjścia.
Zaledwie parę minut zajęło mi dojście pod skocznię, gdzie wszyscy zachwycali się nad sześciomiesięczną Blanką.
-Mnie lubi najbardziej, patrzcie!- krzyknął Dawid i zaczął robić głupie miny, na co mała śmiała się wniebogłosy, zarażając tym wszystkich dookoła.
- Hej wszystkim!- pomachałam im, a na mój widok Blanka klasnęła w rączki szeroko się uśmiechając i wyciągając rączki w moją stronę. -Chodź do mnie!- przechwyciłam ją od Stefana i przytuliłam do siebie oglądając ze wszystkich stron.- Nic ci nie zrobili słonko?
- Wujek Stefan dopilnował, żeby była bezpieczna.- wypiął dumnie pierś.
-Nie wierzę w twoje dobre intencje, wybacz.- pogłaskałam go po ramieniu śmiejąc się z obrażonej miny kuzyna.
-No panienki, zapraszam na górę!- krzyknął Łukasz i ruchem ręki wskazał, żeby podążyli za nim. Stałam jeszcze chwilę zapinając brzdąca w wózku, gdy na parking wjechał samochód Stocha. Chłopak wybiegł z samochodu z torbą na ramieniu i biegł w stronę grupki pozostałych.
-Cześć Kamil!- krzyknęłam śmiejąc się z jego roztargnienia, gdy dwa razy wracał, by zamknąć drzwi samochodu.
-Kornelia? Cześć, sorki ale bardzo się śpieszę, pogadamy potem!- w biegu dał mi buziaka w policzek. Pokręciłam głową z małym uśmiechem i pchnęłam wózek w stronę trybun.
   Zajęłam miejsca najbliżej bandy i obserwowałam chłopców żartujących przy belce. Tylko biednemu Kamilowi nie było do śmiechu, gdy Kruczek zdrowo opierniczył go za spóźnienie. Po chwili wszyscy zaczęli oddawać skoki, po kolei: Maciek, Kuba, Stefan, Piotrek, Dawid, Krzysiek i w końcu Kamil. Byli jeszcze tacy, których nie zdążyłam poznać, ale wydawali się byś sympatyczni jak moi znajomi. W całym sztabie panowała miła atmosfera, gdy chłopcy spisywali się na medal i oddawali dobre skoki. Jeszcze bardziej cieszył fakt, że wszyscy byli zdrowi i nie łapali kontuzji. Jedynie Kamil zdawał się być dziś nieobecny i nie miał nawet ochoty żartować z resztą.
- Co jest dla Stocha?- zapytałam Piotrka, gdy usiadł obok mnie sapiąc ze zmęczenia.
-A wiesz, że nawet nie wiem? Zapytam...- jak to on chciał się wszystkiego dowiedzieć, jednak złapałam go za łokieć.
- Trzymaj malucha, a ja z nim pogadam.- bez najmniejszego sprzeciwu wziął ją na ręce, a ona od razu zaczęła bawić się jego goglami. Wyszłam z trybun i mijając skoczków poszłam od razu do Kamila, który stał pod szatnią wkładając buty.
-Możemy pogadać?- zapytałam wkładając dłonie do kieszeni.
-Nie mogę teraz, ale mam dla ciebie niespodziankę. Masz czas wieczorem?- zapytał z iskierkami w oczach. W sumie umawiałam się z Fabianem, ale skoro on jest na nią śmiertelnie obrażony...
-Wydaję mi się że tak, tylko wiesz, nie wiem co z Blanką.- przygryzłam wargę patrząc na niego spod spuszczonej głowy.
- Wszystko już umówione. Przyjdź dziś pod to samo miejsce co ostatnio.- puścił mi oczko i odszedł zostawiając w osłupieniu.
-Okeeey...?- powiedziałam przeciągle odwracając się na pięcie w stronę grupki zbliżającej się do mnie. Kolejne zaskoczenie tego dnia? Maciek niosący Blankę!
-Przyucza się do zawodu.- szepnął mi na ucho Kuba, a ja wybuchłam śmiechem i spojrzałam na rozbawione spojrzenie starszego Kota.
-Dziękuje wam chłopcy za miłe południe.- posłałam w ich stronę ciepły uśmiech. - A teraz wybaczcie, ale muszę lecieć.
- Leć, leć!- popędził mnie Stefan z wielkim uśmiechem. Ostatni raz pomachałam im i wyszłam z obiektu pchając wózek z gaworzącą Blanką.

      -Jestem!- krzyknęłam na progu.
- Hej!- odpowiedziała mi Lena wychodząc z pokoju. -Fabian powiedział, że jedzie na weekend do brata do Krosna i wróci w poniedziałek z rana.
-Myślę, że to świetny pomysł.- mruknęłam tępo patrząc w czubki butów.
- Pokłóciliście się?- zapytała.
- I to jak...- westchnęłam wchodząc w głąb mieszkania- ale nie mam ochoty o tym gadać. Mam do ciebie prośbę, wychodzę dziś z Kamilem...- zaczęłam, na co Lena tajemnkczo się uśmiechnęła i ruszyła w kierunku mojej szafy.

      Letni wiatr rozwiewał moje włosy, które łaskotały mnie w szyję. Siedziałam na jednej z ławek w zatłoczonych Krupówkach, gdy nagle przed moimi oczami pojawił się bukiet tulipanów.
- Zamawiała pani kwiaty?- szept nad uchem spowodował delikatne dreszcze na plecach oraz uśmiech na twarzy.
-Nie.- spojrzałam na smutną twarz Kamila- ale są tak piękne, że nie oddam ich nikomu.- momentalnie sie rozpogodził wręczając mi kwiaty oraz pomagając wstać.
- Uroczo pani wygląda.- zilustrował mnie od góry do dołu.
- Pan również.- stwierdziłam i chwyciłam jego łokieć.- Dokąd idziemy?- spytałam widząc, że zmierzamy w stronę nieznanej mi części miasta.
- Wszystko w swoim czasie.- Kamil zgrabnie uciął temat i kroczyliśmy dalej przez ulice Zakopanego.-Stój- zarządził i wyjął z kieszeni czarną opaskę, nie czekając na moją reakcję założył mi ją na oczy i chwycił za rękę. Chciałam ją ściągnąć, jednak Kamil złapał moje dłonie.
-Ufasz mi?- szepnął, a ja znowu poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach. Odpowiedziałam skinieniem głowy i dałam mu się prowadzić przez resztę drogi.
- Daleko jeszcze?- zapytałam z wyciągniętymi przed siebie rękami w celach bezpieczeństwa.
-Jesteśmy na miejscu.- odparł.
Powoli rozwiązałam opaskę, mając jeszcze na moment zamknięte oczy. Uniosłam powieki do góry i zobaczyłam piętrową, jednak wcale nie duzą chatę górską. Spojrzałam zdziwiona na Kamila, a on w odpowiedzi uśmiechnął się i pociągnął za rękę do środka. Wszystko wyglądało jak z bajki: pełno małych świeczek na podłodze, zapach świeżej kolacji, jasne meble i mnóstwo zdjęć. Moich, Blanki, Leny, Stefana oraz wszystkich skoczków. Nie wiedziałam co powiedzieć, jedynie przytuliłam się do Kamila, a do oczu napłynęły mi łzy wzruszenia.
-Pamiętasz jak mówiłaś mi o domie marzeń? Wiem, że masz urodziny w zimę, kiedy będzie trwać sezon, więc postanowiłem zrobić coś, co zawsze będzie ci o mnie przypominać. To stary dom mojej babci. Całe tygodnie robiłem wszystko, by zdążyć na pół roku przed twoimi urodzinami.- powiedział z lekkim uśmiechem oraz niepewnością. -Podoba ci się?- spytał w końcu.
-Kamil, nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie!- krzyknęłam ocierając załzawione oczy i jeszcze raz przytuliłam szatyna. - Dziękuje.- szepnęłam odsuwając się od niego i patrząc wprost w jego tęczówki.
- Nie widziałaś najlepszego.- zachichotał i chwytając moją dłoń skierował się na górę. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju i przepuścił mnie pierwszą. Małe mebelki oraz pełne kosze zabaw stojące pod ścianą to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Dalej łóżeczko, półka z książkami, szafa ze szklanymi drzwiczkami oraz fotel. Bujany fotel, o którym zawsze marzyłam. Usiadłam w nim i odepchnęłam się lekko bujając się w przód i w tył. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się zastanawiając kiedy się obudzę? To przecież niemożliwe, cały ten prezent i bajkowość tego miejsca.
- Chodźmy na kolację.- Kamil pomógł mi wstać i ciągle trzymał mnie za rękę, jakby bał się, że ucieknę.
- Smacznego- powiedział, gdy zajął miejsce na przeciwko mnie. Nie spodziewałam się, że tak dobrze gotuje, jeżeli oczywiście on to wszystko przyrządził.
- Wszystko było naprawdę znakomite.- pochwaliłam go masując się po pełnym brzuchu.
- Cieszę się, że ci smakowało. Mam być szczery?
-Przy mnie zawsze. - skwitowałam biorąc lampkę wina.
-Moja mama gotowała.- zaśmiał się nie śmiało i podrapał po karku.
- W takim razie bardzo serdecznie podziękuj mamie za kolację.- zaśmiałam się z nim spojrzałam wyświetlacz telefonu.
-Czekasz na jakiś telefon?- zapytał się marszcząc brwi.
-Nie, po prostu Lena pierwszy raz została z Blanką sama i troszkę się denerwuję, przepraszam. - uśmiechnęłam się krzywo do niego.
-Rozumiem, ale myśle, że Maciek da rade.- zaśmiał się widząc moją minę.- poprosiłem Maćka, żeby pomógł Lenie, wiesz on jest ulubionym wujkiem wszystkich dzieci.
- Nie wygląda na takiego szczerze mówiąc- stwierdziłam zaciskając usta w wąską linię.
- To prawda, ale wiesz, pozory mylą...- westchnął. Czy coś zasugerował? Nie miałam zamiaru psuć takiego pięknego wieczoru, więc nie zagłębiałam się za bardzo w jego słowa.
    Siedzieliśmy dalej popijając  wino i rozmawiając na wiele tematów, czas leciał, a ja chcąc nie chcąc musiałam wracać do domu i dziewczynek.
-Kamil, naprawdę bardzo ci dziękuje za cudowny wieczór, ale muszę wracać. - powiedziałam przepraszająco się uśmiechając.
- Nie ma sprawy! Odprowadzę cię.- zaproponował. Przyjęłam jego propozycję i wcześniej gasząc wszystkie świeczki ustawione wzdłuż ścian wyszliśmy z domu.  Humor dalej nas nie opuszczał i w miłej atmosferze szliśmy przez Zakopane, które powoli szykowało się do snu i ciągnęło ze sobą mieszkańców. Tylko my, jakby inni od reszty, pełni energii kroczyliśmy znaną dobrze trasą.
-Już dalej myślę, że trafię sama.- patrząc na blok, w którym mieszkam, dzieli mnie tylko jedno przejscie dla pieszych.
- Dobranoc Karmelku.- przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. Zaczęłam iść, jeszcze kątem oka patrząc na niego.-Kornelia!- gwałtownie podniosłam głowę.
Czasem wystarczy bardzo mało, by "most" łączący dwie drogi zapadł się...


***
Proszę o litość!