poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 9 "This is your heart, it's alive"



Z Blanką na rękach poszłam otworzyć przyjaciółce. Stała z poczochranymi włosami, podkrążonymi oczami i rozmazanym makijażem.
- Kornelia!- wydała z siebie dźwięk o bliżej nieokreślonym tonie. Jęk rozpaczy z nutką radości. Przytuliłam ją do siebie i zaprowadziłam do salonu. Małą włożyłam do bujaka, a zajęłam się przyjaciółką. Zabawne, czasem ludzie dorośli potrzebują więcej opieki niż niemowlaki. 
- Co się stało?- zapytałam czułym głosem.
- On mnie zdradził.- wyszlochała, a ja spojrzałam na nią przenikliwym wzrokiem.
- Anitka, kto?- głaskałam ją po plecach i dalej obejmowałam.
- No jak to kto? Robert! - jęknęła, a ja patrzylam na nia w oslupieniu. 
- Byliscie razem? - zapytałam spokojnie.
- To trudne-wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju- Mieliśmy romans przez 4 lata, w pracy często się kłóciliśmy, bo nie chcieliśmy żeby to wyszło na jaw. Zaraz cała redakcja by gadała, no a teraz byliśmy na wycieczce integracyjnej z pracy i przyłapałam go jak obściskiwał się z jakąś nowicjuszką!- blondynka znowu zaczęła płakać, a ja starałam poprawić jej humor, jednak byłam kompletnie bezradna. Dopiero płacz Blanki spowodował, że Anita zaprzestała łzom i z zaciekawianiem patrzyła jak biorę małą na rączki i przytulam do siebie. Jest tak drobna,że moja dłoń podtrzymuje jej całe plecki, a mała wtula się w klatkę piersiową i uspokaja oddech.
- Jestem samolubem! Gadam ci o moich bzdetach, a tymczasem ty urodziłaś dziecko!- patrzy swoimi wielkimi oczami na maluszka, a ja zaczynam się śmiać.
-Blanka to nie moje dziecko. Moja siostra zginęła w wypadku, a ja zajmuję się jej dziećmi. Poprosiła mnie o to.- mimowolnie ściszam głos i siadam obok na kanapie. Podczas opowiedzenia całej historii blondynka potakuje i coraz szerzej otwiera usta.
-A ojciec dziewczynek!?- pyta, gdy kończę historię.
- Żył z Kingą bez ślubu, gdy powiedziała mu o drugiej ciąży uciekł.- odparłam zwięźle, a Anita nie zadawała więcej pytań. Postanowiła wziąć małą na ręce i chodzi z nią po pokoju, a ja podpieram głowę o dłoń i patrze na nie z uśmiechem.
-Znalazłaś sobie jakiegoś górala?- pyta poruszając zabawnie brwiami, a ja przewracam oczami.
- Nawet dwóch.- wtrąciła Lena wchodząc do salonu. Usiadła obok a ja zgromiłam ją wzrokiem.
- Nie słuchaj jej, Fabian to przyjaciel, Kamil też.
- Przystojni przynajmniej ?- blondynka zwróciła się do Leny, bo wiedziała, że ode mnie nic już nie wyciągnie.
- Anita! - oburzyłam się i spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.
- Cholernie.- potakuje Lena głową z poważną miną.
- Lena!- patrzę na nią przymrużonymi oczami, na co ona wzrusza ramionami.
- A ty młoda masz jakiegoś przystojniaka?
- Kto by ją chciał.- prycham cicho i odwracam głowę w stronę okna pijąc letnią już herbatę owocową.
- Mam.- mówi dumnie, a ja krztuszę się napojem i z hukiem odstawiam filiżankę na szklany stolik.
- Mieszkasz tu zaledwie trzy tygodnie!- wymachuję w powietrzu rękoma.
- Szybka jest skubana.- Anita przybija piątkę z nastolatką, a ja bezradnie siadam na kanapie wbijam wzrok przed siebie.- Nie pomagasz.- jęczę do blondynki, która wciska Lenie Blankę i siada obok mnie.
- Ona ma szesnaście lat! Daj jej więcej swobody, pamiętasz jakie ty rzeczy robiłaś?- jej słowa trafiają do mnie, ale mimo to nie chcę dopuścić do siebie wniosku, że dowiedziałam się o chłopaku mojej siostrzenicy w takiej sytuacji!
- Ale...- próbuje znaleźć trafne argumenty, lecz żaden nie przychodzi mi do głowy- może masz racje, ale trudno mi się z tym pogodzić.
-Będzie na pewno dobrze, potrafiłaś zapanować nad bandą gamoni w Warszawie, także tu pójdzie ci na pewno równie dobrze. Ja będę lecieć, muszę jeszcze jechać do Roberta- pocałowała mnie w policzek.
- Zadzwoń jak dojedziesz.- powiedziałam i na pożegnanie ją przytuliłam.
- Pa maluszku- pogłaskała Blankę po główce i po ostatnim pokrzepiającym spojrzeniu do mnie wyszła z mieszkania.
Głośno westchnęłam i zwróciłam się do małej:
-To co? Idziemy na spacerek?- połaskotałam jej brzuszek, a ona wesoło się roześmiała i złapała mnie za ręce.
-Idziemy się ubrać i lecimy. 
Posadziłam małą w bujaku i sama zaczęłam przeglądać ubrania w szafie.
-Żółta?- zapytałam a mała nie zareagowała.
- Niebieska?- ponownie spytałam, zaczęła gaworzyć.
- Biała?- zdziwiłam się, gdy wyjęłam swoją starą, koronkową sukienkę i bardziej zapytałam siebie, lecz mała zaczęła się śmiać, a ja lekko zachichotałam. 
-Masz gust moja panno.- przytaknęłam jej i szybko się przebrałam.
-Teraz czas na ciebie. - Przeglądając jej ubrania stwierdziłam, że trzeba wybrać się na zakupy, może nasza buntowniczka też czegoś potrzebuje? 
-Lena! Potrzebujesz ciuchów?- może jeśli spędzimy razem trochę czasu i lepiej poznamy przestanie być taka samolubna?
- A co, nie masz komu oddać swoich?- mruknęła i wyszła ze swojego pokoju opierając się o framugę drzwi.
- Wolę oddać dla biednych dzieci niż dla ciebie.- uśmiechnęłam się uroczo.- chciałam tylko zapytać czy chcesz jechać jutro na zakupy, ale najwidoczniej się pomyliłam, a i masz przyprowadzić tutaj tego swojego chłopaka, my wychodzimy, pa!- powiedziałam szybko i nie czekając na jej odpowiedź wyszłam. Pchałam wózek z małą i cały czas wpatrywałam się w jej spokojną buźkę, gdy spała. Jest tak podobna do Kingi. Jak wytłumaczę jej, że mamy nie ma? Kiedy powie pierwsze słowo będzie to ciocia? Mało prawdopodobne.
-Kornelia!- usłyszałam krzyki za sobą i odwróciłam głowę za siebie.
-Kamil?- zdziwiłam się, gdy chłopak biegł do mnie.
-Cześć, ślicznie wyglądasz.- pocałował mnie w policzek i zajrzał do wózka, gdzie drzemała dziewczynka.
-Dziękuje, co tu robisz?- zapytałam ruszając dalej.
- Zaskoczę cię! Mieszkam.- zaśmiał się, a ja podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą dom skoczka. 
-Błysnęłam.- mruknęłam, a Stoch serdecznie się roześmiał.
-Cicho!- uderzyłam go w ramię. - Dziecko mi obudzisz!- wytłumaczyłam, gdy on rozmasowywał obolałe ramię. 
- A wy gdzie zmierzacie? - zapytał po krótkiej chwili.
- Do redakcji, szukają fotoreportera, a ja przecież zaczynałam jako fotoreporterka w Warszawie. 
-Na pewno cię przyjmą, chodź odprowadzę cię.- uśmiechnął się szeroko, a ja przytaknęłam i cicho podziękowałam.
- Jak nowe mieszkanko?-spytał patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
- Wyobrażałam sobie, że będę miała mały drewniany domek, wiesz taki góralski z dużym oknem w kuchni, tarasem, gdzie będę uczyła chodzić Blankę i pić gorącą czekoladę, a Lena będzie się z nami śmiać. Ale chcę mieć też w nim pełno zdjęć. Tak, żebym przypominała sobie wszystkie wspomnienia. Chcę, żeby były szczęśliwe.- stwierdziłam po krótkiej chwili, spojrzałam w jego stronę, a ten szedł zamyślony. 
-Słyszałem, że macie wskoczyć na nasz trening?- zmienił temat.
-Chyba nie zdążymy, muszę jeszcze wskoczyć do sklepu po jakieś ciuszki dla Blanki.- stwierdziłam, przepraszająco się uśmiechając.
-A o której?-zaciekawił się i zatrzymał się, bo byliśmy już pod budynkiem redakcji.
-Podejrzewam, że około 16.
-To do zobaczenia o 16 na Krupówkach.- uśmiechnął się i odszedł.
-Rozumiesz coś z tego Blaneczko? Ciocia już całkiem zgupiała- westchnęłam i weszłam do budynku.
Siedziałam na obrotowym krześle, obracając się lekko na boki i przyglądałam się zdjęciom zawieszonych na ścianach. Za szklaną ścianą zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku, który pojawia się na wszystkich fotografiach oraz trochę młodszego, który krok w krok za nim chodził. "Przydupas", przeszło mi przez myśl i cwaniacko się uśmiechnęłam. 
-Witam, Krzysztof Stefański, redaktor naczelny "Zakopca"- ciepło się uśmiechnął i podał mi dłoń.
-Kornelia Hula, była redaktor naczelna "Głosu Gwiazd"- co miałam być gorsza, trzeba się czasem pochwalić osiągnięciami, wstałam i oddałam gest.
- A to ciekawe, co sprowadza do mnie byłą redaktorkę najbardziej pożądanego pisma w Polsce.- zaciekawił się Stefański.
- Różne czynniki, przede wszystkim słyszałam, że sprzedaż waszego pisma w ostatnich latach spadała, a ja wyciągnęłam z dołka nawet takie pisemko jak ten szmatławiec z Warszawki, z tym, że wasze artykuły są, tyle, że trzeba je uatrakcyjnić.- uśmiechnęłam się do mężczyzny, który zamyślił się i odwrócił głowę w stronę okna.
-Jakie ma pani pomysły?


Czekałam na Kamila, który spóźniał się już dobre dziesięć minut. 
-Widzisz, chyba wujek nie przyjdzie.- zwróciłam się do małej i ściągnęłam czapeczkę z czarnej czuprynki przeczesując palcami gęste włosy.
-Zamawiała pani róże?- usłyszałam ciepły głos chłopaka i zobaczyłam śliczną żółtą różę.
- Żółta?- zapytałam z uśmiechem.
-Oznacza troskę i przyjaźń.- wytłumaczył odwdzięczając gest.
- Ja znam jeszcze takie pojęcie jak zazdrość.- uniosłam sprawdzająco brew, a ten nerwowo się zaśmiał i podrapał po karku.
-Wymagająca jesteś.- zauważył patrząc prosto w oczy.
-Słyszałam to wiele razy.- chłopak spuścił głowę wzdychając przeciągle- Hej, ale nie od mężczyzny.-wytłumaczyłam szybko spojrzał na mnie swoimi wesołymi oczętami.
-Chodźmy.- powiedział radośnie.  
Weszliśmy do pierwszego sklepu z dziecięcymi ubrankami i od razu ruszyłam do działu dla niemowlaków.
-O jezu!- pisnęłam i zakryłam usta dłońmi, gdy zobaczyłam multum malutkich bluzeczek, spodenek, sukieneczek, spódnic, czapeczek i butów. Do tego wszystko w ciepłych kolorach, chociaż pewna część miała tylko biało-czarne kolory. Spojrzałam na Kamila, który podszedł do półki z ciuszkami o motywach skokach narciarskich. Wziął do puchową kurtkę z napisem "I LOVE SKIJUMPING".
-To kupię jej, ja.- uśmiechnął się i włożył kurtkę do koszyka. 
-Skoro chcesz.- zaśmiałam się i spojrzałam na cenę.- Uuuu, powiem ci, że bardzo dobry z ciebie wujek. - zaczęłam się śmiać, gdy Blanka wesoło zagaworzyła. 
-Teraz nie mam wyjścia.- również się zaśmiał, ale pod nosem puścił niezłą wiązankę pod kontem ceny. Nie mogłam napatrzeć się na te cudeńka. Z żalem opuszczałam te miejsce, jednak Kamil już nie dawał rady. Całe zakupy dobrze znosił moje jęki na temat kosztu i braku rozmiaru. Sam nawet podsunął mi wiele ubranek, których nie zauważyłam. Ciągle powtarzał jedną formułkę "patrz jakie to małe, ojejku", aż śmiać mi się chciało. Dla osób z boku, widok mistrza świata zachwycającego się nad małymi ciuszkami dla bobasów musiało  być przekomicznie.
-To może zgodzicie się zjeść obiado-kolację ze mną skoro już tyle wytrzymałyście w moim towarzystwie? - zapytał, gdy przechodziliśmy obok restauracji Fabiana.
-Wszystko zależy od Blanki, co ty na to kochanie?- spytałam dziewczynkę, która wydała z siebie słodki pisk i uśmiechnęła się.
- W takim razie zapraszam.- skręcił prowadzony przez siebie wózek z moją siostrzenicą i zajął miejsce w kącie restauracji. Wybraliśmy dania i prowadziliśmy miłą rozmowę wszystko się zepsuło, gdy przyszedł Fabian...
- Co tu robicie?- zapytał, jakbyśmy nie mogli przebywać w miejscu publicznym.
- Ciebie też miło widzieć.- Kamil odparł gorzko napił się wina nawet nie patrząc na przyjaciela.
- Przyszliśmy na kolację- wzruszyłam ramionami i przerzucałam wzrok to na skoczka, to na kucharza. Pokłócili się, to widać na pierwszy rzut oka, tylko problem w tym co jest powodem ich sprzeczek?
- Nic mi o tym nie mówiłaś- patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- A czy musiałam?!- oburzyłam się.
- Chodź Korn, nie będziemy tu już siedzieć.- Kamil pociągnął mnie za rękę i pchnął wózek. Unikałam jak ognia wzroku Fabiana, a usta ścisnęłam w wąską linię. 
- Powiesz mi o co chodzi?- spytałam, gdy szliśmy ze Stochem w stronę mojego domu.
- To nic takiego, małe spięcie.- wytłumaczył szybko i otworzył mi drzwi od bloku.
- Na pewno?
- Tak Karmelku.- zaśmiał się.
- Karmelku? - zdziwiłam się i perliście zaśmiałam.
- Owszem, muszę lecieć. Pa!- pocałował mnie w policzek i wyszedł z budynku. Padałam na twarz podobnie do Blanki, która zaczęła marudzić i po przebraniu w śpioszki oraz nakarmieniu zasnęła. Pocałowałam ją w czubek głowy, nakryłam kołdrą i wyszłam z pokoju zamykając delikatnie drzwi. Zajrzałam do przez lekko otwarte drzwi do Leny, która żywo z kimś dyskutowała przez telefon
-Skarbie ja wiem, ale proszę, przyjdź.- usłyszałam tylko i odeszłam nie chcąc podsłuchiwać. Zrobiłam ulubioną herbatę owocową i delektując się ciszą oraz napojem czytałam gazetę. Niestety pukanie do drzwi sprawiło, że musiałam zaprzestać. 
-Ciociu, to do mnie otwórz ja zaraz przyjdę.-krzyknęła Lena.
Otworzyłam i szykowałam się na zobaczenie jakiegoś "emosa" w kraciakach, z irokezem, kolczykami w nosie, koszulce z czaszką, a tymczasem stał tam Maciek.
-TY?!- zdziwiłam się,
-Ja?- zapytał zdezorientowany. Wypchnęłam go na klatkę i przycisnęłam do ściany.
- Posłuchaj, jak ją skrzywdzisz to cię zatłukę, masz jej do niczego nie zmuszać i wykorzystywać. Ona ma dopiero 16 lat, wstydu nie masz młokosie?!- wysyczałam.
- Ale ja tylko książkę przyniosłem.- podniósł przedmiot i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja przenosiłam wzrok to z książki na jego wystraszoną twarz.
- Czyli ty nie jesteś jej chłopakiem?- zapytałam dla jasności i lekko zmniejszyłam uścisk.
- Nie!- szybko zaprzeczył. Całkowicie go puściłam i zaśmiałam się z wyraźną ulgą, co on też zrobił, ale jego mina była dalej wystraszona.
-No to dobrze.- uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.- Ale pamiętaj, obserwuję cię.- momentalnie zmieniłam nastrój i palcem pomachałam przed oczami.
- Tak.- przełknął głośno ślinę, wcisnął mi do rąk ową książkę i zbiegł po schodach, uciekał jak "kot" z podkulonym ogonem. Wypięłam dumnie pierś i wchodząc ponownie do mieszkania wpadłam na Lenę.
- O, a Maciek gdzie?- zdziwiła się i zabrała mi książkę.
- Ktoś do niego zadzwonił i musiał iść- wytłumaczyłam i wzruszyłam ramionami.
-Dziwne.- mruknęła i odeszła, a ja mało co nie wybuchłam śmiechem przypominając sobie minę wystraszonego skoczka. 

----------------------------------------------------------------------------------
Witam! Z góry przepraszam, że nic nie dodałam w weekend, ale moje przeziębienie mi przeszkodziło, teraz jeszcze wyszło, że do czwartku posiedzę w domu, jednym sakrastycznym słowem"BOSKO". Szczerze to jakoś ten part nie przypadł mi do gustu, może oprócz naszego wystraszonego koteczka ;) Ponieważ mam teraz dużo czasu nic nie robienia, wpadł mi do głowy pomysł na wspaniałą historię opowiadającą o emocjach, miłości i przyjaźni, która wystawiona jest na ciężką próbę. Początek zapowiada się na przełomie grudnia-listopada. 


Pozdrawiam cieplutko i do napisania ;)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 8- "Cause that's what friends are supposed to do"



 Bruno Mars- "Count on me"

   Na początku człowiek się rodzi, potem zaczyna chodzić i mówić. Następnie nadchodzą lata nauki, pierwsze przyjaźnie, miłość. Ludzie chcą być szczęśliwi, po nauce mają mieszkanie, pobierają się mają dzieci, są szczęśliwi. Z miłością swojego życia przechodzą przez niedogodności  i razem się starzeją. Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy...
       Śmierć. Jest jedną z następujących po urodzinach rzeczą. Jest nieunikniona i w wielu przypadkach niepotrzebna. Często umierają osoby młode, za młode na nią. Przychodzi nieoczekiwanie i sprowadza na bliskich żal, cierpienie. Tak też było z moją siostrą. Nikt nie może odpowiedzieć sobie na pytanie "czemu nic nie powiedziała o nowotworze?". Wiemy tylko, że było za późno, by cokolwiek zrobić. Teraz, stoję na cmentarzu oparta o pomnik i płacze. Nie dotarło do mnie, że jej po prostu nie ma! Wydaje się mi, że jutro mamy jechać na zakupy, jak się umawiałyśmy, że usłyszę jej wesoły głos, oraz ujrzę duże brązowe oczy. Zastanawiają mnie jej ostatnie słowa, gdy wpadłam do szpitala i przyciskałam do policzków jej dłoń. "Obiecaj, że będziesz dla nich lepsza niż ja" - szepnęła, " obiecuję"- przekonywałam ją, a potem zamknęła oczy i straciła kontakt z rzeczywistością. Nie pomagały moje krzyki, głośny płacz, nawet szantaże. Odeszła. Zostawiając tutaj nas i swoje córki. Oczywiście Blanka jest za mała, by cokolwiek zrozumieć, ale Lena ma świadomość, że matki już nie spotka. Postanowiłam, że zaopiekuję się nimi. Obiecałam coś siostrze, a słowa na pewno dotrzymam.
    Poczułam jak ktoś obejmuję mnie w pasie i przyciąga do siebie. Miałam rozmazany przez łzy wzrok i dopiero słowa, które szeptał utwierdziły mnie w przekonaniu, że to Stefan.
- Nie płacz malutka, musisz być silna dla dziewczynek. Jej już nic życia nie przywróci. - mówił spokojnie, a ja byłam wściekła, bo ma rację. Znowu cholera ma racje!
- Tak- odparłam i odsunęłam się od niego wycierając łzy, gromadzące się na policzkach. Ostatni raz spojrzałam na zdjęcie siostry, stojące na grobie i niesłyszalnie szepnęłam "Żegnaj". Wróciliśmy do domu i od razu zajęłam się Blanką, która zaczynała marudzić. Mama bardzo pomagała mi przy małej. Pokazywała jak obchodzić się z nią i coraz lepiej mi to wychodziło.  Wiecznie nie mogę tu mieszkać i już większość rzeczy mam przewiezione do starego mieszkania Kamila. Wszyscy szkoczkowie bardzo mnie wpierali, nie mówiąc o Stefanie, Kubie i Kamilu, którzy na zmianę pełnili przy mnie warty i robili wszystko, bym się nie martwiła. Wielkim oparciem okazał się również Fabian. Zabierał mnie na spacery i często braliśmy ze sobą Blankę. Brunet nie zadawał dużo pytań i to najbardziej mi odpowiadało, bo sama na wszystkie nie znałam odpowiedzi. Jedną rozmowę zapamiętam na pewno. 
-Fabian dziękuje, że mi pomagasz naprawdę wiele to dla mnie znaczy.- przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. 
- Zawsze możesz na mnie liczyć pamiętaj,  jesteś moją przyjaciółką.- szepnął. Nie wracaliśmy do zdarzenia, gdy zginęła Kinga, domyślam się co chce mi powiedzieć, a ja chyba nie jestem w stanie nic mu zaoferować. Tymbardziej teraz, gdy mam dziewczynki.
      Po tygodniu wprowadziłyśmy się do dużego, dwupiętrowego mieszkania. Musiałam też mieć pewność, że rodzice już pogodzili się ze śmiercią Kingi. Ostatniego wieczoru mieszkania u rodziców miałam ciężką rozmowę z tatą. Ale dzięki niej zrozumiałam, co teraz mnie czeka.
      Opieka nad dziewczynkami nie przebiegała tak kolorowo jak bym chciała. Lena kończyła 1 klasę liceum i mimo kłótni przepisałam ją do innego liceum, w Zakopanym, całkiem niedaleko nas, często znikała i wracała wieczorem. Blanka płakała nonstop i sama nie dawałam już rady. Obiady robił nam Fabian, który był u nas dzień w dzień i dzięki niemu Blanka się uspokajała.
        Stałam w oknie wyczekując na przybycie Leny. Dochodziła 2 w nocy, a jej ciągle nie było usiadłam z laptopem na kolanach chcąc przejrzeć oferty pracy. Kasa powoli się kończy, a ja muszę coś z tym zrobić. Po raz czwarty odświażałam stronę, a moją uwagę przykuła pewna oferta. Kliknęłam nagłówek i po chwilach spędzonych przemyśleniami wysłałam swoje CV. Z uśmiechem zamknęłam klapę laptopa i usłyszałam odgłos przekręcających się w drzwiach kluczy.
- Gdzie byłaś?- zapytałam podchodząc do dziewczyny.
- Nie twoja sprawa.- mruknęła i zaczęła iść w stronę swojego pokoju. Tak zazwyczaj wyglądały nasze rozmowy, nie mogłam sobie z nią poradzić. Ciągle jest wredna i zachowuje się jak rozapryszona księżniczka.
-Posłuchaj gówniaro, jeśli myślisz, że będziemy się tak bawić to się grubo mylisz, ja straciłam siostrę, też mi jest ciężko. Zajmuje się tobą i twoją siostrą, na którą nawet nie raczysz spojrzeć. Myślisz, że jako buntowniczka będę uważała cię za fajną? To jest obciach. Może twoja matka pozwalała ci na takie zachowanie, ale zauważ, że ja nią nie jestem. Jestem inna. I czy ci się to podoba czy nie, przez najbliższe 3 lata będziesz mieszkać ze mną i pod moją opieką będziesz.- zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam do swojej sypialni. Nie wytrzymałam. Pod moim dachem takiego zachowania nie będzie, to moge przysiąść. Nigdy nie sądziłam, że do własnej rodziny będę odzywać się w taki sposób. Nawet nie pamiętam kiedy usnęłam.
          Otworzyłam powoli powieki. Dochodziła 8, a ja spałam. Blanka nie płakała, a może coś się jej stało? Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoiku malutkiej. Śpi. Owinięta w kocyk z rączkami na wierzchu. Czarna czuprynka ułożona jest na dłoniach. Mimowolnie uśmiecham się i wychodzę, po paru minutach. Idę jeszcze do pokoju na przeciwko, gdzie śpi Lena. Jest sobota, więc nie budzę jej tylko idę się przebrać i przygotować śniadanie. Podczas pieczenia się tostów sprawdziłam pocztę i dziś o 13 mam spotkanie. Zaczęłam smarować je masłem, gdy rozdzwonił się telefon stacjonarny.
-Tak Stefku?- starałam się mówić cicho, by nie obudzić dziewczyn. 
- Kornixon przyjdziesz dziś do nas na trening o 15 z dziewczynkami? 
- Pewnie, sory kuzynku, muszę kończyć, bo ktoś do mnie dzwoni, pa!- rozłączyłam się i poleciałam do pokoju po telefon. Zaskoczyłam się, gdy zobaczyłam kto dzwoni, ale szybko odebrałam.
- Anita?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam.
- Cześć Kornelia, byłam w delegacji, możemy się spotkać? Potrzebuję z kimś pogadać. - szlochała mi do słuchawki, a ja od razu się zgodziłam i podałam jej adres mieszkania.
- Dobrze, za godzinę będę, pa. - rozłączyła się a ja chwilę wpatrywałam się w telefon. Dopiero zapach przypalonych tostów przywrócił mnie do świata realistycznego. Zaklnęłam pod nosem i wyjęłam czarne grzanki na talerzyk. 
- Co tu tak śmierdzi?- jęknęła Lena wchodząc do kuchni.
- Dzień dobry się mówi.- odparłam, gdy ona siadała na jednym z wysokich krzeseł przy barku i przewróciła teatralnie oczami. 
- Zaraz ma przyjechać moja koleżanka z Warszawy, będziesz?- spytałam
- A co mam zabawiać tego bachora? - odpyskowała. 
- Po pierwsze to twoja siostra, a po drugie nie zajmowałaś się nią odkąd tu mieszkacie, więc nie udawaj poszkodowanej.
- Mam się ją zająć czy nie?- zmrużyła gniewnie oczy. Oj, chyba zabolało.
- Nie. - odparłam- boje się, że jej coś zrobisz.- uśmiechnęłam się chytrze, a ona przygryzła wargę i poszła do swojego pokoju. 
Kornelia- Buntowniczka 1-0, pomyślałam i zaczęłam jeść grzankę.

                                     ~|~

Dzięki, że ze mną jesteście i przepraszam za błędy ( co złego to nie ja, pamiętajcie) ;)








sobota, 7 września 2013

Rozdział 7- "On zakochany był jej radością"

Enej- Lili
    
       Od powrotu do domu minęły już 3 tygodnie. Nadal jestem bez pracy i nadal mieszkam z rodzicami, ale to ma się już wkrótce zmienić, bo przeprowadzam się do starego mieszkania Kamila. Zaoferował mi pomoc w przeprowadzce, ale umówiłam się z Fabianem, który z chęcią zgodził mi się pomóc. Jednak wcześniej czeka mnie jeszcze jedno wydarzenie. Kamil zaprosił mnie na LGP w Wiśle. Na początku nie miałam ochoty jechać, ale po namowach Stefana, stwierdziłam, że będę oglądać też pozostałych chłopaków i kuzyna. 
- Kornelia! - krzyki z doły stawały się coraz głośniejsze, więc zeszłam po schodach. Fabian żartował z tatą, a mama stała w ekstazie patrząc na bruneta. Już słyszę te pytania po powrocie: "jesteście razem?" 
-Nie- mruknęłam. Chwyciłam aparat i dłoń chłopaka wychodząc z domu. Jeszcze nie daj boże wyciągnęliby album ze starymi zdjęciami... Fabian otworzył mi drzwi, po czym usiadł obok na miejscu kierowcy. 
- To kto dziś wygra? - zapytał odpalając silnik.
- Jak to kto? Stefan albo Kamil! - oburzyłam się i włączyłam radio. Leciała akurat piosenka "Lili" zespołu Enej.
- Uwielbiam tą piosenkę!- pisnęłam i zaczęłam śpiewać, a podczas refrenu Fabian jeszcze podgłośnił i śpiewaliśmy razem. Zauważyłam, że chłopak często na mnie spogląda  i słodko uśmiecha. Kocham ten uśmiech i pokazujące się w polikach dołeczki. Mogę być przy nim sobą i liczyć na jego pomoc. Bardzo go lubię, jest wspaniałym przyjacielem. 
      Dojechaliśmy w końcu na miejsce stojąc półtorej godziny w korku. Na miejscu było pełno kibiców ubranych w ojczyste barwy, z namalowanymi na policzkach flagami Polski, niektórzy postarali się też o flagi i śpiewając bojowe pieśni wchodzili na trybuny. 
-Poczekaj!- krzyknęłam do Fabiana i podeszłam do kobiety, która malowała twarze.
- Poproszę serduszka w biało-czerwonych barwach.- uśmiechnęłam się, a kobieta od razu wzięła się do pracy. Po chwili na twarzy miałam dwa serca w kolorach narodowych. Chłopaki załatwili nam przepustki pozwalające wejść na teren przeznaczony jedynie dla skoczków i sztabów. 
- Proszę pokazać bilety.- niezbyt przyjemna kasjerka zatrzymała nas przed wejściem, ale gdy pokazaliśmy przepustki od razu zmieniła ton i pokierowała nas do odpowiedniego miejsca. Wszędzie rozgrzewali się zawodnicy i ze skupionymi twarzami patrzyli na skocznię. Bez trudu znaleźliśmy naszą reprezentację, która zachowywała się najgłośniej.
- Witamy szanownych państwa.- powiedział jak zwykle zadowolony Piotrek. Czasem chcę go zapytać co bierze, że zawsze dopisuje mu humor, ale się powstrzymuję. 
- Witamy Piotrusiu. Jak forma?- zapytałam spoglądając na skupionego Maćka.
- Będą dziś dobre loty. - stwierdził mrużąc oczy Stefan.
- W takim razie powodzenia i trzymamy za was kciuki.- pocałowałam w policzek kuzyna, co reszta przyjęła z niezadowoleniem. 
- A my to co?- zapytał Kamil, śmiejąc się.
- A wy zostaniecie nagrodzeni jak dobrze skoczycie. Powodzenia.- puściłam mu oczko i poszłam za Fabianem, który już zajmował miejsca przy Marceli i Korneli. Przy skokach wszystkich Polaków zaciskałam piąstki razem z moją małą imienniczką. Gdy widziałam na belce Kamila, bałam się, że może się coś stać i oddychałam z ulgą dopiero, gdy ściągał narty. Skończyło się 2 miejscem Maćka, 5 Kamila i 7 Krzyśka Bieguna. Pozostali uplasowali się troszkę dalej, ale co najbardziej podoba się mi w naszej reprezentacji,wszyscy cieszyli się drugim miejscem Maćka.
- Miała być podobno nagroda, za dobre skoki.- wtrącił Kamil.
- Może potem.- zaśmiałam się.
- Słuchajcie młodzieży! Zapraszam na ognisko dzisiaj u mnie.- powiedział głośno, na co Stefan z Dawidem zaczęli klaskać i szczerzyć się. 
- Popieram, popieram! - ożywił się Miętus.
- Powiem ci Piotruś, że jak ty coś wymyślisz, to czoła chylić.- Stoch poklepał po plecach przyjaciela.
- W takim razie jedźmy od razu do mnie!
- Prowadź, o panie.- Stefan ukłonił się przed Żyłą, na co on w charakterystyczny dla siebie sposób się zaśmiał. 
    Wszyscy zgodnie pojechali do chłopaka, po dojeździe zasiedliśmy przy ognisku na działce skoczka. 
- Zaśpiewajmy coś! - ożywił się mój kuzyn.
- No, ale tak bez podkładu?- skrzywiłam się.
- O to się nie bój! Nasz Fabian gra na gitarze.- stwierdził dumnie Kamil. 
- Kamiś nie chcę niszczyć twojego planu, ale masz gitarę? - zapytałam, a chłopak spuścił głowę.
- Mieszkam niedaleko, mogę podejść, żaden problem. - zaśmiał się brunet.
- No to idź, a my zaczniemy się stroić. Zdrowie.- Miętus podniósł kufel z piwem. 
Chłopak się zaśmiał i zaczął iść w stronę bramki, a ja pobiegłam za nim chcąc mu towarzyszyć.
- Nie musisz, za chwilę będę. - pokręcił głową.
- Ale ja chce iść.- spojrzałam na niego dużymi oczami i wiedziałam, że zmiękł.
- Niech ci będzie.
Szliśmy w ciszy, czasem zerkałam w stronę chłopaka, który często otwierał usta, chcąc coś powiedzieć, ale rezygnował i wzdychał. 
- Wszystko dobrze? Dziwnie się zachowujesz.- zaczęłam.On jednie pokręcił głową. Weszliśmy do jego mieszkania. Fabian wszedł w głąb i po chwili z gitarą w ręku ustał obok mnie. Chciałam chwycić już za klamkę, ale brunet zręcznie obrócił mnie i przywarł swoim ciałem, moje drobne. Dłonie oparł o drzwi, tak że moja głowa była pomiędzy nimi. 
- Cały wieczór zachowuję się tak dziwnie, bo chciałem ci powiedzieć, że...- przerwał mu mój telefon. - Odbierz.- westchnął.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę przy napisie "Mama".
-Tak
Upuszczony telefon. 
Pustka w głowie. 
Panika.
Krzyk.
Płacz.

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Buahaha, jaka ja jestem okrutna. I teraz czekajcie cały tydzień, i myślcie co znowu ta Julka wymyśliła?! Jestem okropna, wiem :D Ten rozdział dedykuje mojej wspaniałej Weronice, która po części wymyśliła jego fabułę :) 
PS. W zamian za pomysł na rozdział obiecałam pomoc, więc pomagam :p 
-------------> http://crowd-psychology.blogspot.com/  <--------------
ten oto blog jest autorstwa Weroniki i mimo początków zaczyna się ciekawie. Zołza mi nawet nie powiedziała co będzie dalej, mimo szantażu ;-; 
To chyba tyle na dziś, dziękuje za wszystkie motywujące komentarze z Waszej strony.
Trzymajcie się cieplutko i zapraszam za tydzień :)