wtorek, 8 lipca 2014

Koniec



Witam! Tego pięknego słonecznego dani postanawiam zakończyć historią Kornelii i spółki. Wiem, miał być drugi sezon, tralalala, ale nie. Stwierdziłam, że byłoby to na siłę, więc po co? 
Kiedy zaczynałam tę historię NIGDY nie sądziłam, że zakończę ją z ponad 14 tys. wyświetleń, 229 komentarzami i naprawdę uroczymi czytelniczkami, które przeżywały wszystko ze mną. 
Ogromne brawa należą się Wam, za to, że wytrzymałyście ze mną ten prawie rok (rok minie 22.07), czasem męczyłam Was długo nie dodawaniem rozdziałów, czasem mniej, ale to nie zmiania faktu, że serdecznie Wam dziękuję i to dzięki Wam miałam motywację, żeby cokolwiek tu dodawać. 
Obecnie prowadzę jeszcze jednego bloga z opowiadaniem, a potem... kto wie? Pewnie gdzieś tam sobie będę w cieniu, jak zawsze :) 


Dziękuję! 

"A wtedy nastał koniec, słodki i cichy"

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 1


Zapraszam na podróż w czasie z Leną i spółką :) dziś króciutko, ale w następnych będzie zdecydowanie ciekawiej. Pamiętajcie, "początki" zawsze takie są. Przepraszam za błędy!

     Pojedyncze promienie słońca padały na jej spokojną, śpiącą twarz. W tym samym momencie, kiedy drzwi od domu zostały delikatnie zamknięte, tak, żeby nie obudzić dziewczyny rozdzwonił się jej telefon. Bez otwierania oczu zaczęła szukać go na etażerce, ale jak na złość nie mogła go wybadać pod czujnym dotykiem. Kiedy strąciła gazety i słuchawki w końcu znalazła aparat i nie patrząc kto dzwoni przystawiła do ucha.
-Haloo?- zapytała zmęczonym głosem.
-Witam śpiącą królewnę przypominam, że za dwadzieścia minut zaczynamy lekcje, więc powinnaś właśnie wychodzić z domu. To gdzie jesteś?- zagadnęła Zośka.
-Zośka idiotko nie wkręcisz mnie, nie tym razem, wiem, że mamy na drugą godzinę dzisiaj.- uśmiechnęła się przebiegle pod nosem wyprzedzając zamiary przyjaciółki.
-Eh... cholera, a zawsze wkręcanie ciebie tak dobrze mi szło.
-Nie tym razem słońce, wybacz ale zamierzam wrócić do spania. Kocham cię!- odrywając od ucha słuchawkę krzyknęła jeszcze do telefonu i rzuciła go na półkę.
      W domu panowała idealna cisza czasem tylko zagłuszana przez przejeżdżające za oknem samochody. Od kiedy zaczęła pięć lat temu naukę w gimnazjum, każdy poranek wyglądał podobnie. Kiedy się budziła mama wychodziła już do pracy, pracowała w jednej z krakowskich korporacji, a jej siostrę woziła do niani. Były we dwie z mamą. I zawsze trzymały się razem. Mimo trudnego charakteru Leny, i częstych wybuchów złości, dogadywały się świetnie. Ojciec, odszedł półtorej roku temu, zanim dowiedział się, że Kinga jest w ciąży. Jednak jego temat jest tematem TABU w tym domu i ani córka, ani matka go nie zaczynają. Lena pamięta ten dzień.
      Zmęczona wróciła do domu po całym dniu zajęć. Dzisiaj granie z dziewczynami w siatkę po zajęciach nie był dobrym pomysłem. Rzuciła torbę z książkami na podłogę i weszła do salonu rzucając się na kanapę. W domu panowała idealna cisza przerywana cichutkimi szlochami. Szlochami? Jak to? Lena zdezorientowana podniosła się z tapczanu i ruszyła w stronę łazienki.
-Mamo?- zapytała szeptem lekko popychając drzwi, które były uchylone.
-Już jesteś?- zdziwiła się podnosząc się z podłogi. Przemyła twarz wodą i wytarła ją grubym ręcznikiem. Odwróciła się w stronę córki uśmiechając się.-Co tam?
-Robisz ze mnie idiotkę?- prychnęła- czemu płakałaś?
Kinga spojrzała z czystą matczyną miłością na córkę i po chwili przeczesała dłonią opadające na czoło włosy.
-Ojciec nas zostawił.- szepnęła zanosząc się szlochem. Lena zacisnęła szczękę i po chwili przytulała się do rodzicielki również gorzko płacząc.
-Nigdy o nim nie mów. Od teraz, on nie istnieje.- powiedziała stanowczo, we włosy córki. W odpowiedzi kiwnęła głową i zamknęła oczy wtulając się w mamę.
     Wciąż walcząc z opadającymi powiekami, ruszyła w stronę łazienki, nakładając na nos okulary. Kiedy doprowadziła do porządku czerwone włosy, zdecydowała się na zjedzenie tosta, przy okazji sprawdzając ile czasu ma do zajęć.
-Idealnie.- uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że ma jeszcze sporo czasu do wyjścia z domu. Postanowiła spakować rzeczy na wyjazd, który ją dziś czeka. Po szkole razem z mamą i młodszą siostrą, jadą na ślub do ich kuzyna- Stefana Huli. W sumie cieszy się na ten wyjazd. Mimo, że rzadko pokazuje emocje i zazwyczaj ciężko do niej dotrzeć, ona przeżywa wszystko wewnątrz siebie.
       W końcu nadszedł czas stawienia czoła swojej szkole, za którą bądź co bądź nie przepadała. Przede wszystkim denerwowało ją jak traktowani są uczniowie, którzy może nie mają tylu znajomych, lub zamiast nowym telefonem czy laptopem, cieszą się nową książką. Sama nigdy nie była w takiej sytuacji, ale wiedziała, że  na pewno nie czują się dobrze.
-Lena!- usłyszała krzyk przyjaciółki, która czekała pod drzwiami szkoły na przyjaciółkę. Rudzielec od razu się wyszczerzył i ruszył w stronę Zośki.
-Spakowana?- Zośka jak nikt inny potrafiła robić miny niczym detektywi z serialu, ktorzy właśnie wypytują o coś winowajcę.
-Owszem.- uśmiechnęła się, a tymczasem dziewczyny zmierzały w stronę klasy, gdzie miały swoje zajęcia.
-Pamiętaj o...- zaczęła blondynka.
-Pamiętam o autografach dla ciebie, Zośka jesteś psychiczna na tym punkcie.- zaśmiała się widząc oburzoną twarz  przyjaciółki. Zosia była wielką fanką skoków narciarskich, dlatego wymusiła na Lenie, by załatwiła jej autografy WSZYSTKICH skoczków, którzy będą na weselu. Ruda nie mając wcześniej z tym styczności, została przeszkolona jak wyglądają i nazywają się skoczkowie.
-Ja po prostu dbam o twoje życie, bo jeżeli nie załatwisz tych podpisow, to będę musiała cię zabić.- uśmiechnęła się słodko.
-Okeej.- przewróciła oczami i ustawiła się pod klasą, gdy rozdzwonił się dzwonek.

     Po sześciu godzinach spędzonych w obskurnym budynku, w końcu z uśmiechem na ustach go opuściła. Zadowolona, że dostała dobrą ocenę z algebry szła kierując się w stronę domu.  Jakie było jej zdziwienie, gdy na parkingu ujrzała znany samochód i mamę opierającą się o otwarte drzwi samochodu, która rozmawiała z jednym z nauczycieli. I to nauczycielem w-f'u... Lena nie należała do osób, które są uzdolnione sportowo. Nie interesuje się tym i nie ma pociągów do tego, by zacząć.
-Dzień dobry.- cichutko podeszła do rozmawiającej dwójki, dając znak matce, że nie wie o co chodzi.
-Cześć skarbie.- uśmiechnęła się jej mama, a nauczyciel jedynie przelotnie na nią spojrzał. "Też cię nie lubię"- przeszło jej przez myśl.- pan Rafał opowiedział mi o tym, że nie ćwiczysz na lekcjach.- i ten wzrok niczym z horroru- porozmawiamy w samochodzie młoda damo.
Nie czekając na większe zaproszenia ruda wsiadła do samochodu prychając z niezadowolenia. Jeszcze chwilę przyglądała się rodzicielce i nauczycielowi, po czym sięgnęła po swój telefon. Słyszała jeszcze melodyjny śmiech swojej mamy i gaworzenie siostry, która w leżała spokojnie w swoim foteliku. Kiedy chciała napisać SMS'a do przyjaciółki, o tym jaka czeka ją pogadanka, na miejscu kierowcy usiadła Kinga nie spoglądając na córkę.
-Mamo...- zaczęła cichutko.
-Lena.- odparła kobieta nie spuszczając oczu z jezdni.
-Nigdy nie lubiłam sportu...- wypuściła głośno powietrze.
-Co nie znaczy, że masz nosić nauczycielowi podrobione zwolnienia. Lena, ja rozumiem- w naszym domu nigdy nie uprawiało się sportu, ale to dla twojego dobra.- mama o dziwo była bardzo spokojna.
-Wiem, ale... Ja czuję się źle ćwicząc przy chłopakach na przykład. Wiesz przecież, że nie jestem ich "ulubienicą"- w powietrzu wykonała śmieszny ruch palcami. Kiedy odszedł od nich ojciec, w szkole ktoś rozniósł plotkę, że znalazł sobie lepszą i tak naprawdę nie kochał Leny i jej matki. Dziewczyna nie mogła poradzić sobie z trudną sytuacją w szkole i w domu, ale na szczęście zawsze plotki cichną po jakimś czasie. W szkole przestali się w jej naśmiewać, a ona sama odnalazła wewnętrzny spokój.
-Kochanie, czemu mi nie powiedziałaś?- westchnęła jej mama.
-Nie chciałam cię po prostu denerwować i tak masz dużo kłopotów.- mruknęła. Kinga spojrzała na nią przez chwilkę i zjechała na pobocze. Przez chwilę układała w głowie jakieś wielkie przemówienie, jednak zrezygnowała z nich i uśmiechając się w stronę córki złapała ją za dłoń.
-Hej, jesteśmy drużyną. Ty, ja i twoja siostra. Radzimy sobie ze wszystkim razem. Radziłyśmy sobie wcześniej, teraz też dajemy i za jakiś czas... również będziemy. Tak?-Lena zdawała się nie rozumieć, czemu ostatnie słowa mama wypowiedziała szeptem. Jedynie kiwnęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.

Ps. Kto zgadnie ile od dziś mam lat? :)

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 1

Pojedyncze promienie słońca padały na jej spokojną, śpiącą twarz. W tym samym momencie, kiedy drzwi od domu zostały delikatnie zamknięte, tak, żeby nie obudzić dziewczyny rozdzwonił się jej telefon. Bez otwierania oczu zaczęła szukać go na etażerce, ale jak na złość nie mogła go wybadać pod czujnym dotykiem. Kiedy strąciła gazety i słuchawki w końcu znalazła aparat i nie patrząc kto dzwoni przystawiła do ucha...

HAAAAAAAAA! PRIMA APRILIS MISIACZKI! Nie mogłam się powstrzymać przed wkręceniem Was XD Przyznać się, kto liczył na rozdział? :p 
Ale nie bójcie się, pojawi się on calutki 25 kwietnia. To będzie dla mnie ważny dzień, (heloł urodziny ma się raz w roku) i dlatego postanowiłam, że solidarnie dodam go wtedy. A powiedzcie co tam u Was? Wkręciliście już dzisaj kogoś? Stęskniliście się, choć troszkę? :P

Pozdrawiam i "do zobaczenia" 25 kwietnia :)

sobota, 15 lutego 2014

Epilog/ Prolog serii II

Zakopane, 19. 01.2014r.

Kochana Mamo! 

Ostatnio  nie mam zbyt czasu, by Cię odwiedzić. I choć obiecałam Ci, że po tym jak odeszłaś stanę się lepsza, to sama zaczynam gubić się w swoich uczuciach. Pewnie tam z góry mnie obserwujesz... 
I wiesz wszystko. Tak bardzo chciałabym mieć Ciebie obok siebie, ale za to mam Kornelię. Wiesz, ona jest wspaniała. Dziękuje, że to właśnie jej powierzyłaś mnie i Blankę. Swoją drogą- maluch już potrafi chodzić! Zresztą pewnie widziałaś jak Kamil jej tego nauczył. On też jest wspaniały, Kornelka nie mogła trafić lepiej. Szkoda, że ojciec taki nie był. Wracając do uczuć...wiesz jaki Maciek jest, prawda? Nie miałaś okazji go poznać i bardzo tego żałuję, ale naprawdę wierzę, że patrzysz na nas z góry. Tęsknie za Tobą. 


                                                 Lena 
Ps. Mamo, pomóż mi.

*** 
No! To zaczynamy od początku! :)
Tak bardzo cieszę się z  4 złotych medali, a najbardziej z dwóch Kamila, że do teraz nie mogę w to uwierzyć, a dodaję tak późno, bo dopiero teraz miałam czas wnieść ostatnie poprawki. 
Wracam tu na dobre za kilka tygodni, gdy uporam się z dwoma pozostałymi blogami, mam nadzieję, że ktoś to jeszcze będzie :)
Kocham Was! ~ Jula 

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 18 "To koniec? Nie. To dopiero początek...."

  

*Przebieg konkursu został zmieniony na potrzeby opowiadania*


    Podczas przerwy świątecznej kilka razy spotkałam się ze Stefanem, Maćkiem i Piotrkiem, który odwiedził mnie równo trzy tygodnie temu. Kamila nie widziałam i nie chciałam widzieć, od tamtej pory w głowie panuje mi ogromny zamęt i mimo, że jako tako poukładałam sobie wszystkie sprawy bałam się konfrontacji z nim. Zapytacie czemu? To proste- stchórzyłam. Miałam swoją jedyną i niepowtarzalną szansę, ale nie nazywałabym się Kornelia Hula gdybym czegoś nie spieprzyła!  Każdy konkurs oglądałam i przeżywałam z chłopakami, oni tam, a ja na swojej wygodnej kanapie pod cieplutkim kocykiem. A teraz oni są tu. Tuż obok, zaledwie kilka minut ode mnie, na Wielkiej Krokwi.
       Krojąc warzywa tak zamknęłam się we własnym świecie, że dopiero szturchająca mnie Lena nagle sprowadziła mnie na ziemię.
-Co?- zapytałam troszkę niegrzecznie jednocześnie marszcząc nos.
-Gdzie Blanka?- spytała ze zdenerwowaną miną.
-Babcia ją z rana porwała, żeby pokazać koleżankom.- przewróciłam oczami i dalej zaczęłam kroić warzywa.
-Wiesz co dziś jest?
-Tak, piękna niedziela.- przytaknęłam udając głupa.
-Dobrze, w takim razie...- mrunknęła i sięgnęła po coś do tylniej kieszeni spodni.- proszę bardzo!- pomachała mi dwoma biletami na dzisiejszy konkurs z szerokim uśmiechem.
-Nigdzie nie idę.- mruknęłam.
-A właśnie, że tak! Nawet jeżeli nie dla Kamila to dla Stefana, Piotrka, Dawida, Maćka i siebie!- podniosła głos i z zaciętą miną wyrwała mi nóż z dłoni.
-Hej!- zdążyłam z siebie wydusić.
-W tej chwili idziesz na górę, ubierasz się ciepło i za pół godziny wychodzimy na skocznię czy ci się to podoba czy nie!- wypchała mnie z kuchnii, a ja wiedziłam, że zaciętość ma po swojej matce, więc nie ma nawet co się kłócić. Poza tym moje myśli ciągle biły się nad tym, a chęć zobaczenia szatyna była ogromna...
  O ustalonym czasie ciepło ubrana zeszłam na dół, gdzie czekała już w pełni zadowolona Lena. Szybko nałożyłyśmy ocieplane buty, czapki, szalik oraz puchowe kurtki. W ostatniej chwili zdążyłam jeszcze chwycić rękawiczki i ciężko wzdychając czekałam, aż rudowłosa zamknie dom.
-Skąd masz wejściówki?- zapytałam, gdy byłyśmy w połowie drogi.
-Stefan.- rzuciła szybko i sprawdzając godzinę na telefonie przyśpiepszyła kroku.- szybciej, już zaczęli.- mruknęła. Resztę drogi przeszłyśmy w ciszy oczarowane delikatnie tym co właśnie dzieje się na skoczni. Tysiące ludzi i polskich flag dopingowały skoczków, nie tylko z naszego kraju. To niesamowite jak ludzie cieszyli się tym sportem, nie ważne, że zwycięstwo może nie zdobyć żaden z naszych, liczy się dobra zabawa.  Okazało się, że Stefan załatwił nam świetne miejscówki, tuż przy nas narty rozpinał właśnie Andreas Wellinger. Z tłumu ludzi stojących przy domkach dla skoczków próbowałam wyłapać jakieś znajome twarze, jednak nie znałam zupełnie nikogo. Zauważyłam jak siostrzenica wzdycha, gdy Stefan Kraft z uśmiechem spojrzał w naszą stronę zdejmując gogle.  Wbiłam jej łokieć między żebra i mimo grubej kurtki amortyzującej ból, podskoczyła jak opażona, a ja zaniosłam się chichotem.
-Och, zachowujesz się jak dziecko.- przewróciła oczami i naburmuszoną miną oparła się o bandę przed nami.  Pokręciłam ze śmiechem głową i podobnie oparłam się o bandę skupiając wzrok na Stochu, który właśnie odpychał się od belki. Przejechał po rozbiegu i po ostrym wybiciu szybował, niesiony przez wrzawę okrzyków ze strony kibiców. Mocno zaciskałam kciuki i z lekkim  przerażeniem w oczach patrzyłam jak leci, bowiem mimo ładnej pogody, wiatr mocno dmuchał w zawodnika powodując jego kilkukrotne przechylanie się na prawą stronę. Wylądował. Dopiero wtedy moje mięśnie się odprężyły, a twarz znowu była spokojna.
-Jest pierwszy!- krzyknęła Lena, przytulając mnie mocno. Rzeczywiście, na telebimie obok nazwiska pojawiła się odległość- 137 metrów i jedynka, jako miejsce lidera. Kamil uśmiechał się szeroko i pomachał do krzyczących kibiców. Sama się uśmiechałam, byłam dumna z mojego skoczka. Nastała chwila przerwy, podczas której spiker zachęcał wszystkich do zabawy, a ja i Lena oglądałyśmy ludzi z zadowoleniem. Okazało się, że w pierwszej dziesiątce miejsce miał jeszcze kochany Piter i Maciek. Ach...żebyście tylko widziały ten dumny uśmiech, gdy przy siódmej pozycji Lena przeczytała nazwisko Kota. Widziałam jak wacha się czy do niego nie napisać i pogratulować dobrego skoku, jednak w końcu sprawdziła tylko godzinę na telefonie i mruknęła, że za parę minut powinni zaczynać. Co za uparty człowiek!  Z kubeczkami parującej herbaty w dłoniach zaczęłyśmy oglądać drugą serię. Nasz kuzyn, który zajął trzydzieste miejsce idealnie łapiąc się na finały oddał całkiem dobry skok, skacząc 130 metrów. Widząc jego lekki uśmiech sama uśmiechnęłam się w duchu i pomachałam w jego stronę co odwzajemnił i ruchem ręki wskazał byśmy podeszły bliżej. Razem z lekko zdziwinymi minami przeciskałyśmy się przez kibiców bliżej Stefana, który zajmował po czterach skokach pierwsze miejsce i przebierał się na spacjalnym miejscu dla lidera.
-Stefan!- krzyknęłam będąc prawie przy bandzie, odgradzającej mi bezpośrednie dojście do kuzyna. Odwrócił się w moją stronę, po czym szepnął coś na ucho ochroniarzowi. Już po paru sekundach stałam obok Huli. Praktycznie- kibice nie mają wstępu na ten teren, jest on zarezerwowany dla ekip telewizyjnych oraz sztabów, jadnak mając taką okazję nie zaprzeczyłam. Stefana wyprzedził dopiero Kofler, który skoczył 133 metry, a w najgorszym wypadku kuzyn zajmie dwudzieste trzecie miejsce, co patrząc na jego nieudany sezon jest dobrym wynikiem. Teraz we trójkę kibicowaliśmy wszystkim skoczkom. Nie ukrywając jednak, że najbardziej dopingowaliśmy Polaków. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy na belce zajął miejsce Maciek. Momentalnie spojrzałam na rudowłosą. Mocno zacisnęła pięści chowając je pod brodą i z lekko rozchylonymi ustami wpatrywała się w górę. Szturchnęłam kuzyna delikatnie w bok i skinieniem głowy wskazałam na siostrzenicę. Obserwowaliśmy ją dopóki Maciek nie wylądował na 135 metrze, a ona wyskoczyła do góry i gdyby nie barierki pewnie uwiesiłaby się na jego szyji. Spojrzała w naszą stronę i widząc rozweselone spojrzenia spowodowane jej zachowaniem jęknęła zażenowana. 
-Zobaczymy co zrobisz jak Kamil skoczy.- powiedziała i wystawił mi język.
-Będę się cieszyć, bo go kocham. - oparłam puszczając jej oczko, a Stefan tylko pokręcił głową wypuszczając ze światem powietrze z ust. Lena zamrugała kilkukrotnie po czym uśmiechnęła się szeroko, ale właśnie wtedy pojawił się Maciek.- Gratuluję!- krzyknęłam i uściskałam chłopaka, co zrobił również Stefan, ale wiecie, bardziej po męsku. 
Pchnęłam rudowłosą, przez co straciła równowagę i gdyby nie silne ramiona Kota wylądowałaby na ziemi. 
-Aww...- zaśmiałam się, przez co Lena zgromiła mnie wzrokiem. 
-Gratuluję.- objęła go i staliby tak przez bite kilka minut, jednak właśnie jakiś redaktor chciał przeprowadzić z Maćkiem wywiad. Zgodził się, mimo, tego mozolnie wypuścił z objęć moją siostrzenicę. Obecnie na belce startowej osiadł Thomas Diethart, który zajmował trzecie miejsce. Choć do poważnego świata skoków narciarskich wkroczył po wygranej TCS, to miał wielu fanów w Polsce i pewna grupka zaczęła skandować jego imię. To niesamowite jak polska publiczność była wyrozumiała, dla wszystkich. Skok Dietharta nie był jednak tak udany jak w pierwszej serii, dzięki czemu możemy liczyć na piąte miejsce Maćka i siódme Piotrka, który swoją drogą właśnie pojawił się przy nas, nakładając tylko kurtkę, bo jak stwierdził "musi trzymać kciuki za Kamyka".
Po skoku Gregor'a nikt nie mógł wydusić z siebie słowa. 139 metrów zdecydowanie robi wrażenie. Sam uśmiechnięty zdjął narty i czekał na skok Kamila, nie idąc nawet na miejsce lidera. 
-Już się tak nie ciesz, Kamil i tak wygra.- mruknął mój rudzielec patrząc z przymrużonymi oczami na Austriaka. Nie miałam nawet sposobności, by zareagować, bo właśnie na belce usiadł Kamil, a wrzawa na Wielkiej Krokwi podniosła się o wiele stopni. Na telebimie pojawiła się twarz Stocha. Widziałam jak się denerwował. Czuł presję, teraz pytanie: czy sobie poradzi? Czy chłopak, którego poznałam dziewięć miesięcy temu  jest na tyle silny, by poradzić sobie z ogromną presją? Ciągle zadawając sobie te pytania, wstrzymałam oddech patrząc na to jak Kamil odpycha się powoli od niej. Jedzie.
 Jeszcze parę miesięcy temu traktowałam go jak zwykłego znajomego.
Wybija się.
Potem już był jak przyjaciel.
Leci. 
A teraz?
Ląduje.
Kocham go. 
Na parę chwil czułam jakby wszystko działo się zdecydowanie wolniej niż powinno. Przeleciałam wzrokiem po szczęśliwych twarzach przyjaciół. Zaczęli skakać i krzyczeć, a ja dalej jakbym była w swoim świecie. Poczułam jak łzy lecą mi z oczu, gdy usłyszałam pierwsze słowa hymnu, wręcz wykrzyczanego przez kibiców. "Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my wygrywamy"zTo jasne, że skacząc 139.5 metrów wygrywa. Jestem tak szczęśliwa, że śmieję się i płaczę jednocześnie. Stefan i Piotrek popychają mnie w stronę cieszącego się Kamila, który właśnie rozmawia z Gregorem. 
-Kornelia! Idź!- krzyczy Lena próbując mnie nakłonić do wyjścia. Dopiero, gdy łapie kontakt wzrokowy z Łukaszem, który tylko delikatnie skina głową zaczynam bieg wprost w ramiona Kamila. Kibice dalej cieszą się ze zwycięstwa, a hałas jest nieprawdopodobny. Stoch w pierwszym momencie jest trochę zdziwiony, ale potem uśmiecha się szeroko. Zanim zdąży powiedzieć cokolwiek wyprzedzam go.
-Nic nie mów. Wiem nawaliłam, ale ty mnie tak wtedy zdziwiłeś, że nie potrafiłam powiedzieć zupełnie nic!- powiedziałam gorączkowo patrząc mu w oczy. -Ale wtedy nie zrobiłam czegoś.- dodałam łapiąc oddech. 
-Czego?- szepnął. 
-Nie pocałowałam cię.
-Nie?- szepnął zdecydowanie zbliżając swoją twarz do mojej. 
-Nie.
-I co my teraz zrobimy.- westchnął udając zawiedzenie. 
-Nie mam pojęcia.- mruknęłam utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Widząc, że wpatruje się we mnie wiedziałam, że chce się ze mną droczyć, ale ja nie mogłam, miałam dość czekania. 
-No pocałuj ją!- krzyknął ktoś z kibiców, na co reszta mu zawtórowała. Wedle życzenia.  Brawa i gwizdy za naszymi plecami były ogromne, gdy Stoch wpił się w moje usta. Mimo ujemnej temperatury zrobiło mi się gorąco, a nogi odmówiły posłuszeństwa, na całe szczęście Kamil trzymał mnie mocno w pasie. 
-Kocham cię.- szepnęłam, gdy odsunęliśmy się od siebie chcąc ochłonąć.
-To najlepszy dzień w moim życiu.- powiedział równie cicho.
-To dopiero początek.- uśmiechnęłam się i tym razem to ja złożyłam na jego ustach długi pocałunek.

***
Miało być magicznie, a wyszło tak "bleee...", ale cóż, widocznie z główną bohaterką łączy mnie to, że muszę coś spieprzyć! 
Tak, więc dobrze przeczytałyście "TO KONIEC", ale koniec ich historii, ponieważ mam dzisiaj dwie niespodzianki (jaka ja dobroduszna xD)
Pierwsza: możecie znaleźć mnie TU lub TU (no tak wiem, ta niespodzianka jest w miarę kiepska, ale druga mam nadzieję, zwali Was z nóg :p)
Druga: 

Koniec serii pierwszej

I jak podoba się? ;) 
Dobra teraz tak na poważnie. 
Kilka miesięcy temu, gdy rozmyślałam o tej historii nie miałam pojęcia, że zajdę tak daleko, że będę miała czytelniczki, a co najważniejsze: że tak bardzo pokocham postaci i pisanie. Teraz to wydaję się być dla mnie takie normalne- siadam i piszę. Prawda jest taka, że bez Was nigdy nie czerpałabym z tego tyle radości i nie spełniała marzeń. Dlatego właśnie zdecydowałam się napisać serię drugą, z tym, że nie będzie ona o Kornelii i Kamilu. Będzie o drugiej słodkiej parce, mianowicie Lenie i Maćku. Teraz pytanie do Was: czy myślicie, że to wypali i w przynajmniej połowie lubicie te dwie postaci tak samo jak ja i ciekawi jesteście jak to będzie dalej? Naprawdę liczę na Wasze głosy. Kornelka i Kamil zawsze jednak będą mieli swoje miejsce w mojej głowie i może te ponad sześć miesięcy nauczyły mnie czegoś... Dla Was postaram się pisać jeszcze lepiej i jeszcze prawdziwiej. (Miałam nie płakać- nie wyszło...) Powinnam się cieszyć, spotkało mnie tyle miłych chwil dzięki Wam, ale w tym momencie właśnie się coś skończyło... Dobra, koniec tego i idę się pakować, bo jutro wyjeżdżam. Dodam jeszcze, że nie jestem pewna kiedy zacznę drygą serię, ale mam nadzieję, że wrócę do Was jak najszybciej! Liczę też, że znajdziecie chwilę, by wpaść na dwa pozostałe blogi, na których się obecnie skupiam. 
Kocham Was i dziękuje każdej osobie, która wszła na tego bloga- Jula xx.



poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 17 "What a peculiar state we’re in"

   Ostatni raz rozejrzałam się po niewielkim pokoju, w którym spędziłam cały tydzień. Wyszłam z niego trzaskając delikatnie drzwiami i kierując się w stronę wind. Swoją drogą całe szczęście, że jest tu winda, bo inaczej moja drobna osóbka, nie poradziłaby sobie z ogromną walizą. Nuąc spokojną melodię lecącą z głośników w windzie, zjechałam na dół, gdzie miała czekać na mnie banda skoczków i Lena. Na pewno będę tęskniła za tym miejscem, to było coś pięknego i szalonego zarazem, mając wakację z tymi chłopakami. Z dugiej jednak strony chęć zobaczenia mojej kruszynki jest tak ogromna, że te kilka godzin w samolocie wydają się być wiecznością.
Szłam w stronę znajomych obserwując smutną Lenę rozmawiającą ze Stefanem. Nie chciała mi powiedzieć co zrobił Maciek, a jego samego wręcz bałam się zapytać. 
-Gotowa?- zapytał mnie Kamil uśmiechając się szeroko. 
-Pewnie.- odparłam unosząc delikatnie kąciki ust. 

Usiadłam na swoim fotelu, a ku mojemu zdziwieniu miejsce obok zajął Stefan. Reszta siedziała daleko za nami, bo przecież mój bilet zabukowany był dużo później i mam szczęście, bo podczas zamawiania powiedziano nam, że dwa ostatnie miejsca. 
-Co tu robisz?- zapytałam marszcząc brwi.
-Chcę pogadać, pamiętasz jak przyleciałaś mieliśmy o czymś pogadać.- zabawnie poruszył brwiami, a ja dobrze wiedziałam, że nie odpuści i czy chcę czy nie- rozmowa jest nieunikniona. 
-Dobrze, więc zaczynaj.
-Do wczorajszego wieczora wiedziałem wszystko co chcę ci powiedzieć, natomiast po mojej ostatniej rozmowie z Kamilem nie wiem co myśleć.- odparł, wypuszczając ze świstem powietrze z ust.
-Może mi coś zdradzisz z tej rozmowy?- uśmiechnęłam się szeroko i robiąc błagalne oczy zbliżyłam się w jego stronę.
Zaśmiał się i pokręcił głową po czym dodał:
-Sama się wkrótce dowiesz.- i tyle go widziałam podczas reszty lotu, bo zaraz jego miejsce zajęła Lena ze słuchawkami w uszach, dlatego wiedziałam, że lepiej teraz jej nie przeszkadzać.
Wyjęłam jedną z książek, którą poleciła mi Lila i wzięłam się za czytanie.

***

-Chłopaki, dzięki za mega wakacje!- powiedziała Lena i przytuliła po kolei każdego, oczywiście oprócz Maćka, bo mają ciche dni, a oboje są tak do bólu uparci i dumni, że nie wiem czy się pogodzą, a jeżeli tak to chyba to Maciek pierwszy wyciągnie rękę.
-Tak chłopaki, do zobaczenia.- pomachałam im oraz razem z rudowłosą i Stochem ruszyliśmy w stronę jego samochodu.
-No, to teraz po Blankę i do domu.- uśmiechnął się szeroko i odpalił samochód. Kamil naprawdę pokochał naszą kruszynkę, co było dla mnie bardzo ważne.
-Którego domu?- mruknęła Lena.
No tak, dalsze mieszkanie z nami jest w sumie bez sensu, bo jestem już w pełni sił, a umowa była taka, że do końca mojej rehabilitacji Kamil z nami zostanie.
-No właśnie, myślałem, że dziś jeszcze u was przenocuję, a jutro wrócę do siebie.- odparł, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.
Gdzieś tam w środku bardzo nie chciałam żeby się wyprowadzał, ale co powiem, jak zapyta czemu? "Hej Kamil, nie musisz się wyprowadzać, bo się w tobie zakochałam i chcę być przy tobie." Bez sensu... Zresztą, ostatnio nic nie ma sensu.
-Jak chcesz.- powiedziałam lekko drżącym głosem odwracając głowę w stronę okna. Do końca drogi nie odzywałam się i słuchałam tylko rozmowy Kamila i Leny na temat udanego wyjazdu, który każdy spędził inaczej, bo przecież dla skoczków to nie były wcale wakacje.
Kiedy podjechaliśmy pod dom moich rodziców, wystrzeliłam jak z procy i pognałam do ogrodu, w którym odpoczywali rodzice i Blanka.
-Moja malutka!- krzyknęłam i złapałam ją na ręcę kręcąc dookoła, a ta aż krztusiła się ze śmiechu.
-Przestań, bo jeszcze się coś jej stanie.- upominała mnie mama, jednak również stała obok z szerokim uśmiechem na ustach.   Poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu za brzuch i po chwili Kamil odebrał mi Blankę z rąk i objął mnie drugim ramieniem. W tym momencie pewnie wyglądaliśmy jak szczęśliwa rodzina. Brakowało jeszcze psa pod moimi nogami, wtedy pozostało zrobić zdjęcie i wysłać na okładkę do pierwszej lepszej gazety.
-Cześć babciu!- Lena ucałowała kobietę i podeszła do nas, by wytarmosić Aniołka za poliki.- a gdzie dziadek?- zapytała.
-Poszedł po coś do domu. - odparł Kamil wskazując na otwarte drzwi balkonowe. Rzeczywiście, po paru chwilach w drzwiach pojawił się mój ojciec z butelką trunku w ręku.
-No! Coś specjalnego dla specjalnych gości- nalewka z pigwy, bardzo dobra i winko malinkowe, wszystko robione oczywiście u nas.- powiedział i postawił butelki oraz kieliszki na stole, na tarasie.
-Ale tato, my chcialibyśmy odpocząć...- jęknęłam wiedząc, że mężczyzna jeżeli już coś sobie postanowi, to na pewno nie odpuści.
-Przestań Korneluś, mama obiad przygotowała, zjecie i pojedziecie do siebie... odpoczywać.- mruknął na koniec znacząco, a Kamil, który pił wodę zakrztusił się.
-Tato!
-My nie jesteśmy razem. - wytłumaczył Kamil.
-Kwestia czasu. - skwitowała Lena, wzruszając ramionami, gdy obrzuciłam ją złym spojrzeniem.
-Siadajcie, zaraz przyniosę resztę rzeczy i opowiecie jak było na wyjeździe.- zaszczebiotała mama nie bedąc świadoma lekko napiętej atmosfery.- macie miny jakby ktoś umarł, stało się coś?- spytała.
-Nie mamo, wszystko w porządku.- wysiliłam uśmiech i usiadłam na krześle, które stało najbliżej.
Resztę wieczoru oczywiście spędziliśmy w domu rodziców opowiadając historię z Turcji, jednak  ja przez większość czasu siedziałam cicho i tuliłam do siebie śpiącą Blankę.
-Jesteś zmęczona?- szepnął Kamil w moją stronę, gdy pozostali śmiali się w najlepsze z opowieści Leny, jak Dawid został wrzucony do basenu.
-Tak, wracajmy już.- powiedziałam błagalnym tonem.- Mamo dziękujemy za obiad, będziemy już jechać, późno się zrobiło.
-Nie ma sprawy kochanie. Przyniosę rzeczy Blanki.- przypomniała i weszła do domu po torbę małej.
Pożegnaliśmy się szybko i pojechaliśmy do domu, gdzie czeka na mnie wygodne łóżeczko, za którym tęskniłam bardziej niż za resztą tego cudownego mieszkanka.
Otwierając drzwi poczułam jak momentalnie wraca mi energia i powoli kraina zadumy oraz senności mnie opuszczała. Po wstawieniu walizek do salonu i położeniu spać Blanki we trójkę usiedliśmy na wygodnej kanapie z kubkami parującej herbaty w dłoniach.
-Kiedy zaczynacie sezon?- zapytała Lena patrząc smutno na Kamila. Powody jej nastroju były dwa: polubiła Kamila oraz resztę skoczków, więc na myśl o przyszłym rozstaniu też nie była zadowolona, drugim powodem był oczywiście Maciuś!
-Zaczynamy za trzy miesiące w Klingenhtal, rozpoczęcie jest dwudziestego trzeciego listopada, więc pewnie wyjedziemy dwudziestego pierwszego.- zamyślił się i oparł głowę o zagłówek.
- Beznadzieja.- mruknęła pod nosem i zaczęła bawić się swoimi palcami.
-Ja za tydzień wracam do pracy.- powiedziałam przypominając sobie. 
-W sumie to ja też chciałabym pracować. - mruknęła Lena- na przykład w jakiejś kawiarni czy coś takiego. -wzruszyła ramionami, gdy zauważyła nasze zdziwione spojrzenia. 
-To w sumie niegłupi pomysł.- poparł ją Kamil i jakby czekając na moją decyzję spojrzeli na mnie wyczekująco.
-Skoro chcesz to nie mogę ci zabronić, masz jeszcze miesiąc wakacji.- uśmiechnęłam się ciepło i po chwili zostałam przez nią mocno przytulona.
-Jutro czegoś poszukam! A teraz wybaczcie, ale jestem strasznie zmęczona, pójdę się położyć, dobranoc.- cmoknęła mnie w policzek i pobiegła po schodach na górę.
-Jesteś pewna, że powrót do pracy to dobry pomysł?- zapytał Kamil.
-Nie mogę i nie chcę siedzieć ciągle w domu, bez przesady, prędzej bym się zabiła. Poza tym nie ukrywajmy, że pieniądze nie istnieją.- wstałam i poszłam do kuchni odbierając od niego pusty już kubek.
-Wszystko w porządku? Wydajesz się być zła.- poczułam jak stanął za mną, gdy zaczęłam myć szklanki.
-Po prostu jestem zmęczona.- mruknęłam. Kamil zakręcił kurek z wodą, wyjął z moich dłoni kubki po czym wstawił je do zlewu, wziął na ręce i zaniósł prosto do mojego łóżka. Zachichotałam, gdy potknął się o dywam i przeklnął pod nosem. Położył mnie delikatnie na łóżku ciągle patrząc mi w oczy. Potem nakrył kołdrą i poprawił poduszkę pod moją głową. 
Usiadł obok i złapał mnie za dłoń kreśląc na jej wierzchu kółeczka.  Kiedy od paru minut moje oczy były zamknięte, a ja balastowałam pomiędzy świadomością, a jawą poczułam jak puszcza moją dłoń i wstaje z łóżka.  Po panowaniu kilku chwilowej ciszy myślałam, że wyszedł z pokoju, ale poczułam jak całuje mnie w czoło i poprawia kosmyk włosów opadających na policzek. 
-Słodkich snów.- szepnął i stawiając ledwo słyszalne kroki wyszedł z pokoju. 

***

Trzy miesiące zleciały bardzo szybko. Ja pracowałam, Lena zaczęła szkołę, Blanka zaczęła chodzić, a nauczył jej tego Kamil, który był częstym gościem w naszym domu. Nigdy jednak nie powróciliśmy do rozmowy, tej którą przerwała nam rudowłosa na plaży. Skoczkowie mieli masę treningów, wywiadów i innych spotkań, także nie działo się nic szczególnego. No może oprócz osiemnastki Leny, którą zorganizował Piotrek i Maciek. Co do tej szalonej dwójki sama nie wiem, raz jest dobrze, a za chwilę znowu milczą. Obecnie jednak wyszli gdzieś chcąc skorzystać z ostatniego wieczora przed wyjazdem chłopaków. 
-Hej!- Marcelina przywitała się ze mną buziakiem w policzek i wparowała do domu trzymając w dłoni butelkę wina. 
-Oj wiesz czego mi trzeba.- westchnęłam i usiadłam na sofie zapraszając ją za sobą.
-No nie mów? Ty taka świętoszka, chcesz się upić? Proszę, proszę.- zaśmiała się z cwaniackim uśmiechem, na co ja tylko przewróciłam oczami.
-Mam wszystkiego dość. Powiedz mi...- wstałam z kanapy i zaczęłam obracać się- co ze mną nie tak, że nikomu się nie podobam?! 
-Oj kochanie, z tobą wszystko w porządku, to im najwyżej ciężko to powiedzieć.- uśmiechnęła się ciepło. 
-Sama nie wiem Marcela.- jęknęłam opadając na kanpę.
Pierwsza butelka różowego wina bardzo szybko się skończyła, na szczęście znalazłam jeszcze dwie  butelki, po których ledwo kontaktowałam i pamiętam tylko urywki z poprzedniego wieczoru. Również nie mam bladego pojęcia jak znalazłam się w swoim łóżku, a obok spała Marcelina. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam na zegarek, który wskazywał grubo po jedenastej. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że jest czwartek, czyli powinnam być w pracy... Napisałam szybko SMS'a do Lilki, że Blanka się przeziębiła i muszę zostać z nią w domu. Właśnie, co z Blanką?! Nie zważając na ból głowy pobiegłam do jej pokoiku. 
-Mama.-  powiedziałam, gdy zobaczyłam jak trzyma małą na rękach.
-Tak, cieszę się, że kontaktujesz, kochanie. - powiedziała lekko zła.
-Przepraszam, nie powinnam była się tak samolubnie zachowywać.- mruknęłam i odwróciłam głowę w stronę lusterka. Widok nie przypominał mnie, tylko jakąś czarownicę, dosłownie. Potargane włosy, rozmazany po całej twarzy makijaż i podkrążone oczy. Nie mówiąc już o przeraźliwym bólu głowy, który właśnie powrócił, powodując moje syknięcie.
-Idź się wykąpać, ja zrobie ci śniadanie.- mruknęła nie zważając na moją wcześniejszą wypowiedź. Taka właśnie była, gdy się zdenerwuje- oschła i surowa...
Zrobiłam co nakazała mi rodzicielka, plus przebrałam się w wygodne ciuchy. Do wyjazdu chłopaków zostały trzy godziny, także właśnie odprowadziłam Marcelę do drzwi żegnając się z nią uściskiem.
-Mamo...
-Nic nie mów. Ja wiem, jesteś zmęczona, masz dwadzieścia sześć lat, a na głowie dwójkę dzieci, musisz sobie radzić z tym sama, nie mówiąc już o sprawie ze Stochem, ale do cholery Kornelia zrozum, że ja się o ciebie martwię i ty powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce.-przytuliła mnie mocno i pocierała plecy. 
-Ja tylko chcę być szczęśliwa.- szepnęłam i nawet nie próbowałam utrzymać łez, które skapały mi na dłoń.
-Wiem. Kochanie ja wszystko wiem...- mama mówiła równie cicho, ciągle masując mi plecy.
Wcale nie śpieszyło mi się na odwiedziny w domu Kamila, najchętniej w ogóle bym tam nie poszła, ale wiedziałam, że nie tylko będę tego żałować, a Stochowi zrobi się przykro. Upewniając się, że mama zajmie się Blanką ubrałam się w jesienny płaszczyk i nałożyłam ciepłą czapkę, zawiązałam buty i byłam gotowa. Szłam najwolniej jak potrafiłam, każdy z osobna krok celebrowałam, a ludzie obserwujący mnie kręcili tylko głowami. Czekałam, aż skoczek wyjdzie z mieszkania i razem pójdziemy na miejsce zbiórki, gdzie zobaczymy się z resztą. 
-Hej.- Kamyk uśmiechnął się smutno i pocałował na powitanie w policzek.
-Cześć.- mruknęłam podnosząc delikatnie kąciki ust. Byłam zwarta i nawet gotowa, by jak powiedziała mama "wziąć sprawy w swoje ręce", jednak teraz było to nie lada wyzwaniem. Ugh... czemu, gdy układałam sobie to wszystko w głowie, zdawało się to być takie łatwe?!
-Co słychać?- zaczepił chcąc doprowadzić do rozmowy.
-Bywało lepiej.- zdziwił mnie ton mojego głosu, nigdy nie był tak oschły. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy, chcąc zatamować łzy zbierające się w moich oczach, to śmieszne, jaka byłam w tym momencie bezradna. 
-Kornelia...- westchnął i przytulił mnie.
-Wiem Kamil, wszystko będzie dobrze, tylko czemu to nie może być już?
-Widocznie tam na górze tak to ktoś zaplanował i nie może być inaczej... chodźmy, bo się spóźnimy.- mruknął niechętnie się ode mnie odklejając. 
-Wiesz, że teraz nie przyjadę, gdy będę miała ochotę i nie zostanę z wami końca, prawda?- szepnęłam.
-Niestety, mam taką świadomość.- przytaknął i spojrzał na mnie chcąc jakbym kontynuowała , jednak ja odwróciłam głowę w inną stronę i nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.
Właśnie przechodziliśmy przez bramę skoczni, z daleka było można zauważyć skoczków ubranych w identyczne, niebieskie kurtki.  Zastanawiałam się co właściwie tu robię. Wszyscy byli mocno podekscytowani rozpoczynającym się sezonem i stali z szerokimi uśmiechami, podczas, gdy ja miałam smętną minę. Kamil widząc, że Łukasz zmierza powoli w naszą stronę odciągnął mnie na bok i spojrzał prosto w oczy. 
-Wiesz, jestem cholernym tchórzem...- powiedział, a gdy widział, że chcę mu przerwać położył mi palec na ustach.- jestem nim. Od czterech miesięcy próbuję ci powiedzieć, że cię kocham, a gdy nadażała się okazja to tchórzyłem. Od kiedy tylko cię pierwszy raz zobaczyłem wiedziałem, że jesteś niezwykła, mimo wad i zalet, uważam, że jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą na tym świecie, Kornelia, kocham cię.- powiedział na jednym tchu. Łukasz już nie mógł dłużej czekać i zaczął trąbić, jednak Kamil dał mu znak, że jeszcze moment. Wiele razy w swoich myślach układałam sobie taki scenariusz, kiedy skoczek wyznaje mi miłość, co było według mnie dziecinne, ale teraz, gdy Kamil powiedział mi to wprost brakowało mi słów. Sekundy leciały, a ja nie mogłam wydusić z siebie najmniejszego słowa. Po prostu stałam i patrzyłam jak z radosnych tęczówek zmieniają się one w rozczarowane, a nawet złe. Spuścił głowę i ze świstem wypuścił powietrze znowu zadzierając wysoko ją do góry. 
-Przepraszam, zrobiłem z siebie tylko idiotę.- mruknął i na pięcie odwrócił się w stronę busa, zamykając za sobą drzwi. 
-Nie przepraszaj, ja ciebie też kocham.- szepnęłam, ale było już za późno. 

***
I w tym momencie Kornelia traci w waszych oczach, czyż nie? ;)
Ostatni wkrótce.~ Jula xx.

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 16 "Wszystko będzie dobrze"


Są uczucia, których chcielibyśmy się raz na zawsze pozbyć.
Właśnie tęsknota jest jednym z nich. 
To dziwne, za każdym skoczkiem lub samą Leną tęsknię na inny sposób.
Brakuje mi rozbrajających powiedzonek Piotrka i tego śmiechu, który wybudza z największego odrętwienia.
Brakuje mi opiekuńczości Stefana i jego pocieszających spojrzeń.
Brakuje mi zarażającego wszystkich optymizmem Dawida.
Brakuje mi zaradności i jednocześnie słodkiego nieładu otaczającego Maćka.
Brakuje mi zawsze pewnej siebie Leny.
Brakuje mi uśmiechu, bezpiecznych ramion i ciepłych słówek Kamila. 
Zupełnie sobie nie radzę, tęsknota wypełnia jedynie moje wnętrze, nie chcę już tak.

Kolejne zapisanie kartki, wylanie na nie złych emocji ze świadomością, że i tak nikt tego nie przeczyta. Zeszłam po skrzypiących schodach na dół i od razu podeszłam do szuflady w jadalni.
Wyciągnęłam z niej czerwony marker i podchodząc do wiszącego na ścianie kalendarza, zdjęłam zatyczkę.
Powolnym i dokładnym ruchem otoczyłam liczbę 24 w idealne kółeczko. Minęło równo dwanaście dni i osiem godzin kiedy ostatni raz widziałam jego cudowne oczy. "Ale cię wzięło" gdzieś w głębi usłyszałam głos mojego drugiego ja.
-Nas.- poprawiłam i odłożyłam marker do szuflady.
Te dni były istną męczarnią, każdy wyglądał identycznie, oprócz rozmów z Leną i resztą gromadki nie było dla mnie innej rzeczy, na którą czekałam. Usłyszałam trzask otwierających się drzwi, a do kuchni wparowała jak zwykle zadowolona Marcelina wraz z moją kochaną imienniczką.
-Cześć młoda!- ucałowała mnie, jak przystało na góralską krew, która płynęła w jej żyłach.
-Hej.- mruknęłam zaparzając nam herbatę.
-Dalej myślisz nad popełnieniem samobójstwa z tęsknoty?, czy wymyśliłaś w końcu inny powód?- zapytała z chytrym uśmieszkiem, a ja dokładnie wiedziałam co ma na myśli.
-Nawet gdyby to nie dam ci tej satysfakcji.- zaśmiałam się.
-Niech ci będzie. Jest sprawa kochanie. Otóż wczoraj dzwonił do mnie sam Łukasz Kruczek i dał pewną propozycję.- mimo, że stałam tyłem do niej, mogłabym się założyć, że w tym momencie uśmiech na jej twarzy zajmuje 3/4 powierzchni.
-Kontynuuj.- mruknęłam chcąc udać obojętną, ale wszytkie moje komórki krzyczały, chcąc dowiedzieć się o co chodzi.
-A więc- pozwolił, a raczej nawet nalegał bym przekonała cię do przyjazdu do Turcji.- rzuciła jak gdyby od niechcenia, a ja odwróciłam się szybko w jej stronę z oczami, które za chwilę chyba wypadłyby mi z orbit.-HA! Wiedziałam, że ci zależy! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! Teraz tego nie ukryjesz!- cieszyła się jak małe dziecko, a ja wyobrażałam sobie jak stoję patrząc na nią z ogromnym znakiem zapytania. 
-Ale czemu?- tyle dałam radę powiedzieć między przerwami jej ogromnej cieszynki.
-Podobno Kamil jest podłamany, mimo że probuje to ukryć i Kruczek stwierdził, że może mogłabyś to zmienić.- poruszyła zabawnie brwiami, na co parsknęłam.
-A ktoś pomyślał o tym, że jest Blanka i moje zdanie?
Kobieta sfrustrowana spojrzała na mnie po czym cmoknęła ustami z niezadowolenia i podeszła do mnie łapiąc za dłonie.
-Kornelia, po pierwsze to Blanka ma tutaj dziadkow, ma mnie, na pewno nie zginie. A po drugie, dziewczyno widać, że zadłużyłaś się w naszym mistrzu i nic tego nie zmieni.- uśmiechnęła się ciepło.- ale masz rację, decyzję podejmniesz ty. 


Nie wierzyłam, że się zgodziłam na całe to przedstawienie, dopóki nie wylądowałam po paru godzinach lotu w słonecznej Turcji. Z lotniska odebrał mnie Stefan, który jako jedyny wiedział o mojej, Marceli i Łukasza zmowie. 
-Dobrze cię widzieć. Wszyscy za tobą tęskniliśmy, serio.- zapewnił mnie już któryś raz z kolei, gdy taksówką jechaliśmy do hotelu.
-Stefi, nie mam już zaburzeń pamięciowych, nie musisz powtarzać tego po raz setny.- zaśmiałam się.
-Okey, niech ci będzie. Pokój będziesz miała z Leną. Chyba, że chcesz oddzielny. 
-Nie, nie ma problemu.
Przez resztę drogi panowała cisza, ja oglądałam uroki Trabzonu, a Stefan zajęty był swoim telefonem. Po paru minutach samochód zatrzymał się pod ogromnym i zdobionym płaskorzeźbami hotelem. Czułam się jak największa gwiazda showbiznesu, gdy Stefan prowadził mnie obejmując ramieniem i trzymając bardzo blisko. Odpuścił, dopiero, gdy znaleźliśmy się w jego pokoju. 
-Mieszkasz sam?- zapytałam oglądając się po pomieszczeniu.
-Nie, ale Wiewiór i reszta wypoczywają nad basenem.- wytłumaczył.- Kornelia musimy pogadać.
-Um... mam się bać?- zapytałam nerwowo chichocząc.
-Spokojnie. To nic strasznego, znaczy tak mi się wydaję, że... uczucia to nic strasznego.- jąkał się wykręcając palce.
-Stefaan...- wyjęczałam opadając na fotel.
-No kochana, ja wiem co było w Zakopanem, bo razem z Marcelą coś ustaliliśmy. - pokiwał mi palcem przed nosem.
-Możemy wieczorem, albo jutro? Naprawdę chciałabym się zobaczyć z resztą.- zrobiłam minkę zbitego psiaka, na co tylko westchnął.
-Niech ci będzie. Przebieraj się i idziemy do tych leniuchów.- powiedział po paru minutach wskazując palcem w stronę łazienki.
Nie musiał powtarzać tego dwukrotnie. Wyjęłam z walizki zwiewną sukienkę i pobiegłam do łazienki, cmokając przedtem kuzyna w policzek. 
W świetnych humorach zjechaliśmy windą na parter, a potem ciągle śmiejąc się przeszliśmy przez korytarz w stronę odkrytego basenu. 
-KORNELIA?!- pierwsza zobaczyła nas Lena i od razu podbiegła do mnie mocno ściskając. -co tu robisz?- zapytała, gdy odsunęła się.
-Podziwiam krajobrazy i opalam się.- wzruszyłam ramionami śmiejąc się.
-No, a kogo tu przywiało! Hehe.- tuż obok pojawił się Piotrek.
-Wiesz Piter, tak się za tobą stęskniłam, że nie wytrzymałam i wsiadłam do pierwszego samolotu lecącego w tę stronę.- wyszczerzyłam się.
-Jestem jak najbardziej za! Chodź kurdupelku, pewnie jesteś zmęczona.- Wiewiór zaczął pchać mnie w stronę leżaków, na której leżał Kubacki, dalej nasz Alvaro -Maciek, a na samym końcu spał Kamil.  
-Tylko nie kurdupelku!- oburzyłam się i usiadłam na leżaku obok Dawida, który chyba też spał, albo naprawdę był zaczytany w gazecie z modą damską i nie interesował go co robią pozostali.- Halo Dejvi?- zapytałam podchodząc bliżej. Śpi.
-Śpi chłopaczysko!- zaśmiał się Wiewiór i po chwili jakby wymyślił coś naprawdę niewiarygodnego, podniósł palec do góry. Brakowało jeszcze tylko lampki nad jego głową, która zawsze pojawia się w kreskówkach, gdy bohater wpadnie na coś ciekawego. 
- Co się tak na niego patrzysz?- zapytał Maciek wyjmując słuchawki z uszu i odkładając taką samą gazetę, jaką czytał blondyn. Serio? Moda damska Maciek?
-Mam plan, chytry plan.- zaśmiał się, złowieszczo przecierając dłonie.
-O Kornelia! Miło cię widzieć. Fajnie, że tak szybko przyleciałaś.- coraz bardziej zadziwia mnie prędkość Kota...
-Jak to? To ty wiedziałeś?!- Lena zdziwiła się patrząc na niego spod byka.
-No tak jakby... Em, Stefan mi powiedział.- zaśmiał się niepewnie, drapiąc kark.
-Rozliczymy się potem.- dziewczyna mrużąc oczy spojrzała na niego, po czym odwróciła się w stronę basenu i parsknęła śmiechem. Skierowałam swój wzrok w to samo miejsce. Stefan i Piotrek przenosili leżak ze śpiącym Dawidem jak najbliżej basenu. Widać, że Piotrek ledwo co wytrzymał przed wybuchnięciem śmiechem, co na pewno obudziłoby blondyna, bo kto jak kto, ale Żyła ma tak głośny śmiech, że pewnie w promieniu pięciu kilometrów go słuchać! Postawili leżak nad samą burtą i wepchnęli śpiącego i bezbronnego Kubackiego do wody. Razem z Maćkiem i Leną pękaliśmy ze śmiechu. Dawid od razu wypłynął na powierzchnię i z oczami sowy rozglądał się dookoła.
-Ty!- krzyknął i palcem wskazywał na Piotrka, który leżał na brzegu i trzymał się za brzuch. 
- Co się dzieje?- wymamrotał Kamil przecierając oczy jak małe dziecko.
-Tak właściwie to Piotrek wrzucił Dejviego do basenu, a ten go teraz goni po całym ośrodku.- wytłumaczyłam wzruszając jak gdyby nigdy nic. Stoch spojrzał na mnie wielkimi oczami, potem znowu je przetarł i na koniec otworzył jeszcze szerzej niż za pierwszym razem. 
-Ko.. Korne...Kornelia?!- spytał po chwili wstając z leżaka.
-No tak! Jezu mam cię do basenu wwalić żebyś uwierzył?- Maciejka wydawał się być zirytowany. Po dłuższym zastanowieniu się można stwierdzić czemu. Lena właśnie siedziała nad brzegiem basenu z zanużonymi nogami i rozmawiała w najlepsze z Klemkiem, gdy jej chłopa... właśnie! Trzeba wyciągnąć jakieś nowe informacje od niej. 
-Już, już bo zaraz ci para z uszu pójdzie.- odgryzł się.
-Odwalcie się wszyscy.- warknął i posyłając Lenie ostatnie wrogie spojrzenie, wziął swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju.  Jednak nikt specjalnie nie zdawał się tym przejmować: Stefek i Piter uciekali przed Dawidem, który gonił ich z pomidorami, swoją drogą Żyła ma na swojej koszulce już wielką, czerwoną plamę, czyli trafiony, Lena dalej śmieje się w najlepsze z Murańką, a Łukasz, którego dopiero zobaczyłam leżał na przeciwko, na swoim leżaku czytając jakąś gazetę sportową. Można powiedzieć, że zostaliśmy sami, bo reszta była zajęta sobą. Dopiero teraz nie zwracając uwagi na innych wtuliłam się mocno w ciało skoczka i przymknęłam oczy, czując przyjemne mrowienie i bezpieczeństwo.
-Mogłaś powiedzieć, że przyjedziesz.- westchnął.
-Mogłeś powiedzieć, że tęsknisz.- mruknęłam odsuwając się trochę.
-Ej, to niesprawiedliwe zagranie.- zaśmiał się pstrykając mnie w nos, na co skrzywiłam się i zmarszczyłam brwi. -poza tym, ty nie tęskniłaś?- szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł kolejny dreszcz.
-Może tak troszkę.- odparłam równie cicho i spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie z lekkim, cwaniackim uśmiechem.
-Tak uroczo wyglądasz, gdy się rumienisz, serio.- jego tęczówki wyjątkowo błyszczały w świetle słońca, a włosy sterczały we wszystkie strony, tworząc artystyczny nieład, w którym i tak, dla mnie wyglądał świetnie.
-Co tam zakochańce?
Piotrek do cholery, w takim momencie? Spojrzałam na niego zagubionym wzrokiem i wstałam, chociaż tego nie planowałam. 
-To... ja pójdę się rozpakować!- powiedziałam zdecydowanie za głośno, bo kobieta siedząca niedaleko obrzuciła mnie lodowatym wzrokiem. Jednak nie przejęłam się nią i na pięcie odwróciłam się łapiąc przy okazji Lenę.

-Musimy pogadać. - rzuciłam, gdy weszłyśmy do pokoju.
-Tak więc: nie, nie jestem z Maćkiem, bo ten ciągle strzela fochy, o nie wiadomo co, zaprzyjaźniłam się z Klemkiem, ale o tym już ci mówiłam przez telefon, a ogólnie wszystko dobrze.- powiedziała szybko i z gracją wpadła do łazienki od razu zamykając drzwi na kluczyk.
Ja dalej stałam w tym samym miejscu wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła przed chwilą dziewczyna.
-Serio nie jesteście razem?- powiedziałam podchodząc bliżej drzwi.
-Nie.- usyłszałam westchnięcie- on ciągle ma jakieś problemy! Zachowuje się jak baba w ciąży. Kompletnie nie wiem o co mu chodzi.
Na moją twarz wkradł się chytry uśmieszek.
-Lenuś?- przeciągnęłam.
-Co?
-A nie sądzisz, że... no nie wiem, na przykład... on może czuć się zazdrosny?- powiedziałam łagodnym tonem. Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła zdziwiona Lena.
-No niby o kogo?!- parsknęła.
-A niby o Klemka.- puściłam jej oczko, a ta wytrzeszczyła oczy.
-Skąd to wiesz?- zapytała i usiadła obok mnie, na łóżku.
-Widziałam dzisiaj, jak w basenie z nim rozmawiałaś, Maciek po prostu wziął rzeczy i poszedł. 
-Żartujesz?- spojrzała na mnie, a moja twarz naprawdę była poważna.- dobra nie odpowiadaj. Nie rozumiem, przecież Klemens to kolega.- potarła się w skronie i wstała z łóżka.- muszę mu powiedzieć!- krzyknęła i naprawdę była już gotowa to wyjścia, gdyby nie moja osoba, jako żywa tarcza zasłaniająca drzwi.
-Może nie w ręczniku?- zapytałam z uniesioną brwią. Dziewczyna spuściła głowę i przyjrzała się swojej sylwetce, po czym uderzyła otwartą dłonią o czoło i z powrotem zniknęła w łazience. 
Gdy moje rozpakowywanie dobiegało końca do pokoju wszedł Piotrek. 
-Puka się!- warknęłam w jego stronę, ale kiedy go zobaczyłam nie wytrzymałam ze śmiechu.
-Śmiej się, śmiej. Jest u ciebie ten idiota, który to zrobił?
Otóż Piotrek wyglądał jak zebra, dosłownie. 
-Co się stało?- zwijałam się ze śmiechu widząc jego zaciętą minę.
-No Dawid i ten zdrajca Stefan wysmarowali mnie filtrem, jak zasnąłem i zrobili tak, że opaliłem się w paski, patrz nawet nogi i brzuch, to gnidy jeden z drugim!- powiedział podnosząc koszulkę. 
-Oj biedaku! Nie, tu ich nie ma.- poklepałam go po plecach, na co syknął z bólu.- przepraszam, zapomniałam! Wiesz teraz nie jesteś Wiewiór, tylko zebra.- zauważyłam chichocząc. 
-Żadnej skruchy... A! Przypomniałem sobie, że planujemy po obiadokolacji iść na spacer na plaży, co ty na to?
-Jasne, dobry pomysł.- przytaknęłam, a po chwili Piotrka nie było w moim pokoju. 
-Kto to był?- Lena wyszła z łazienki czesząc mokre włosy.
-Zebra.- odparłam wzruszając ramionami.
-Tak, dowciapne.- mruknęła pod nosem.

-Jaki jest twój ulubiony kolor?- po krótkim zastanowieniu zapytał. 
Zamyślona spojrzałam na fale obijające się o skały po lewej stronie plaży. Słońce powoli znikało za horyzontem rzucając oślepiające promienie na nasze twarze. Wybraliśmy się na wcześniej planowany spacer, ale ja i Kamil szliśmy swoim tempem daleko za resztą. Tak naprawdę to oni prawie biegli, a my po prostu chcieliśmy pogadać.Po chwili milczenia między nami wspólnie stwierdziliśmy, że nie wiemy o sobie za dużo.
-Morski.A twój? 
-Chyba zielony. Ale nie taki jak mają drogowcy, ani nie bardzo ciemny. Taki jak trawa. Żywy.- zamyślił się, a ja zaśmiałam się szczerze.
-Jaki z ciebie znawca.- stwierdziłam i poklepałam go po plecach.
-No może trochę.- uśmiechnął się. 
Szliśmy dalej, coraz stykając się ramionami, gdy reszta znikała nam przed oczami jeszcze bardziej. Cisza między nami wcale nie wydawała się być zła ani niezręczna. 
-Kamil o czym chciałeś porozmawiać? - zatrzymałam się nagle i z dłońmi włożonymi do kieszeni spodenek patrzyłam mu prosto w oczy. 
-O czym mówisz?- spytał i przechylił głowę na prawo. 
-Wtedy na parkingu, chwilę przed waszym wyjazdem, gdy się żegnaliśmy powiedziałeś, że chcesz o czymś pogadać.- spuściłam głowę i zaczęłam przysypywać jedną stopę piaskiem. 
-Już pamiętam.- mruknął patrząc na coś za mną.- ale chyba będzie musiało poczekać... -nie zdążył skończyć, bo poczułam silne szarpnięcie ciągnące mnie do tyłu.
-Nienawidze go!- rozpłakała się Lena i wtuliła we mnie. Posłałam Kamilowi smutne spojrzenie i objęłam siostrzenicę. 
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze.- szepnęłam , chociaż sama nie wiedziałam, czy kieruję te słowa do siebie, czy do nastolatki...

Witam moje Słoneczka! Przybywam z długo wyczekiwanym rozdziałem. Pod ostatnim postem pojawiło się tyle ciepłych słów, że naprawdę miałam wyrzuty sumienia, że musiałyście tyle czekać. W sumie ten rozdział nie do końca był planowany, ale wyszło jak wyszło.
Powracając do komentarzy: nie wpadłyście na to, że po jakimś czasie nasza brunetka sama przed sobą przyzna się do tego, że podoba się jej Kamyk? No cóż, miło wiedzieć, że blog nie jest tak przewidywalny. To na tyle, mam nadzieję, że choć w pewnym stopniu się Wam spodobało i liczę na szczere opinie!~ Jula