poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 17 "What a peculiar state we’re in"

   Ostatni raz rozejrzałam się po niewielkim pokoju, w którym spędziłam cały tydzień. Wyszłam z niego trzaskając delikatnie drzwiami i kierując się w stronę wind. Swoją drogą całe szczęście, że jest tu winda, bo inaczej moja drobna osóbka, nie poradziłaby sobie z ogromną walizą. Nuąc spokojną melodię lecącą z głośników w windzie, zjechałam na dół, gdzie miała czekać na mnie banda skoczków i Lena. Na pewno będę tęskniła za tym miejscem, to było coś pięknego i szalonego zarazem, mając wakację z tymi chłopakami. Z dugiej jednak strony chęć zobaczenia mojej kruszynki jest tak ogromna, że te kilka godzin w samolocie wydają się być wiecznością.
Szłam w stronę znajomych obserwując smutną Lenę rozmawiającą ze Stefanem. Nie chciała mi powiedzieć co zrobił Maciek, a jego samego wręcz bałam się zapytać. 
-Gotowa?- zapytał mnie Kamil uśmiechając się szeroko. 
-Pewnie.- odparłam unosząc delikatnie kąciki ust. 

Usiadłam na swoim fotelu, a ku mojemu zdziwieniu miejsce obok zajął Stefan. Reszta siedziała daleko za nami, bo przecież mój bilet zabukowany był dużo później i mam szczęście, bo podczas zamawiania powiedziano nam, że dwa ostatnie miejsca. 
-Co tu robisz?- zapytałam marszcząc brwi.
-Chcę pogadać, pamiętasz jak przyleciałaś mieliśmy o czymś pogadać.- zabawnie poruszył brwiami, a ja dobrze wiedziałam, że nie odpuści i czy chcę czy nie- rozmowa jest nieunikniona. 
-Dobrze, więc zaczynaj.
-Do wczorajszego wieczora wiedziałem wszystko co chcę ci powiedzieć, natomiast po mojej ostatniej rozmowie z Kamilem nie wiem co myśleć.- odparł, wypuszczając ze świstem powietrze z ust.
-Może mi coś zdradzisz z tej rozmowy?- uśmiechnęłam się szeroko i robiąc błagalne oczy zbliżyłam się w jego stronę.
Zaśmiał się i pokręcił głową po czym dodał:
-Sama się wkrótce dowiesz.- i tyle go widziałam podczas reszty lotu, bo zaraz jego miejsce zajęła Lena ze słuchawkami w uszach, dlatego wiedziałam, że lepiej teraz jej nie przeszkadzać.
Wyjęłam jedną z książek, którą poleciła mi Lila i wzięłam się za czytanie.

***

-Chłopaki, dzięki za mega wakacje!- powiedziała Lena i przytuliła po kolei każdego, oczywiście oprócz Maćka, bo mają ciche dni, a oboje są tak do bólu uparci i dumni, że nie wiem czy się pogodzą, a jeżeli tak to chyba to Maciek pierwszy wyciągnie rękę.
-Tak chłopaki, do zobaczenia.- pomachałam im oraz razem z rudowłosą i Stochem ruszyliśmy w stronę jego samochodu.
-No, to teraz po Blankę i do domu.- uśmiechnął się szeroko i odpalił samochód. Kamil naprawdę pokochał naszą kruszynkę, co było dla mnie bardzo ważne.
-Którego domu?- mruknęła Lena.
No tak, dalsze mieszkanie z nami jest w sumie bez sensu, bo jestem już w pełni sił, a umowa była taka, że do końca mojej rehabilitacji Kamil z nami zostanie.
-No właśnie, myślałem, że dziś jeszcze u was przenocuję, a jutro wrócę do siebie.- odparł, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.
Gdzieś tam w środku bardzo nie chciałam żeby się wyprowadzał, ale co powiem, jak zapyta czemu? "Hej Kamil, nie musisz się wyprowadzać, bo się w tobie zakochałam i chcę być przy tobie." Bez sensu... Zresztą, ostatnio nic nie ma sensu.
-Jak chcesz.- powiedziałam lekko drżącym głosem odwracając głowę w stronę okna. Do końca drogi nie odzywałam się i słuchałam tylko rozmowy Kamila i Leny na temat udanego wyjazdu, który każdy spędził inaczej, bo przecież dla skoczków to nie były wcale wakacje.
Kiedy podjechaliśmy pod dom moich rodziców, wystrzeliłam jak z procy i pognałam do ogrodu, w którym odpoczywali rodzice i Blanka.
-Moja malutka!- krzyknęłam i złapałam ją na ręcę kręcąc dookoła, a ta aż krztusiła się ze śmiechu.
-Przestań, bo jeszcze się coś jej stanie.- upominała mnie mama, jednak również stała obok z szerokim uśmiechem na ustach.   Poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu za brzuch i po chwili Kamil odebrał mi Blankę z rąk i objął mnie drugim ramieniem. W tym momencie pewnie wyglądaliśmy jak szczęśliwa rodzina. Brakowało jeszcze psa pod moimi nogami, wtedy pozostało zrobić zdjęcie i wysłać na okładkę do pierwszej lepszej gazety.
-Cześć babciu!- Lena ucałowała kobietę i podeszła do nas, by wytarmosić Aniołka za poliki.- a gdzie dziadek?- zapytała.
-Poszedł po coś do domu. - odparł Kamil wskazując na otwarte drzwi balkonowe. Rzeczywiście, po paru chwilach w drzwiach pojawił się mój ojciec z butelką trunku w ręku.
-No! Coś specjalnego dla specjalnych gości- nalewka z pigwy, bardzo dobra i winko malinkowe, wszystko robione oczywiście u nas.- powiedział i postawił butelki oraz kieliszki na stole, na tarasie.
-Ale tato, my chcialibyśmy odpocząć...- jęknęłam wiedząc, że mężczyzna jeżeli już coś sobie postanowi, to na pewno nie odpuści.
-Przestań Korneluś, mama obiad przygotowała, zjecie i pojedziecie do siebie... odpoczywać.- mruknął na koniec znacząco, a Kamil, który pił wodę zakrztusił się.
-Tato!
-My nie jesteśmy razem. - wytłumaczył Kamil.
-Kwestia czasu. - skwitowała Lena, wzruszając ramionami, gdy obrzuciłam ją złym spojrzeniem.
-Siadajcie, zaraz przyniosę resztę rzeczy i opowiecie jak było na wyjeździe.- zaszczebiotała mama nie bedąc świadoma lekko napiętej atmosfery.- macie miny jakby ktoś umarł, stało się coś?- spytała.
-Nie mamo, wszystko w porządku.- wysiliłam uśmiech i usiadłam na krześle, które stało najbliżej.
Resztę wieczoru oczywiście spędziliśmy w domu rodziców opowiadając historię z Turcji, jednak  ja przez większość czasu siedziałam cicho i tuliłam do siebie śpiącą Blankę.
-Jesteś zmęczona?- szepnął Kamil w moją stronę, gdy pozostali śmiali się w najlepsze z opowieści Leny, jak Dawid został wrzucony do basenu.
-Tak, wracajmy już.- powiedziałam błagalnym tonem.- Mamo dziękujemy za obiad, będziemy już jechać, późno się zrobiło.
-Nie ma sprawy kochanie. Przyniosę rzeczy Blanki.- przypomniała i weszła do domu po torbę małej.
Pożegnaliśmy się szybko i pojechaliśmy do domu, gdzie czeka na mnie wygodne łóżeczko, za którym tęskniłam bardziej niż za resztą tego cudownego mieszkanka.
Otwierając drzwi poczułam jak momentalnie wraca mi energia i powoli kraina zadumy oraz senności mnie opuszczała. Po wstawieniu walizek do salonu i położeniu spać Blanki we trójkę usiedliśmy na wygodnej kanapie z kubkami parującej herbaty w dłoniach.
-Kiedy zaczynacie sezon?- zapytała Lena patrząc smutno na Kamila. Powody jej nastroju były dwa: polubiła Kamila oraz resztę skoczków, więc na myśl o przyszłym rozstaniu też nie była zadowolona, drugim powodem był oczywiście Maciuś!
-Zaczynamy za trzy miesiące w Klingenhtal, rozpoczęcie jest dwudziestego trzeciego listopada, więc pewnie wyjedziemy dwudziestego pierwszego.- zamyślił się i oparł głowę o zagłówek.
- Beznadzieja.- mruknęła pod nosem i zaczęła bawić się swoimi palcami.
-Ja za tydzień wracam do pracy.- powiedziałam przypominając sobie. 
-W sumie to ja też chciałabym pracować. - mruknęła Lena- na przykład w jakiejś kawiarni czy coś takiego. -wzruszyła ramionami, gdy zauważyła nasze zdziwione spojrzenia. 
-To w sumie niegłupi pomysł.- poparł ją Kamil i jakby czekając na moją decyzję spojrzeli na mnie wyczekująco.
-Skoro chcesz to nie mogę ci zabronić, masz jeszcze miesiąc wakacji.- uśmiechnęłam się ciepło i po chwili zostałam przez nią mocno przytulona.
-Jutro czegoś poszukam! A teraz wybaczcie, ale jestem strasznie zmęczona, pójdę się położyć, dobranoc.- cmoknęła mnie w policzek i pobiegła po schodach na górę.
-Jesteś pewna, że powrót do pracy to dobry pomysł?- zapytał Kamil.
-Nie mogę i nie chcę siedzieć ciągle w domu, bez przesady, prędzej bym się zabiła. Poza tym nie ukrywajmy, że pieniądze nie istnieją.- wstałam i poszłam do kuchni odbierając od niego pusty już kubek.
-Wszystko w porządku? Wydajesz się być zła.- poczułam jak stanął za mną, gdy zaczęłam myć szklanki.
-Po prostu jestem zmęczona.- mruknęłam. Kamil zakręcił kurek z wodą, wyjął z moich dłoni kubki po czym wstawił je do zlewu, wziął na ręce i zaniósł prosto do mojego łóżka. Zachichotałam, gdy potknął się o dywam i przeklnął pod nosem. Położył mnie delikatnie na łóżku ciągle patrząc mi w oczy. Potem nakrył kołdrą i poprawił poduszkę pod moją głową. 
Usiadł obok i złapał mnie za dłoń kreśląc na jej wierzchu kółeczka.  Kiedy od paru minut moje oczy były zamknięte, a ja balastowałam pomiędzy świadomością, a jawą poczułam jak puszcza moją dłoń i wstaje z łóżka.  Po panowaniu kilku chwilowej ciszy myślałam, że wyszedł z pokoju, ale poczułam jak całuje mnie w czoło i poprawia kosmyk włosów opadających na policzek. 
-Słodkich snów.- szepnął i stawiając ledwo słyszalne kroki wyszedł z pokoju. 

***

Trzy miesiące zleciały bardzo szybko. Ja pracowałam, Lena zaczęła szkołę, Blanka zaczęła chodzić, a nauczył jej tego Kamil, który był częstym gościem w naszym domu. Nigdy jednak nie powróciliśmy do rozmowy, tej którą przerwała nam rudowłosa na plaży. Skoczkowie mieli masę treningów, wywiadów i innych spotkań, także nie działo się nic szczególnego. No może oprócz osiemnastki Leny, którą zorganizował Piotrek i Maciek. Co do tej szalonej dwójki sama nie wiem, raz jest dobrze, a za chwilę znowu milczą. Obecnie jednak wyszli gdzieś chcąc skorzystać z ostatniego wieczora przed wyjazdem chłopaków. 
-Hej!- Marcelina przywitała się ze mną buziakiem w policzek i wparowała do domu trzymając w dłoni butelkę wina. 
-Oj wiesz czego mi trzeba.- westchnęłam i usiadłam na sofie zapraszając ją za sobą.
-No nie mów? Ty taka świętoszka, chcesz się upić? Proszę, proszę.- zaśmiała się z cwaniackim uśmiechem, na co ja tylko przewróciłam oczami.
-Mam wszystkiego dość. Powiedz mi...- wstałam z kanapy i zaczęłam obracać się- co ze mną nie tak, że nikomu się nie podobam?! 
-Oj kochanie, z tobą wszystko w porządku, to im najwyżej ciężko to powiedzieć.- uśmiechnęła się ciepło. 
-Sama nie wiem Marcela.- jęknęłam opadając na kanpę.
Pierwsza butelka różowego wina bardzo szybko się skończyła, na szczęście znalazłam jeszcze dwie  butelki, po których ledwo kontaktowałam i pamiętam tylko urywki z poprzedniego wieczoru. Również nie mam bladego pojęcia jak znalazłam się w swoim łóżku, a obok spała Marcelina. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam na zegarek, który wskazywał grubo po jedenastej. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że jest czwartek, czyli powinnam być w pracy... Napisałam szybko SMS'a do Lilki, że Blanka się przeziębiła i muszę zostać z nią w domu. Właśnie, co z Blanką?! Nie zważając na ból głowy pobiegłam do jej pokoiku. 
-Mama.-  powiedziałam, gdy zobaczyłam jak trzyma małą na rękach.
-Tak, cieszę się, że kontaktujesz, kochanie. - powiedziała lekko zła.
-Przepraszam, nie powinnam była się tak samolubnie zachowywać.- mruknęłam i odwróciłam głowę w stronę lusterka. Widok nie przypominał mnie, tylko jakąś czarownicę, dosłownie. Potargane włosy, rozmazany po całej twarzy makijaż i podkrążone oczy. Nie mówiąc już o przeraźliwym bólu głowy, który właśnie powrócił, powodując moje syknięcie.
-Idź się wykąpać, ja zrobie ci śniadanie.- mruknęła nie zważając na moją wcześniejszą wypowiedź. Taka właśnie była, gdy się zdenerwuje- oschła i surowa...
Zrobiłam co nakazała mi rodzicielka, plus przebrałam się w wygodne ciuchy. Do wyjazdu chłopaków zostały trzy godziny, także właśnie odprowadziłam Marcelę do drzwi żegnając się z nią uściskiem.
-Mamo...
-Nic nie mów. Ja wiem, jesteś zmęczona, masz dwadzieścia sześć lat, a na głowie dwójkę dzieci, musisz sobie radzić z tym sama, nie mówiąc już o sprawie ze Stochem, ale do cholery Kornelia zrozum, że ja się o ciebie martwię i ty powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce.-przytuliła mnie mocno i pocierała plecy. 
-Ja tylko chcę być szczęśliwa.- szepnęłam i nawet nie próbowałam utrzymać łez, które skapały mi na dłoń.
-Wiem. Kochanie ja wszystko wiem...- mama mówiła równie cicho, ciągle masując mi plecy.
Wcale nie śpieszyło mi się na odwiedziny w domu Kamila, najchętniej w ogóle bym tam nie poszła, ale wiedziałam, że nie tylko będę tego żałować, a Stochowi zrobi się przykro. Upewniając się, że mama zajmie się Blanką ubrałam się w jesienny płaszczyk i nałożyłam ciepłą czapkę, zawiązałam buty i byłam gotowa. Szłam najwolniej jak potrafiłam, każdy z osobna krok celebrowałam, a ludzie obserwujący mnie kręcili tylko głowami. Czekałam, aż skoczek wyjdzie z mieszkania i razem pójdziemy na miejsce zbiórki, gdzie zobaczymy się z resztą. 
-Hej.- Kamyk uśmiechnął się smutno i pocałował na powitanie w policzek.
-Cześć.- mruknęłam podnosząc delikatnie kąciki ust. Byłam zwarta i nawet gotowa, by jak powiedziała mama "wziąć sprawy w swoje ręce", jednak teraz było to nie lada wyzwaniem. Ugh... czemu, gdy układałam sobie to wszystko w głowie, zdawało się to być takie łatwe?!
-Co słychać?- zaczepił chcąc doprowadzić do rozmowy.
-Bywało lepiej.- zdziwił mnie ton mojego głosu, nigdy nie był tak oschły. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy, chcąc zatamować łzy zbierające się w moich oczach, to śmieszne, jaka byłam w tym momencie bezradna. 
-Kornelia...- westchnął i przytulił mnie.
-Wiem Kamil, wszystko będzie dobrze, tylko czemu to nie może być już?
-Widocznie tam na górze tak to ktoś zaplanował i nie może być inaczej... chodźmy, bo się spóźnimy.- mruknął niechętnie się ode mnie odklejając. 
-Wiesz, że teraz nie przyjadę, gdy będę miała ochotę i nie zostanę z wami końca, prawda?- szepnęłam.
-Niestety, mam taką świadomość.- przytaknął i spojrzał na mnie chcąc jakbym kontynuowała , jednak ja odwróciłam głowę w inną stronę i nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.
Właśnie przechodziliśmy przez bramę skoczni, z daleka było można zauważyć skoczków ubranych w identyczne, niebieskie kurtki.  Zastanawiałam się co właściwie tu robię. Wszyscy byli mocno podekscytowani rozpoczynającym się sezonem i stali z szerokimi uśmiechami, podczas, gdy ja miałam smętną minę. Kamil widząc, że Łukasz zmierza powoli w naszą stronę odciągnął mnie na bok i spojrzał prosto w oczy. 
-Wiesz, jestem cholernym tchórzem...- powiedział, a gdy widział, że chcę mu przerwać położył mi palec na ustach.- jestem nim. Od czterech miesięcy próbuję ci powiedzieć, że cię kocham, a gdy nadażała się okazja to tchórzyłem. Od kiedy tylko cię pierwszy raz zobaczyłem wiedziałem, że jesteś niezwykła, mimo wad i zalet, uważam, że jesteś najwspanialszą i najpiękniejszą kobietą na tym świecie, Kornelia, kocham cię.- powiedział na jednym tchu. Łukasz już nie mógł dłużej czekać i zaczął trąbić, jednak Kamil dał mu znak, że jeszcze moment. Wiele razy w swoich myślach układałam sobie taki scenariusz, kiedy skoczek wyznaje mi miłość, co było według mnie dziecinne, ale teraz, gdy Kamil powiedział mi to wprost brakowało mi słów. Sekundy leciały, a ja nie mogłam wydusić z siebie najmniejszego słowa. Po prostu stałam i patrzyłam jak z radosnych tęczówek zmieniają się one w rozczarowane, a nawet złe. Spuścił głowę i ze świstem wypuścił powietrze znowu zadzierając wysoko ją do góry. 
-Przepraszam, zrobiłem z siebie tylko idiotę.- mruknął i na pięcie odwrócił się w stronę busa, zamykając za sobą drzwi. 
-Nie przepraszaj, ja ciebie też kocham.- szepnęłam, ale było już za późno. 

***
I w tym momencie Kornelia traci w waszych oczach, czyż nie? ;)
Ostatni wkrótce.~ Jula xx.

9 komentarzy:

  1. OJ, KORNELIA STRACIŁA W MOICH OCZACH ZDECYDOWANIE -.-
    Ostatni? To masz ich połączyć razem, rozumiesz? :c Bo będę zła :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie! Złosc urodzie szkodzi ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Te, Juleńka?
    Gnojku jeden mały!
    Nie no, młoda i piękna haha xD
    Mi się strasznie podoba, szczególnie ta końcówka <3 <3 <3
    Mam nadzieję, że będą razem, a będę na pewno, bo będę wywierać na tobie presję xD
    Jestę szantażystę ! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję że będą razem! Muszą być i Lena z Mańkiem też się mają dogadać:P
    Świetny rozdział czekam na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam i zaprasza na orlykruczka.blog.pl
    fanka;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaniedbuję cię ostatnio, pseplasam ;c
    A w moich oczach Kornelia wcale nie straciła. Po prostu nie zdążyła, a to można jeszcze wszystko naprawić :)
    weny :*

    http://mam-tajemnice.blogspot.com/
    http://jeden-dzien-wiecej.blogspot.com/
    http://daleko-ode-mnie.blogspot.com/
    http://we-found-love-in-a-whole-new-place.blogspot.com/
    http://te-dni-odeszly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Osz Ty !!
    A ja Cię tak wychwaliłam przy mojej ostatniej wizycie !
    Ale mimo wszystko ja i tak Cie WIELBIĘ !!! :))
    Rozdział sam w sobie świetny. Lenka z Maćkiem zachowują się jak stare małżeństwo i mało tego oboje uparci jak osły.
    Miałam nadzieję, że Kornela po babskim wieczorze spędzonym w towarzystwie Marceli poukłada sobie wszystko w główce i wyzna Kamilowi swoje uczucia. Jednak to chłopak zrobił pierwszy krok. Tylko dlaczego Kornelia nie wypowiedziała tego zdania odrobinę wcześniej?
    Dlaczego?
    Ale to jeszcze można naprawić! Nic nie jest stracone!

    Weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mogę Korni ukatrupić?
    Co to za refleks?!
    Trza było Kamila pociągnąć za rękaw i pocałować namiętnie! :)
    Wrrrrr....
    M to pierdoła saska naprawić, wszystko!
    I nie ma, że boli, że płacz i zgrzytanie zębów! :P

    OdpowiedzUsuń
  8. A w moich oczach nie traci, ja się jej tam nie dziwię :D
    Wielka szkoda, że już koniec, mam nadzieję, że Kornelia i Kamil będą razem, a potem będą żyli długo i szczęśliwie :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie -
    http://born--to--fly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. No dobra. Może nie ma refleksu i była w takim szoku, że doznała chwilowego paraliżu mózgu, ale chyba można polecieć za nim i mu powiedzieć: "Sorry, ale mnie zatkało" a nie stać i pod nosem mruczeć. Albo zadzwonić i powiedzieć, że ja jestem idiotką a nie ty.
    A swoją drogą Kamil też się nieźle zbierał. Jak siedemnastolatkowie!

    OdpowiedzUsuń