piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 2 - "Like ever!"



Taylor Swift - We Are Never Ever Getting Back Together

Przewracałam w palcach kopertę. Sama nie wiem, czemu jej jeszcze nie otworzyłam. W końcu się na to zmogłam i wyciągnęłam zawartość. Moim oczom ukazała się kremowa kartka zgięta na pół z napisem "Zaproszenie". 


                                   Stefan Hula i Marcelina Krawczyk mają zaszczyt zaprosić 
                                                               Sz.p. Kornelię Hulę 
                                              na ceremonię zaślubin, która odbędzie się 
                               29 kwietnia 2013 r. w Kościele św. Jana Apostoła i Ewangelisty
                                                    o godz. 16.00, przy ul. Harenda 14 a w Zakopanem 
                                po ceremonii zapraszamy na skromny poczęstunek  
                                           w restauracji " Ruda" przy ul. Krawieckiej 2

   Przy kolejnych słowach wyczytanych na kartce, moje kąciki wędrowały coraz bardziej ku górze. Stefan zawsze był mi bliski. Każde wakacje i ferie, gdy jeszcze mieszkałam w górach spędzaliśmy razem. Żaden chłopak się do mnie nie zbliżał. A jak już zaryzykował to Stefek się z nimi rozprawiał. Pamiętam, jak ciągnął mnie pod Wielką Krokiew i opowiadał o skokach narciarskich. Kochał to, od zawsze. On nigdy nie miał siostry, a ja brata dlatego traktowaliśmy się jak najlepsze rodzeństwo. Mogłam mu powierzyć wszystkie swoje sekrety i miałam pewność, że zatrzyma je dla siebie. Mieliśmy swoje miejsce nad niewielkim jeziorkiem, szczególnie pięknie wyglądało zimą, gdy śnieg bogato obsypał drzewa. Uwielbiałam momenty, gdy z całodziennego pobytu na świeżym powietrzu wracaliśmy do ciepłego domu, a tam czekała moja mama z ciepłymi oscypkami z żurawiną i gorącą herbatą doprawioną sokiem malinowym. Na same wspomnienie oblizałam usta.
-Jezu Korn, ile można na ciebie czekać!- jęczał, gdy ja przeglądałam się w lustrze oglądając nową fryzurę. 
- Marudzisz jakbyś miał 90 lat- pokazałam mu język i włożyłam puchową kurtkę.
- Czapka! - krzyknął, gdy przekroczyłam progi domu, bez nakrycia głowy. Przewróciłam oczami i ruszyłam nie zwracając uwagi na jego słowa. - Idziesz?- zapytałam przechodząc przez starą, drewnianą furtkę. 
- Weź czapkę!- nalegał, zawsze był strasznie nadopiekuńczy, co mnie trochę irytowało, bo to ja jestem starsza. A, że o 9 miesięcy, to już inna historia.
- Nie! Patrz jakie słońce świeci, nie będzie mi na pewno zimno!
Zdawało mi się, że na jego twarzy dostrzegłam cień chytrego uśmieszku, który pojawiał się tylko, gdy chłopak coś knuł. Chciałam to skomentować, ale nie zdążyłam, bo Stefan pociągnął mnie za rękę w stronę jeziorka  w lesie. Szliśmy znaną nam dobrze ścieżką między drzewami trzymając się za ręce, jakbyśmy się bali niebezpieczeństw, ale były to tylko pozory, bo przy kuzynie zawsze czułam się bezpiecznie. 
- Zimno ci?- zapytał z troską w oczach.
 Oczywiście, że było mi zimno, ale się przecież nie przyznam, bo groziło to powrotem do domu. 
- No co ty?! Lato!- powiedziałam z uśmiechem. 
- O sznurówka mi się rozwiązała! Idź ja cię dogonię tylko muszę zawiązać.- schylił się nad butem, a ja wzruszyłam ramionami i poszłam dalej nie wyczuwając podstępu. Nuciłam sobie pierwszą, lepszą melodyjkę, gdy poczułam, że spadł na mnie stos śniegu! Otóż Stefan potrząsnął drzewem, które swoje gałęzie miało centralnie nad moją głową i cały śnieg spadł na mnie. Przeszły mnie dreszcze i czym prędzej wrzuciłam biały puch z włosów, które były całe mokre. Kuzyn wręcz ryczał ze śmiechu, a ja obdarzyłam go najgorszym spojrzeniem, na jakie było mnie stać i z zaciśniętymi pięściami ruszyłam w kierunku domu. Słyszałam, że biegł za mną dalej tłumiąc śmiech, ale byłam zdecydowanie szybsza. Wbiegłam na podwórko i wchodząc do mieszkania zatrzasnęłam z olbrzymim hukiem drzwi tuż przed nosem blondyna. Rzucając wcześniej buty i kurtkę w kąt przedpokoju ruszyłam drewnianymi schodami na górę. Byłam wściekła! Nie dość, że przemoczona to zaczynało drapać mnie w gardle. 
Potem przyszła mama i okazało się, że mam gorączkę. Skończyło się zapaleniem płuc i do końca ferii musiałam leżeć w łóżku. Najlepsze, było przy tym, że Stefcio opiekował się mną i mimo leżenia w łóżku wcale się nie nudziłam. A z całej tej przygody nauczyłam się jednego: zawsze miej na głowie czapkę!

    Zaśmiałam się na te wspomnienia i jeszcze raz spojrzałam na zaproszenie. Decyzja wcale nie jest taka łatwa. Samym przyjazdem na ślub naraziłabym się na spotkanie z rodzicami, czego nie chcę, bo po ostatniej kłótni, po której wyszłam z domu z walizką i przyjechałam do Warszawy, nie należałoby ono do najmilszych. Z drugiej strony jednak tęsknię za Zakopanem, za wspaniałym widokiem, gwarnymi Krupówkami i kuzynem.
Dalej siedziałabym i rozmyślała, gdyby nie telefon informujący o przyjściu SMS-a. Przeciągnęłam palcem po ekranie, by odblokować aparat i przeczytałam wiadomość.

                       Hej Kotku, będę za 10 minut u Ciebie :* / Bartek


No pewnie! Jeszcze jego tu brakowało... Otóż z Bartkiem spotykamy się chyba od pół roku, sama do końca nie pamiętam, mam słabą pamięć. Poznaliśmy się w barze i wylądowaliśmy razem w łóżku. Potem on wyznał mi miłość i chyba sądzi, że ja też go kocham. Jestem z nim, bo każdy, nawet taka egoistka jak ja potrzebuje bliskości drugiej osoby. Ale nie daj boże, żeby mi się oświadczył. Czas to zakończyć zanim będzie za późno. Usłyszałam pukanie do drzwi. Ruszyłam w ich stronę cieplej okrywając się grubym swetrem. Przekręciłam klucz w zamku i wpuściłam go do środka.
- Cześć skarbie- przelotnie pocałował mnie w policzek i poszedł do kuchni- Kupiłem twoje ulubione wino!- krzyknął
- Bartek musimy porozmawiać.- powiedziałam stanowczo.
- Coś się stało? - zapytał, lekko zdziwiony moim zachowaniem.
- To nie ma sensu.
- Heh, ale co nie ma sensu?- spytał patrząc na mnie uważnie.
- Nie kocham cię, to koniec.- powiedziałam oschle.
Chłopak usiadł na kanapie i schował głowę w dłoniach.
- Daj nam szansę Kornelia.- szepnął, a w jego oczach ujrzałam iskierki nadzieji.
- Nie Bartek, myślałam nad tym dość długo i postanowiłam. Proszę cię, wyjdź.
Chłopak wstał kiwając głową, a gdy miał już wychodzić zapytał:
- Korn, jest jeszcze jakiś cień szansy, że będziemy razem?
- Bartek, my już nigdy nie będziemy razem, nigdy.- powiedziałam dobitnie i wyszedł.
Położyłam się na kanapie i głęboko westchnęłam. Dlaczego ja tak traktuje ludzi? Mój wzrok znów spadł na szklany stolik, gdzie leżało zaproszenie. Trudno podjąć decyzję, gdy nie ma się kogoś, kto pomógłby ci w wyborze. Wzięłam kopertę i zaczęłam obracać ją w palcach. Coś przykuło mój wzrok, otóż w środku znajduję jeszcze jakaś kartka. List, do mnie, ale od kogo?
Tak nabazgrać mógł tylko Stefan. 
"Hej Siostra, 
dawno się nie widzieliśmy, a ja mam ci tak wiele do opowiedzenia. Strasznie tęsknię, po Twoim wyjeździe wiele się zmieniło. Twoi rodzice tak jakby zapomnieli, że mają córkę. Bardzo ich zraniłaś, zresztą nie tylko ich. W moim sercu do dziś panuje pewna pustka.  Pamiętasz, gdy byliśmy mali, spędzaliśmy ze sobą wszystkie wolne chwile. A teraz wszystko się zmieniło. 9 lat przerwy zdecydowanie mi wystarczy, dlatego proszę przyjedź na mój ślub, wiem, że masz duże wątpliwości, bo boisz się spotkania z rodziną, ale pamiętaj, że ZAWSZE możesz na mnie liczyć i nie ważne, że rozwalisz mi wesele, liczy się, że w końcu Cię zobaczę! Musisz też poznać Marcelinę i moją córeczkę, która nosi imię po najwspanialszej kuzynce pod słońcem.
                                                                                                                              Buziaki,
                                                                                                                              Stefan

Z prędkością światła przeczytałam list, a w moich oczach zebrały się łzy. Łzy tęsknoty, bólu i cierpienia. Decyzja należy tylko i wyłącznie do mnie...



------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No tak, więc pojawił się oczekiwany przez Was 2 rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Przepraszam za błędy i bardzo Wam dziękuję za dopingujące mnie komentarze :)
Trzymajcie się cieplutko i do napisania!








wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 1 - " Czy to właśnie jest, szczęście?"



         Bajm- " O Tobie"

  Parapet w moim pokoju, kubek gorącej czekolady i padający śnieg. Kolejny wieczór spędzony siedząc bezczynnie. Powoli zaczynam mieć depresje, a to przecież 1 kwietnia. Wspaniały okres świąt Wielkiejnocy, ale to nie dla mnie. Żyje w kłótni z rodzicami od... paru dobrych lat. Jak najszybciej chciałam wyrwać się Zakopanego. I tak rozpętała się III wojna światowa w rodzinie Huli...  
Nie spędzam świąt razem z rodziną, wole swój apartament w centrum Warszawy urządzony w zimnych kolorach. Idealnie pasuje do mnie, zimny i srogi, rzadko odwiedzający przez znajomych, a raczej nigdy. Jest Bartek, mój "chłopak", ale o nim kiedy indziej opowiem. Odkąd pamiętam musiałam coś udowodnić rodzicom, znajomym. No i proszę bardzo, udowodniłam to osiągnięciami w pracy. Całymi dniami przesiaduje w redakcji. Jako naczelna kolorowego pismadełka o gwiazdach... To nie jest spełnienie moich marzeń, ale tutaj osiągam sukcesy. Może i mam 27 lat, ale dzięki ambicji i skupieniu się tylko i wyłącznie na pracy, zasłużyłam sobie na obecną posadę. Tak, skromność to kolejna cecha, która mnie opisuje. Kiedy inni przesiadują w domowym zaciszu, spędzając czas z dziećmi i partnerami, ja pracuje , ale nie żałuje tego, że nie mam komu podzielić swoich sekretów albo nie założyłam rodziny. Mam mieszkanie, prace, w której się spełniam i zarabiam naprawdę dużo, przyjaciół... Wróć. Przyjaciół  nie mam, jestem za "egoistyczna", nawet nie dogaduje się ze starszą siostrą...
Długo się nie widziałyśmy, ale wiem, że Kindze ma urodzić się wspaniały bachorek, tak, tak wiem, jestem okrutna, bo przecież małe dzieci są takie słodkie, ich małe mordeczki, rączki, nóżki...
To też nie dla mnie. Wracając do osiągnięć. Szczerze? Nie odnalazłam swojego księcia na białym koniu, ale cóż barbie nie jestem, więc po prostu, nie znalazłam...
Jak ja nienawidzę tego słowa. Dobra Kornelia musisz być twarda, nie znalazłam miłości. Tak bez bicia się do tego przyznam, ale jak to ja taka wredna, o sercu z kamienia mogę się zakochać? Miłość jest bez sensu... Przynajmniej dla mnie, ale pewna część społeczeństwa przyzna mi na pewno rację. Nie to, że jestem bez uczuć. One gdzieś są, ale bardzo głęboko schowane. Pewnie, nigdy już ich nie odkryję... A może ja, nie potrafię kochać i darzyć uczuciem inną osobę?

      Kolejny, przepełniony pracą tydzień, czas start. Pomyślałam, gdy budzik zaczął donośnie dzwonić, tuż nad moim uchem. Nie chętnie wstałam i poczłapałam do łazienki. Z szafy wyciągnęłam zestaw nadający się, by godnie zaprezentować nowy numer gazety. Do kuchni wstąpiłam tylko, by napić się soku pomarańczowego, który wręcz uwielbiam i chwycić z talerza zielone jabłko. W przedpokoju nałożyłam płaszcz i botki, a na brązowe loki, opadające mi na ramionach nałożyłam czapkę. 

- No cóż, środek wiosny- mruknęłam, gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Chwyciłam torbę, w której schowałam dokumentację, potrzebną mi podczas dzisiejszego spotkania i wyszłam z domu, zamykając drzwi.
    Na ulicach Warszawy już panował natłok ludzi, którzy szli w swoją stronę, bacznie uważając, by się nie przewrócić na śliskim chodniku. Wśród nich ja. Twardo stąpająca po świecie dziewczyna, która ma swój cel. 
Dotarłam do metra na "Polu Mokotowskim" i po przejechaniu zaledwie dwóch stacji, wyszłam mając przed oczyma centrum stolicy. Jak zwykle o takiej porze jest pełno ludzi przepychających się, bo chcą zdążyć na czas do pracy, lub na uczelnie. Po krótkim spacerze dotarłam do budynku nowoczesnego i wysokiego budynku, w którym znajduję się redakcja. Wjechałam windą na 15 piętro i zobaczyłam moje miejsce pracy. Uśmiechnęłam się zadziornie i idąc wzdłuż korytarza zauważyłam wzrok pracowników. Miałam już nawet przezwisko! Raz jeden z młodziaków, którego potem wyrzuciłam sam mi się przyznał, że jestem znana jako "Królowa lodu". Podeszłam do recepcji.
- Raz kawa, ta co zawsze i przynieś mi raport z poprzedniego tygodnia- rzuciłam do recepcjonistki. 
- Szefowo! - odwróciłam głowę- jest jakiś list do pani, polecony. 
Chwilę pomyślałam o co może chodzić i mruknęłam krótkie - przynieś mi go razem z raportem.
Weszłam do swojego biura z widokiem na Warszawę. Szybko ściągnęłam z siebie płaszcz oraz czapkę. Usiadłam za biurkiem i otworzyłam laptopa. Podczas przeglądania poczty internetowej do mojego biura wpadł Robert i Maja- moi zastępcy, których traktowałam też jako znajomych. 
- Nie no ja, oszaleje z tą kobietą!- powiedział. Zaśmiałam się cicho. Sprzeczki i kłótnie tych dwojga zdarzały się często, ale mimo to nie zamieniłabym ich na żadnych innych współpracowników. 
- Ty ze mną? Nie no ludzie, czy ty siebie słyszysz?! To nie ja czepiam się o wszystko!
Pokręciłam tylko głową i wtedy do gabinetu weszła Aga- recepcjonistka. Postawiła latte z podwójną pianką,  słodzone zagęszczonym mlekiem oraz przed nosem położyła mi grubą teczkę z "bardzo ciekawą lekturą". Po otworzeniu teczki wypadł z niej list, zaadresowany do mnie, ale nadawcy nie było. Wrzuciłam go do torebki i zwróciłam się w stronę znajomych, którzy nadal się kłócili.
- Dobra, dobra cicho, bo zaraz stracę słuch od tych waszych wrzasków. O co tym razem poszło? 
- No bo...- zaczęli w tym samym momencie i obdarzyli się złowrogimi spojrzeniami. - No bo mieliśmy wybrać miejsce na sesje, do nowego numeru z wywiadem przeprowadzonym z Kożuchowską i ja chciałam, żeby był to taki delikatny, spokojny plener, no i Robert zaczął się mądrzyć, że powinien właśnie być to plener, gdzie pokaże się ją jako niegrzeczną dziewczynkę i ...
- ... i ona powiedziała, że nie pracujemy dla "Playboy'a"!- przerwał jej zdenerwowany chłopak. 
Popatrzyłam na nich i po prostu zaczęłam się śmiać. Ich spojrzenia były bezcenne.
- Dobrze, więc niech to będzie delikatna sesja, ale z nutką pikanterii.- powiedziałam, dalej lekko chichotając - A teraz wynocha, bo jeszcze przed prezentacją jutrzejszego wydania, muszę przeczytać raport. A i przyślijcie mi tutaj tą nową!- rzuciłam, gdy już wychodzili.
Wzięłam spory łyk gorącej jeszcze cieczy i zamruczałam z zadowolenia. Moje delektowanie przerwało delikatne pukanie do drzwi. 
- Proszę!- powiedziałam na tyle głośno, by osoba za drzwiami mnie usłyszała.
- Wołała mnie pani? - usłyszałam bardzo spokojny i cichy głos nowej stażystki.
- Tak, siadaj.- wskazałam na krzesło stojące naprzeciwko mnie. - A więc. Przyjęłam cię po tym jak przeczytałam twój artykuł, który przesłałaś na konkurs redakcji. Nie powiem, był bardzo dobry. Podobał mi się styl pisania, ale taka mała anegdota mnie zastanawia czy do końca jest on twój? - zapytałam i dalej patrzyłam na dziewczynę, która spuściła wzrok.- To nie podstawówka, żeby bawić się w coś takiego. Zapytam raz i oczekuje odpowiedzi. Czy ty napisałaś ten artykuł? Bo widząc to co mi wczoraj wysłałaś miałam wrażenie, że pisała to jakaś dziesięciolatka!
- Nie.- odparła głucho.
- Sądzę, że wiesz co to znaczy, a jeśli myślałaś, że się nie dowiem, to powiem tak: pracuję w tej branży parę lat i potrafię wskazać tez podpisu , do kogo należy dany artykuł. A teraz opuść mój gabinet.- powiedziałam sucho.
Szybko wyszła ocierając z policzków łzy, a ja pokiwałam jeszcze głową z uśmieszkiem. Młoda i naiwna- pomyślałam i zaczęłam czytać raport. 
    Równo o godzinie 10:30 stawiłam się w sali konferencyjnej. Podłączyłam pendriv'a do przygotowanego wcześniej laptopa i po chwili na białej planszy mogliśmy zobaczyć najnowszy numer naszego magazynu.
Wszyscy, na czele z prezesem zarządu pogratulowali mi i po krótkiej gadce dyrektora mogłam już wrócić do obowiązków. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Za pięć minut dwunasta. Idealny czas by zjeść lunch! 
Jak się spodziewałam w gabinecie czekali już Maja i Robert. Razem udaliśmy się do knajpki na przeciwko redakcji. Zawsze tam chodzimy, jak i połowa warszawiaków pracujących w pobliżu. 

     Po w sumie nie najgorszym dniu w pracy, wróciłam taksówką do domu. Zastanawiacie się pewnie dlaczego, przy takiej kupie forsy nie mam samochodu i korzystam z komunikacji miejskiej. Odpowiedź jest prosta i niektórym znana, kto nie ma prawka, ten za kółko nie wsiada. Nigdy nie ciągnęło mnie do motoryzacji. Dobrze mi tak jak jest i nie mam zamiaru tego zmieniać. Weszłam do mieszkania i rzuciłam na szafkę torbę, z której wypadł list. Podniosłam go delikatnie i założyłam swoje kręcone włosy za ucho. 


---------------------------------------------------------


Hej! Witam w nowym opowiadaniu o skokach narciarskich. To dopiero początek, więc akcja się rozkręci :)

Czekam na waszą opinię i do napisania!/ Julka