Ten rozdział dedykuję wszystkim moim wspaniałym czytelniczkom, które musiały się długo naczekać na kolejny rozdział :)
-Dzięki mamo, że już przyszłaś, ja muszę lecieć, bo się spóźnię. Lena ma dziś do szkoły na 9, więc zaraz ją obudź, a Blanka już nie śpi.- powiedziałam wkładając szpilki.
-Dobrze, leć już poradzimy sobie.- rodzicielka wręcz wypchnęła mnie za drzwi i dała kopniaka na szczęście. Uroczo...
Poprawiłam żakiet i pewnym krokiem weszłam do redakcji kierując się do przyznanego mi biurka. "Od teraz jesteś mój"- pomyślałam i przejechałam palcami po błyszczącym blacie.
- To ty jesteś ta nowa?- zainteresowała się pewna rudowłosa z wyraźnym brzuszkiem ciążowym, patrząc na mnie swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami.
-Owszem, Kornelia Hula.- podałam jej rękę, którą szybko uścisnęła i szeroko się uśmiechnęła.- Lili jestem.- rzuciła pożerając marchewkę i wróciła do swoich zajęć. Usiadłam za biurkiem z lekko zdziwioną miną spoglądając jeszcze kątem oka na Lili. Powoli zaczynałam przeglądać materiały na nowy artykuł odnośnie rekreacji w Zakopanem, przygryzając przy tym koniec ołówka.
- Nie miałem chyba okazji poznać pięknej pani.- znad ścianki odgradzającej mnie od pracownika na przeciwko wyłoniła się postać blondyna z włosami postawionymi na "Reus'a", niebieskimi oczami i cwanym uśmieszkiem.
-Ja też nie miałam okazji jej poznać.- powiedziałam bez zastanowienia i nie patrząc na niego zapisywałam notatki w notesie.
-Pewne nieporozumienie, mówię tu o tobie. - dalej natarczywie się we mnie wpatrywał. "Dla ciebie pani, gówniarzu", przeszło mi przez myśl.
-Kornelia jestem.- przelotnie na niego spojrzałam i dalej próbowałam skupić się na tworzeniu notatek. Po paru minutach poległam i raczyłam na niego spojrzeć.
- Słucham?- powiedziałam najmilszym tonem, na jaki było mnie stać.
- Ja się nie przedstawiłem.
- Pozostań anonimowy w takim razie.- odparłam i patrząc na niego wymownie wróciłam do pracy.
-Masz rację, będzie tajemniczo i romantycznie.- poruszył brwiami, a ja zgromiłam go wzrokiem. Usłyszałam tłumiony śmiech Lili i głośne westchnięcie Michała. Skąd wiem jak się nazywa? Plakietka na koszuli zdradziła jego imię, więc nie jest ani tajemniczo, ani tym bardziej "romantycznie".
-To syn naczelnego.- zachichotała ruda.- odprawiłaś chłopaka z kwitkiem!
- Romeo od siedmiu boleści się znalazł...- przewróciłam oczami i zakończyłam rozmowę odwracając wzrok od ciężarnej.
Pochłonęła mnie totalnie praca i nawet nie zauważyłam kiedy nadszedł zwykle długo wyczekiwany piątek. Przez cały tydzień harowałam jak tylko mogłam i starałam się zyskać w oczach naczelnego. Nadchodziła ostatnia godzina pracy, a ja i Lili siedziałyśmy plotkując o byle czym na ławce przed redakcją.
- Wiesz, ja to ze swoim Robertem świetnie się dogaduję. Można powiedzieć, że ja jestem górą w naszym związku, ale jemu to nie przeszkadza. - Mikołajczyk gadała jak najęta o swoim mężu i synku. - A ty Korn, masz kogoś?- zapytała po chwili patrząc na mnie oczami, które zawsze dostają to czego chcą.
-Nie, mam na głowie dziewczynki i skupiam się na nich.- odparłam patrząc na dno pustego kubka po kawie.- poza tym kto by mnie chciał.- przewróciłam oczami.
-Kornelia do cholery! Jesteś śliczną, młodą i mądrą dziewczyną, na pewno znajdziesz jakiegoś fajnego faceta!- oburzyła się i spojrzała na mnie z brwiami ściągniętymi ze zdenerwowania.
- Sęk w tym, że wcale owego nie szukam. - odparłam zupełnie obojętnie, obracając naczynie.
- Weź mnie nie denerwuj kobieto, bo urodzę na tej ławce.- pogroziła mi palcem a ja się zaśmiałam i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Zbieram się do dziewczynek.- wstałam obciągając koszulę.
-Pa malutka.- westchnęła masując brzuch, a ja w odpowiedzi ciepło się uśmiechnęłam i pomachałam na pożegnanie. Wracając do domu postanowiłam zaszaleć i samodzielnie ugotować obiad. Weszłam więc do marketu w poszukiwaniu podstawowych produktów, bo nasza lodówka powoli zaczynała świecić pustkami.
-Karmelek!- usłyszałam krzyki wychodząc z budynku i patrząc na drugą stronę jezdni zobaczyłam Pitera, Stefana i braci Kotów. Piotrek zaczął machać do nadjeżdżającego samochodu, który z piskiem opon zahamował przed nogami skoczków, a oni dziarsko przechodzili przez ulicę.
-Wariaci!- zaśmiałam się i założyłam kosmyk włosów opadających na twarz.
-No ba, hehe.- zaśmiał się charakterystycznie Żyła.
-Co będziesz robić, że potrzebujesz aż dwóch toreb zakupów?!- zdziwił się Kuba patrząc na reklamówki pełne produktów spożywczych.
-Lodówka świeciła pustkami, a poza tym postanowiłam ugotować... coś.
-HA!- parsknął Stefan- Ty gotować? Pff... prędzej bym się spodziewał, że nasz Piotrek się "inglisza" nauczy!- stwierdził, a ja i kozio brody spojrzeliśmy na niego spod byka.
-Dobra, nic.- zmieszał się, gdy zauważył, że ze mną i skoczkiem nie wygra.
-Nie chce mówić, kogo musiałam uczyć wodę na herbatę gotować!.- prychnęłam, a chłopcy (oprócz Stefana, który poczerwieniał ze wstydu na twarzy) zaczęli się głośno śmiać i wskazywać palcem na kuzyna.
- Dobra kochani, uciekam. Pa!- pomachałam na pożegnanie i dźwigając siatki z zakupami zmierzałam do bloku, który było już widać. Maciek pewnie dalej mnie się boi po ostatniej akcji...- przeszło mi przez myśl. Z trudnościami doszłam do mieszkania.
- Jestem!- krzyknęłam na progu i rzuciłam torebkę na szafkę.
- A dzień dobry, dzień dobry. - zaśmiała się mama z Blanką na rękach.
- Cześć czarnuchu! - przejechałam palca po gęstej i sterczącej czuprynie malucha. - jak tam?- spytałam wchodząc do kuchni.
- Mała trochę marudziła dziś, ale ogólnie dobrze. Ja muszę lecieć do lekarza, a Lena jest u siebie.- powiedziała moja rodzicielka, wkładając małą do kojca.
- Okej. A czemu idziesz do lekarza? -zapytałam patrząc uważnie na kobietę.
- Idę zrobić zwykłe badania kontrolne, wiesz w moim wieku jest to często zalecane. -machnęła ręką wkładając płaszczyk.
- W porządku. - przytaknęłam.
- Pa córeczko. - powiedziała i nie czekając na moją reakcję wyszła. Skierowałam się do sypialni Leny, z której dochodziła głośna muzyka.
- Hej młoda, jak tam? - zapytałam, opierając się o framugę drzwi.
- Bez szału- mruknęła, ściszając muzykę i obracając się w moją stronę na fotelu. - Mogę dziś iść na imprezę u koleżanki?- spytała.
- U jakiej koleżanki?
- Z mojej klasy, Gośka.
- Kto jeszcze będzie?- zmrużyłam oczy.
- Parę osób z klasy pewnie.- wzruszyła ramionami.
- Twój chłopak też tam będzie?
- Łukasz? Pewnie tak, znaczy nie jestem do końca pewna.- odparła spoglądając na mnie. Przez myśl przypomniał mi się obrazek szalonych imprez za czasów liceum, to były czasy... Dobrze pamiętam jak kuzyn jako, że jest starszy załatwiał napoje i z reklamówkami trunków szliśmy do Kaśki, której rodzice byli przesympatycznymi ludźmi i często jeździli w delegację, więc dziewczyna urządzała imprezy na 30 osób. Tyle społeczeństwa w niewielkim domku, na obrzeżach miasta, a miliony wspomnień...
- Ciociu?- zniecierpliwiła się dziewczyna.
- Dobra, ale o północy widzę cię w domu.- odparłam.
- Pierwsza.- zarządziła.
- Dwunasta.
- Wpół do pierwszej? - zaproponowała słodkim głosem, który doprowadzał mnie do euforii.
- Niech będzie.
- Pierwsza?- wpatrywała się we mnie oczekująco.
- Jeszcze jedno słowo, a wrócisz przed dobranocką.
- Dobra, niech będzie wpół do pierwszej.- westchnęła obracając krzesło do poprzedniej pozycji. Wyszłam z pokoju zaglądając do kojca z Blanką, z grymasem na twarzy.
- Co jest śliczna? - zapytałam, a ona wtuliła się we mnie i ciężko oddychała, przecierając oczka ze zmęczenia.- Ojej kochanie, babcia cie tak wymęczyła? Chodź, damy ulubionego króliczka, kocyk i pójdziesz lulu.- Położyłam ją w kojcu, gdzie od razu przyciągnęła swój ulubiony kocyk i wtuliła się w niego. Wpatrywałam się w nią przez jakiś czas, a gdy powieki powoli jej się zamykały wyszłam z pokoju na palcach. Wzięłam się za gotowanie. Naprawdę jestem szalona. Nigdy tego nie robiłam, a już biorę się za ugotowanie obiadu i to sama. Z laptopem na kolanach usiadłam na ladzie, szukając jakiegoś w miarę łatwego, ale i smacznego dania. Coraz bardziej oddalałam się od tego pomysłu, gdy moim oczom ukazał się przepis na spaghetti. Mrużąc oczy spojrzałam na pełne reklamówki leżące na szafce. Wszystko wskazywało na to, że produkty mam, więc teraz się już nie wywinę od gotowania.
Ostatnimi czasy, zwykle to Fabian przynosił nam obiadki, ale teraz jedynie mówimy sobie "cześć", gdy jedziemy windą w bloku, lub mijamy się w drzwiach. Jedno wiem, na pewno to on zawinił, więc nie widzę potrzeby przepraszania go za cokolwiek...
Robiłam wszystko według poleceń w przepisie. W trakcie "kucharzenia" moja kruszynka zaczęła płakać, więc pobiegłam do niej, ale gdy wzięłam ją na ręce nie uspokoiła się. Wręcz przeciwnie. Jej krzyk roznosił się po całym mieszkaniu.
-Co się jej stało?!- powiedziała Lena z grymasem na twarzy wchodząc właśnie do pokoju.
- Nie mam pojęcia, zaczęła płakać jak się obudziła i teraz bez przerwy.- odparłam kołysząc mocniej dziewczynkę.
-Dasz radę? Ja już muszę iść. - zapytała po chwili, zbliżając się delikatnie.
-Jasne, leć. Kiedyś musi się zmęczyć.- odparłam przytulając ciągle płaczącą Blankę.
Kolejne minuty były coraz gorsze, mała bezustannie płakała, po jej policzkach spływały wielkie łzy, a ja patrzyłam na nią i sama zaczęłam płakać. Nie mogłam nic zrobić, a patrząc jak ona się męczy, sama poczułam się źle! Próbowałam ją czymś zabawić, nakarmić, kładłam ją i uciskałam nóżki, bo może brzuszek ją bolał, ale bez zmian. Położyłam ją w kojcu, a sama usiadłam na łóżku i zasłaniając uszy, bujałam się w na boki. Przymknęłam oczy i schowałam głowę w kolana chcąc uspokoić myśli. Nie wiem ile to trwało, ale po paru minutach przestałam słyszeć krzyk Blanki. Zerwałam się z myślą, że z wycieńczenia zemdlała, ale zobaczyłam tylko Fabiana z dziewczynką na rękach.
-Ja, ja...- jąkałam się trzymając się za głowę, ale jedynie przytuliłam się do Fabiana, a on szeptał w moje włosy, że wszystko już dobrze, że jest tu ze mną. Po krótkiej chwili do moich nozdrzy doszedł zapach spalenizny. Odepchnęłam od siebie chłopaka i pobiegłam do kuchni, gdzie spalił się farsz do dania...
- Cholera!- krzyknęłam i zsunęłam z palnika patelnię. Otworzyłam wszystkie okna w pobliżu i machałam szmatką, by spalenizna wypłynęła na zewnątrz. Gdy sytuacja w miarę została opanowana, usiadłam na wysokim krześle kompletnie wyczerpana, a do pomieszczenia wszedł Fabian.
- Zasnęła.- szepnął kładąc mi głowę na ramieniu, a po plecach przeszedł mi dreszcz, który chłopak musiał poczuć, bo zaśmiał się lekko. Byłam kompletnie oszołomiona, a gdy wziął mnie na ręce wtuliłam tylko głowę w jego tors i zaciągnęłam się zapachem perfum. Położył mnie delikatnie na łóżku i otulił kocem, a przed wyjściem pocałował w czubek głowy. Momentalnie odpłynęłam w objęcia Morfeusza...
-Kornelka...- delikatny szept nad uchem spowodował, że obudziłam się, a po rozpoznaniu głosu lekko uśmiechnęłam.
-Długo spałam?- zapytałam równie cicho.
-Tak długo, żebym zdążył zrobić kolację, ale tak słodko spałaś, że nie miałam serca cię budzić.- wyszczerzył się.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jestem okropna w roli matki.- westchnęłam przymykając oczy. Ciągle czułam na sobie wzrok chłopaka, co stało się lekko krępujące.
-Może za bardzo chcesz przypominać im Kingę? Bądź sobą, jesteś fantastyczna. Na pewno dasz radę. zresztą zawsze masz mnie obok. - zaśmiał się nerwowo. - Mogę być nawet bliżej.- szepnął.
- Jestem osobą wredną, bardzo zazdrosną, robiącą kłótnie o wszystkie nawet najmniejsze rzeczy i denerwują mnie spóźnialscy, a jeśli nie będziesz ze mną szczery z życia zrobię ci piekło...- ciągnęłam.
- Nie robi to na mnie różnicy.
-W takim razie bądź...- Wtedy Kornelia Hula poczuła w swoim sercu ciepło.
***
Tylko mnie nie bić! Wiem, jestem okrutna i musiałyście bardzo długo czytać, a do tego wyszło beznadziejnie, ale mam dla Was niespodziankę ;) Jeżeli lubicie kochanego Reus'a, zapraszam tu : klik. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie ;) Trzymajcie się cieplutko i do napisania!